Miłość w obliczu nienawiści

twojacena.pl 6 godzin temu

Miłość przez nienawiść

Halina Wójcik stała przy oknie i patrzyła, jak jej sąsiadka Bogumiła wiesza pranie na podwórku. Każdy ruch tej drugiej wydawał jej się celowo powolny, jakby Boga specjalnie zwlekała, żeby dłużej popisywać się przed cudzymi oknami.

— Znowu ta krowa się wystawia — mruknęła Halina, ściskając brzeg firanki. — Pewnie myśli, iż wszyscy na nią patrzą.

Tymczasem Bogumiła Nowak rozwieszała uprane prześcieradła, nużąc coś pod nosem. Była trzy lata młodsza od Haliny, ale wyglądała na mniej niż swoje pięćdziesiąt osiem lat. Włosy zawsze ułożone, sukienki wyprasowane, buty wypucowane. I ta jej manierka — proste plecy, uniesiony podbródek — doprowadzała Halinę do zgrzytania zębami.

Kobiety mieszkały w sąsiednich mieszkaniach od ponad dwudziestu lat i przez cały ten czas między nimi tliła się jakaś niezrozumiała wojna. Zaczęło się od głupstwa — Bogumiła raz zauważyła, iż Halina sadzi petunie w ogródku nie tak, jak trzeba. Poradziła, jak lepiej. Halina odebrała to jako bezczelną ingerencję w jej sprawy.

— Sama wiem, jak kwiatki sadzić! — warknęła wtedy. — Nie ucz mnie życia!

— Chciałam tylko pomóc — odpowiedziała zmieszana Bogumiła. — U mnie na działce też takie rosły, były bardzo ładne.

— Nie potrzebuję twojej pomocy! — odcięła Halina i demonstracyjnie odwróciła się na pięcie.

Od tamtej pory witały się przez zęby, a częściej udawały, iż się nie widzą. Halina w każdym geście sąsiadki dopatrywała się ukrytego podstępu albo chęci upokorzenia. Gdy Bogumiła kupowała nową torebkę, Halina uważała, iż się przechwala. Gdy piekła ciasta, których zapach unosił się po całej klatce — iż robi to na złość, żeby pokazać, jaka to gospodyni.

— Mamo, dlaczego się tak do niej przypinasz? — mówiła córka Haliny, Kasia, gdy przyjeżdżała w odwiedziny. — Normalna kobieta, co ty w niej takiego strasznego widzisz?

— Ty jej nie znasz — mruczała Halina. — Tylko z pozoru taka przyzwoita, a w rzeczywistości… Pamiętasz, jak Kowalskim kota ukradła?

— Mamo, kot sam do niej przeszedł! Kowalscy trzymali go na dworze, a ona zabrała go do siebie, nakarmiła. To nie kradzież.

— Tak, tak! Wszystko ona robi dobrze, święta jest! — Halina ze złością zatrzasnęła drzwi lodówki.

Tymczasem Bogumiła cierpiała nie mniej. Sincerze nie rozumiała, dlaczego sąsiadka tak ją nienawidzi. Próbowała kilka razy poprawić relacje — przynosiła pierogi, oferowała pomoc z ciężkimi torbami. Ale Halina za każdym razem odpychała te gesty.

— Dziękuję, nie trzeba — odpowiadała chłodno. — Sama dam radę.

Nawet pierogów nie brała, tłumacząc się dietą. Chociaż Bogumiła dobrze widziała, jak ta kupuje w sklepie torty i ciastka.

— Nie rozumiem jej — wzdychała Bogumiła, rozmawiając przez telefon z siostrą. — Chyba nigdy nic złego jej nie zrobiłam, a ona mnie nienawidzi. Może naprawdę kiedyś powiedziałam coś nie tak?

— Olej ją — odpowiadała siostra. — Ludzie bywają różni. Nie da się wszystkim dogodzić.

Ale Bogumiła ciężko znosiła tę nieustanną chłód. Była z natury towarzyska, lubiła pogadać z sąsiadami, podzielić się nowinkami. A tu mieszka obok kobieta, która patrzy na nią jak na wroga.

Pewnego zimowego wieczoru Bogumiła wracała ze sklepu. Torby były ciężkie, a ścieżka w podwórku śliska. Poślizgnęła się i upadła, rozsypując zakupy po śniegu. Kolano bolało ją tak bardzo, iż nie mogła wstać.

— Och, jak boli! — jęknęła, próbując zebrać roztoczone pomarańcze.

W tym momencie z klatki wyszła Halina. Zatrzymała się na widok tej sceny. W głowie przemknęła myśl: „Niech sobie poleży”. Ale natychmiast zawstydziła się tej myśli. Kobieta leżała na śniegu, było jej zimno i cierpiała.

— Wstawaj — Halina wyciągnęła rękę. — Ostrożnie, nie śpiesz się.

Bogumiła wdzięcznie uchwyciła się dłoni i z trudem stanęła na nogi.

— Dziękuję — szepnęła. — Kolano chyba mocno potłuczone.

— Najpierw zbierzemy zakupy, potem zobaczymy — Halina w milczeniu zaczęła podnosić rozsypane rzeczy. — Masz jodynę w domu?

— Chyba tak.

— Dokładnie przemyj, jeżeli skóra jest zadrapana. I przyłóż coś zimnego, żeby nie spuchło za bardzo.

Zebrały wszystko do toreb i Halina pomogła sąsiadce dotrzeć do windy.

— Jeszcze raz dziękuję — powtórzyła Bogumiła, naciskając przycisk. — Nie wiem, co bym bez pani zrobiła.

Halina tylko skinęła głową i odwróciła się. Ale cały wieczór myślała o tym zdarzeniu. Nie dawało jej spokoju spojrzenie Bogumiły — wdzięczne i jednocześnie zaskoczone. Jakby kobieta nie spodziewała się od niej pomocy.

— A czego się spodziewała? — rozmyślała Halina, zaparzając herbatę. — Że przejdę obojętnie? Za jakiego człowieka mnie ma?

Następnego ranka usłyszała, jak Bogumiła z trudem schodzi po schodach. Windę znowu zepsuto, a sklep był potrzebny. Halina wyjrzała do przedpokoju.

— Jak noga? — zapytała.

— Boli, ale da się wytrzymać. Dziękuję za wczorajszą pomoc.

— E, tam — Halina zawahała się. — Słuchaj, a dokąd idziesz? jeżeli do sklepu, to mogę… Sama i tak tam miałam iść.

Bogumiła zmieszana spojrzała na nią.

— Naprawdę nie ma pani nic przeciwko? Byłabym wdzięczna. Oto lista — podała kartkę. — I pieniądze.

— Jakie pieniądze? Dam radę — Halina wzięła listę. — Mleko, chleb, śmietana. Rozumiem. Coś jeszcze?

— Nie, dziękuję. To wystarczy.

Gdy Halina wróciła z zakupami, Bogumiła powitała ją ciastem.

— To dla pani. Wczoraj upiekłam, akurat wystygło. Z kapustą.

— Nie trzeba — zaczęła automatycznie Halina, ale się opamiętała. — To znaczy… Dzięki. Lubię z kapustą.

Stały na korytarzu i obu było niezręcznie. Tyle lat się nienawidziły, a teraz nagle wymieniają sięOd tego dnia już zawsze dzieliły się ciastem, opowieściami i drobnymi radościami, które sprawiały, iż życie w sąsiedztwie stało się lżejsze i pełne nadziei.

Idź do oryginalnego materiału