MIŁOŚĆ NIE ZNA GRANIC

polregion.pl 2 dni temu

Miłość nie zna zakazów.
– Wiesz, kochanie, jak to mówią, nie każda Kasia jest z Warszawy, nie każdy Jan będzie z Gdyni. Świętych na tej grzesznej ziemi mało. Więc nie potępiaj, a lepiej zajrzyj w głąb siebie. Byłaś naprawdę taką przykładną żoną dla swego Janka? – Babcia zmrużyła oczy, jakby znała odpowiedź na swoje pytanie.
– Babciu, Janek odszedł do mojej przyjaciółki! Gdzie tu sprawiedliwość? Mam cicho siedzieć? – Nie mogłam ukryć oburzenia.
– W każdym razie nie pędź do pracy Janka ze skargami do jego szefostwa, jaki jest kobieciarz. Stracisz własną twarz, i tyle. Znamy to, przechodziłyśmy… Zdradzone żony biegały po komitetach zakładowych, zalane łzami. ale miłość nie słucha zarządzeń i zakazów. To nie pomoże, córeczko. Pogódź się. A czas pokaże, co i jak – Babcia zachowała spokój.
Moja wieść o zdradzie męża i niewiernej przyjaciółce ani jej nie poruszyła, ani nie zaniepokoiła. Jakby to była zwykła codzienność.
Hmm, „pogódź się”, łatwo powiedzieć. Przyjaciółka Kasia – dopieroż to zdradziecka żmija okazała się. Swojego męża pochowała, zabrała się za mojego. Nie wyjdzie, nie oddam!
Zdarzało się, mój Janek wzdychał do Kasi. Pamiętam, gdy całą grupą poszliśmy do łaźni. Mój Janek nie mógł oderwać oczu od Kasi. Oblewał się ślinką jak kot przed śmietaną. Wzrokiem obejmował i całował przyjaciółkę owiniętą białym prześcieradłem. Ja jakoś nie przywiązywałam wagi do tych niedomówień.
Kasia, bez wątpienia, była piękna, miła, ciepła. I co z tego? Z Jankiem przeżyliśmy szesnaście lat, mamy syna Dawida. Wierzyłam mocno, iż moja rodzina jest trwała i żadna grzeszna siła jej nie złamie.
Kasia z Markiem nie mieli dzieci. Wiem, Kasia bardzo to przeżywała. O Marku nie powiem nic, on w większości milczał w tym temacie. Sądzę, iż przeżywał to po męsku. Przyjaźniliśmy się jako rodziny. Często wyjeżdżaliśmy za miasto, razem spędzaliśmy urlopy. Weseliliśmy się, jak potrafiliśmy. Tak, widać, wszystkiemu dobra pora. Nieszczęście czaiło się już za progiem, uśmiechnięte.
– Dagmaro, Marka zabrało „Pogotowie”. Zawał. Boże, mówiłam mu przecież:
– Daj spokój, weźmiemy dziecko z domu dziecka! Nie, tylko milczał i chmurzył się coraz bardziej. Teraz nie wiem, czego się spodziewać. Wyjdzie z tego? – Nieszczęsna Kasia szlochała w niebogłosy.
– Uspokój się, Kasiu. Wszystko się ułoży! Zobaczysz. Marek to u ciebie mocny chłop – szczerze pocieszałam przyjaciółkę.
– Ech, Dagmaro! Jak żyć bez Marka, nie wyobrażam sobie! On dla mnie to światło w oknie. I pocieszy, i dodaje odwagi. Czym ja będę sama? – Łkała Kasia.
– Nie grzeb go przed czasem, Kasiu. Weź się w garść. Nie załamuj się. Makijaż, manicure, uczesanie… Narzuć uśmiech i marsz do męża do szpitala! Marek znów się w tobie zakocha i szybciej wróci do zdrowia…
Wówczas wszystko dobrze się skończyło. Marka podlecza, postawił na nogi. Życie potoczyło się swoim rytmem.
Wkrótce Marek i Kasia adoptowali trzyletnią dziewczynkę, Dominikę. Rodzina była u szczytu szczęścia.
– Teraz to choćby nie boję się umierać! – Nagle oznajmił Marek przy świątecznym stole.
– Ty co? Teraz dopiero trzeba żyć, córeczkę wychowywać – zdziwiliśmy się niespodziewanym słowom Marka.
– Mówię to tak: nie zmarnowałem życia. Przynajmniej jedną dziecięcą duszę ogrzałem, przygarnąłem. Na moją Kasie pokładam nadzieję. Ona da sobie radę z córeczką. Pozwalam jej wyjść za mąż, gdyby co… – Marek patrzył z jakąś nieuchwytną smutkiem w oczach, mówiąc zagadkami.
– Ojej, Marku, nie zmyślaj! No to, przyjaciele, wypijmy za nasze rodzinne szczęście! – Wzniósł toast mój Janek.
Na tym skończono spowiedź Marka. Do czasu…
Anioł śmierci niby kulawy osioł, odwiedza każde drzwi. Marek nie uchronił się. Drugi rozległy zawał nie zostawił szans. Marek śpi snem wiecznym.
Została Kasia z córeczką. Opiakała męża zgodnie ze zwyczajem i znów nabrała życia. Kasia miała wtedy trzydzieści lat. Przyjaciółka całkiem zmieniła wizerunek. Z blondynki stała się gorącą brunetką, odświeżyła szafę i zaczęła uśmiechać się częściej niż kiedykolwiek. przez cały czas spotykaliśmy się przy świątecznym stole.
Mój Janek za każdym razem nie mógł się doczekać spotkania z Kasią. Przy niej Janek iskrzył dowcipami, śmiał się w nieodpowiednich momentach, starał się przypodobać młodej wdowie. A córeczkę Kasi nie odstępował na krok.
Te zachwyty męża jakoś mi wtedy nie przeszkadzały. Myśla
Teraz sama zapalam świeczkę w kościele, powoli buduję własne życie na nowo, spokojnie i z godnością, widząc jak Daniel dorasta, choć echo tamtej miłości czasem niespodzianie zadrży gdzieś głęboko.

Idź do oryginalnego materiału