„Mój mąż nie chce się rozwijać. Stoi w miejscu, bo tak mu wygodnie”

kobietytomy.pl 4 godzin temu

Nie sztuką podobać się sobie w dniu ślubu, ale sztuką jest się kochać po wielu latach bycia razem.
Najważniejsze to patrzeć na siebie z zachwytem. Jak jednak tego dokonać? Nie jest to proste…. Tym bardziej, iż wszystko się zmienia. My też. Możemy mieć różne wizje przyszłości. Zdarza się przykładowo, iż „mąż nie chce się rozwijać. Stoi w miejscu, bo tak mu wygodnie”. Co wtedy robić? Czy w ogóle cokolwiek robić?

„Mój mąż nie chce się rozwijać. Stoi w miejscu, bo tak mu wygodnie”

A to zależy na co się umówiliście…

Przed ślubem warto rozmawiać i to dużo…Niestety większość par tego nie robi. Oczywiście wymieniają się opiniami, spostrzeżeniami, jednak rzadko rozmawiają o kwestiach kluczowych. A te decydują o naszym związku.

Z drugiej strony można podejmować każdy możliwy temat, umawiać się na pewne rozwiązania – i prawdę mówiąc – to jest sytuacja idealna, choć rzadka. przez cały czas jednak nie jesteśmy w stanie uwzględnić każdej sytuacji, każdego możliwego scenariusza. Życie po prostu zaskakuje. I to nie jest tak, iż osoba dobrze przygotowana, ma stuprocentową pewność szczęśliwych lat w idealnym związku aż po grób. Niestety tak to nie działa…. Można być w porządku, robić wszystko tak, jak trzeba, a i tak się nie uda. To niesprawiedliwe, ale tak właśnie jest.

Dlatego warto mieć pokorę.

Nawet jeżeli się na pewne rzeczy umówiliście, to być może nie uwzględniliście wszystkiego. Na przykład tego, iż komuś powinie się noga, ktoś będzie miał mniej szczęścia. Być może pojawi się choroba…

Mąż czy żona mogą naprawdę chcieć dobrych zmian, ale sytuacja może wyglądać tak, iż nie mają oni na to szans. I chociażby z tego powodu tak ważna jest spokojna ocena sytuacji. Niestety targani emocjami rzadko mamy na nią szansę. Oceniamy rzeczywistość pod wpływem chwili, wzburzenia, nie na chłodno, jak trzeba, dlatego się kłócimy. Padają słowa, których nigdy nie należałoby użyć, oddalamy się od siebie. To niczemu nie służy. Czasami z tego właśnie powodu się rozstajemy i jesteśmy z tej decyzji zadowolone, innym razem po latach żałujemy, bo dochodzimy do wniosku, iż mogłyśmy postąpić przecież inaczej…

Kwestia odpowiedzialności

Tak naprawdę to, czy ktoś się rozwija, czy stoi w miejscu to kość niezgody, która dotyczy nie samego doskonalenia się i wspinania po szczeblach kariery, ale kwestii dużo bardziej fundamentalnej – tematu odpowiedzialności. Odpowiedzialności za wspólne życie, za jego komfort, poczucie bezpieczeństwa.

Obok odpowiedzialności jest też poczucie sprawiedliwości. jeżeli bowiem jedna osoba się stara, a druga nie, to pojawia się zgrzyt. Tak samo jak wtedy, kiedy przez długi czas rozłożenie sił jest nierówne. Jedna strona robi za dwóch, a druga wykorzystuje czyjś entuzjazm, energię i dobre serce. jeżeli przez długi czas przynajmniej jedna osoba z pary ma poczucie niesprawiedliwości, to z czasem konsekwencją tego może być bunt.

Zmiana planów

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ta zasada również obowiązuje w życiu w bliskiej relacji. Jak pokazują badania, bardzo gwałtownie przyzwyczajamy się do dobrego i to, co mamy, przestaje nam wystarczać, chcemy więcej….

Jeśli mamy w sobie naturalną chęć rozwoju i przekraczania własnych granic, to nie ustaniemy w miejscu. Bierne czekanie w naszym odczuciu jest bowiem więzieniem. Będziemy ciągle dążyć do rozwoju i w sumie nic w tym złego, chyba, iż swoim działaniem zaczniemy niszczyć innych. Zdarza się bowiem, iż tak bardzo wierzymy w swoją drogę, iż z uporem maniaka chcemy na nią wciągnąć innych, w taki sposób na nich wpłynąć, żeby działali dokładnie tak, jak my sami. Nasza wizja jest dla nas tak genialna, iż staje się jedyną akceptowalną. Problem w tym, że…druga strona wcale nie musi myśleć tak samo…i ma do tego święte prawo.

Wtedy nasz brak akceptacji i jasno deklarowane inne zdanie staje się problemem. Nie pozostaje bowiem tylko nasze, ale kreowane jest jako jedyne oświecone. Nasze motywacje druga strona odbiera w takiej sytuacji jako przemoc, formę nacisków… Dlatego najczęściej ma nam za złe, iż przesadzamy, iż po czasie się zmieniłyśmy i stałyśmy się nie do poznania… Coś, co bowiem odpowiadało nam jeszcze rok, czy kilka lat temu przestaje być dla nas wystarczające. Dla nas taki stan rzeczy to rozwój. Dla drugiej osoby może być to zmianą zasad w trakcie gry – czyli rzeczą niedopuszczalną.

Warto mieć świadomość, iż bliski nam człowiek może chcieć spokoju. My z kolei możemy traktować czyjąś „bierność” jak płachtę na byka. Na początku w takim układzie było nam co prawda dobrze, ale im więcej zyskałyśmy, tym zrobiło się gorzej, bo zapragnęłyśmy jeszcze więcej…. Taki gorzki scenariusz to problem naprawdę wielu par. Z zewnątrz wydawać by się mogło, iż mają wszystko, ale w środku toczy się dramat.

Niektórzy mówią jasno, iż to dlatego, iż „sodówka” uderzyła, ale takie podsumowanie to zbytnie uproszczenie…

Nierozwijanie się w tym samym tempie, duże różnice intelektualne, zawodowe, inne wizje przyszłości – to wszystko może nas mocno poróżnić, a do tego adekwatnie nie wiadomo, jak temu zapobiec.

Mniej nie znaczy gorzej

Porozmawiajmy o konkretach…

Mąż może uznać, iż to, co ma, mu wystarczy. Ma swoje lata i chce się nacieszyć życiem. Nie ma już siły na ciągłą przepychankę, walkę do utraty krwi. Żona natomiast jest ciągle w biegu, dla niej kwintesencją życia jest osiąganie ciągle nowych celów, realizowanie planów, przełamywanie kolejnych barier, ustawiczna nauka i doskonalenie. Ona czuje, iż żyje, gdy sprawdza swoją siłę, a on pragnie spokoju i odcinania życiowych kuponów.

Czy można go za to winić? Czy to lenistwo? A może to kobieta powinna wyluzować? Zwłaszcza jeżeli ma to, co trzeba….? Czy serio nie da się odpuścić i nieco zwolnić? Może w jej ustawicznym pośpiechu i dążeniu do celu kryje się strach, przemawiają za nią kompleksy? A może wcale nie i jest wprost odwrotnie? Może to ona dźwiga na swoich barkach całą rodzinę, a mąż grzeje się przy ognisku, do którego tylko ona dokłada? Jaka jest prawda? Kiedy jest dobrze, jak jest? A kiedy trzeba ciągle iść do przodu, żeby się nie cofać, czy nie upadać boleśnie?

Nie doceniasz

Rozstrzygnięcie, jaka jest prawda, jest trudne. Tym bardziej, iż każdy może mieć własny pogląd na sytuację. To, co na pewno istotne, to wyniki badań, które jasno wskazują, iż wraz ze stażem związku mamy coraz większą tendencję do niedoceniania życiowego partnera. Przyzwyczajamy się do tego, co dobre, to, co mamy, uważamy za pewnik i każdy błąd po drugiej stronie odbieramy jako większą tragedię niż jest ona w rzeczywistości. W kontrze do każdej zalety i zasługi, która niestety umniejszamy…. To wszystko zostało dokładnie zbadane. Szybciej zauważymy błąd bliskiej osoby niż kogoś mniej dla nas istotnego. Niestety też bardziej cenna będzie dla nas miła uwaga od nieznajomego niż od własnego męża! Innymi słowy wieloletnie partner jest na straconej pozycji…Przynajmniej tak może się wydawać…. Trudniej mu nas zadowolić i spełnić nasze oczekiwania. Gdy dodamy do tego, iż co do zasady własną pracę przeceniamy, a czyjejś nie doceniamy, możemy zrozumieć, iż bywamy niesprawiedliwe. Warto o tym pamiętać.

Rozwiązanie? Chyba tylko świadomość. jeżeli wiemy, jak działa mózg, z jakimi mechanizmami mamy do czynienia w stałym związku, to łatwiej nam pewne rzeczy sobie przetłumaczyć i uniknąć bolesnych życiowych błędów.

Czasami niestety nasze emocje nie pomagają. Nie podpowiadają dobrze. Przeżywajmy je, ale miejmy dystans. Warto się zatrzymać, dać sobie czas, …no i odpuścić. Sobie i komuś.

Idź do oryginalnego materiału