Moja córka zabroniła widzeń z wnuczką, gdy odzyskałam swoje życie

twojacena.pl 18 godzin temu

Całe swoje życie poświęciłam córce, a potem wnuczce. Ale chyba moje bliskie zapomniały, iż ja też mam prawo do osobistego szczęścia, które nie jest związane wyłącznie z nimi. Wyszłam za mąż bardzo młodo – w wieku dwudziestu jeden lat. Mój mąż, Marek, był cichym, spokojnym człowiekiem, pracowitym do szpiku kości. Pewnego dnia zaproponowano mu wyjazd w delegację na dwa tygodnie – rzekomo dobrze płatną, transport towaru do innego regionu.

Nigdy nie wrócił. Do dziś nie wiem, co stało się podczas tej podróży. Pewnego dnia po prostu zadzwoniono mi i powiedziano, iż Marka już nie ma. Zostałam sama z dwuletnią córeczką na rękach, w całkowitej samotności. Rodzice męża dawno nie żyli, a moi mieszkali w innym mieście. Nie wiedziałam, jak przetrwać i zapewnić dziecku byt.

Na szczęście po Marku zostało nam mieszkanie w bloku – kawalerka. Gdyby nie to, nie wiem, jakbyśmy sobie poradziły. Z wykształcenia jestem nauczycielką, początkowo próbowałam udzielać korepetycji w domu, ale uczyć uczniów, gdy wokół biega i marudzi małe dziecko, było prawie niemożliwe.

Nie mogłam znaleźć stałej pracy przez małą Kingę. Jak zostawić dwulatkę samą na cały dzień? Mama przyjechała pewnego dnia, zobaczyła moje rozpaczliwe położenie – i zabrała Kingę do siebie. Prawie dwa lata mieszkała z babcią i dziadkiem, a ja harowałam bez wolnych dni. Pracowałam w szkole, brałam dodatkowe lekcje, udzielałam korepetycji.

W weekendy jeździłam do córeczki. Każdego pożegnania serce mi się krajało. Potem przyszła kolej do przedszkola – bałam się, iż znów będę siedzieć na zwolnieniach, ale na szczęście Kinga była zdrową dziewczynką i rzadko chorowała. Z czasem zostałyśmy tylko we dwie. Potem szkoła, potem studia.

Pracowałam ponad siły, by miała najlepsze buty, spódnicę, bluzkę. Praktycznie nigdy nie miałam jednego etatu – zawsze dwa, a czasem choćby trzy. Gdy Kinga skończyła studia i znalazła pracę, po raz pierwszy odetchnęłam. I jednocześnie poczułam szok – bo teraz już nikomu nie byłam potrzebna.

Nie musiałam już łapać się każdej dodatkowej podczas pracy. Organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa, a jedynym przyjacielem został mi kot. Córka czasem wpadała na weekendy, ale zabawianie samotnej matki cały dzień – to nie było w jej planach. Czułam się zapomniana. Wszystko zmieniło się, gdy urodziła się moja wnuczka Ola.

Na kilka miesięcy przed jej narodzinami przeprowadziłam się do córki i jej męża – Tomka. Zakupy, sprzątanie, przygotowania do porodu – wszystko spadło na mnie. A potem, gdy Kinga wróciła do pracy, całkowicie przejęłam opiekę nad malutką. Ale nie narzekałam – wręcz przeciwnie, znów czułam się potrzebna.

W tym roku Ola poszła do szkoły. Po lekcjach zabierałam ją do siebie, karmiłam, odrabiałam z nią zadania, chodziłyśmy do parku lub na zajęcia dodatkowe. Tam, w parku, poznałam Jana. On też spacerował z wnuczką. Rozmawialiśmy. Jan wcześnie owdowiał, tak jak ja, i teraz pomagał córce w wychowywaniu dziewczynki.

Gdy poznałam Jana, choćby nie śmiałam marzyć. Ani razu od śmierci męża nie byłam na randce czy kolacji. Najpierw – małe dziecko, potem – praca. Po narodzinach wnuczki z dumą nazywałam się babcią. A czy babcie mają adoratorów? Okazało się, iż tak. Jan przypomniał mi, iż wciąż jestem kobietą.

Pierwsza wiadomość od niego z propozycją spotkania we dwoje, bez dzieci, była dla mnie szokiem. Z nim zaczęło się moje nowe życie. Chodziliśmy do kina, teatru, jeździliśmy na festiwale, wystawy. Znów poczułam smak życia.

Niestety, moja córka przyjęła to z niechęczcią. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu w sobotni poranek:

— Mamo, przyjedziemy z Olą, posiedzisz z nią w weekend?

— Przepraszam, córeczko, ale mam już plany. Nie ma nas w mieście. Następnym razem powiedz wcześniej – na pewno posiedzę.

Kinga tylko niechętnie prychnęła i rozłączyła się. W poniedziałek wróciliśmy z Janem do domu. Byłam w świetnym nastroju, pełna energii. choćby Ola zauważyła, jak błyszczą mi oczy. Wszystko było spokojne do piątku, aż zadzwoniła ponownie:

— Zaprosili nas znajomi, zostawię Olę?

— Umówiłyśmy się – informujesz wcześniej. Mam już wszystko zaplanowane.

— Znowu włóczysz się z tym swoim Janem?! On ci całkiem rozum odebrał! — wrzasnęła.

— Kinga, co ty wygadujesz? — próbowałam ją uspokoić.

— Zupełnie zapomniałaś o Oli! Mówiłaś, iż nie potrzebujesz swojego szczęścia. A teraz co? Wszystko się zmieniło?

— Tak, zmieniło się! Znów żyję. Chciałabym, żebyś mnie zrozumiała – kobietę, a nie tylko matkę.

— A Ola ma cię jak rozumieć? Wymieniłaś ją na faceta?!

— Co ty pleciesz?! Wciąż spędzam z nią większość czasu. Po prostu przeproś za te słowa – i zapomnimy o tym.

— Ja mam przepraszać?! To ty chyba oszalałaś. Nie zostawię już z tobą Oli. Najpierw ogarnij się – potem pogadamy, — rzuciła Kinga i odłożyła słuchawkę.

Po tym po prostu wybuchnęłam płaczem. Do bólu, do drżenia. Tak bardzo się starałam, całe życie żyłam dla nich. A gdy przyszła moja pora – po prostu mnie wymazały. Tak po prostu. Za to, iż w końcu pozwoliłam sobie być szczęśliwa.

Mam nadzieję, iż Kinga ochłonie. Zadzwoni. Zrozumie. Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez Oli. Najgorsze jest to, iż poświęcenie nie zawsze daje wdzięczność – czasem tylko przyzwyczajenie, które łatwo zamienia się w roszczenie.

Idź do oryginalnego materiału