Można przecież i przegapić

twojacena.pl 1 dzień temu

Można przecież i przeoczyć
„Kasiu, zostanij moją żoną!”
Marek, czerwieniąc się, podał Kasi aksamitne pudełeczko. Siedzieli w przytulnej kawiarence, gdzie unosił się zapach świeżego ciasta i cicho grała muzyka. Oczy chłopaka błyszczały nadzieją, a usta drżały lekko z emocji… Zawahał się i, widząc zmieszanie dziewczyny, dodał:
Więc… wyjdziesz za mnie? Czy…
Kasia, która dotąd beztrosko się uśmiechała, nagle spoważniała, a po jej twarzy przemknął cień irytacji. Odstawiła kieliszek z musującym winem i przeciągle westchnęła:
Marku, przepraszam, ale… nie mogę!
Jak to nie możesz, Kasieńko, dlaczego? zdumiał się. Pomyśl, jesteśmy razem już pięć lat. Studia za nami. Mamy dobrą pracę, własne mieszkanie. Dlaczego by nie zalegalizować naszego związku? Naprawdę nie chcesz, żebyśmy stworzyli rodzinę?
Kasia wzruszyła ramionami:
Marku, zrozum, nie czuję się jeszcze gotowa na taki krok! Chcę trochę pożyć dla siebie. Wiesz, te wszystkie uroki małżeństwa bigos, pieluchy, odwiedziny u rodziny w weekendy to jeszcze nie dla mnie! Chcę zobaczyć świat, poszaleć z przyjaciółmi. Po prostu robić to, co mnie interesuje. Jeszcze jestem młoda, całe życie przede mną! Więc teraz nie chcę się wiązać!
Czyli jestem dla ciebie ciężarem? urażony spytał Marek.
Dlaczego od razu ciężarem?! Po prostu mam teraz inne cele! A poza tym, czy naprawdę jest nam źle bez tego pieczątki w dowodzie? próbowała złagodzić cios Kasia. Przecież najważniejsza jest miłość, prawda?
Ale w sercu Marka już wrzeło oburzenie:
Inne cele? Myślałem, iż mamy wspólne plany! A tu się okazuje, iż jeszcze nie wyszalałaś się w klubach, jak ta ważka z bajki!
A, więc tak! Więc ja jestem ważką? A ty, taki mądry mrówko, już wszystko za nas zdecydowałeś? I nie obchodzi cię, co dla mnie ważne? wściekła się Kasia. No to sobie idź, wiesz gdzie!
Niedoszła narzeczona gwałtownie wstała od stolika i wybiegła z kawiarni, zostawiając Marka w kompletnym osłupieniu.
Wściekła i rozdrażniona biegła ulicami, aż w końcu dotarła do miejskiego parku. Rzuciła się na pierwszą lepszą ławkę. Złość kipiała w jej piersi jak gorąca lawa, gotowa wybuchnąć z wulkanu.
Nie, jak on śmiał! Myśli, iż może decydować za mnie! Nie mamy jeszcze choćby trzydziestu lat, nie pożyliśmy na dobre! A on już chce zamknąć mnie w tej domowej niewoli? myślała, gotując się wewnętrznie.
Była tak pochłonięta gniewem, iż nie zauważyła, gdy obok niej usiadła jakaś kobieta. Dopiero ostry, nieprzyjemny zapach sprawił, iż drgnęła i spojrzała w bok. Obok siedziała żebraczka brudna, w podartych ubraniach, z gasnącym spojrzeniem.
Mogę zabrać? wskazała wzrokiem na pustą butelkę stojącą pod ławką.
Kasia, wciąż pod wpływem kłótni, spojrzała na nią ze złością.
A ty pracy nie próbowałaś? Ręce i nogi masz całe, mogłabyś się trochę pomęczyć! wyrzuciła z siebie bez zastanowienia.
Zwykle Kasia współczuła cudzej biedzie. Ale teraz nieświadomie chciała wyładować swoją złość na kimś, bo paliła ją od środka i dusiła w gardle.
Kobieta skinęła głową:
No tak, poszłabym do pracy, tylko kto by taką przyjął? Jak mnie widzą, to drzwi zamykają.
A kto ci winien?
No nikt! zgodziła się ochoczo śmierdząca kobieta.
Wsunęła rękę w ogromną kieszeń starych dresów, wyciągnęła niedopałek i próbowała go zapalić. Ale nagle zmieniła zdanie i schowała go z powrotem. Milczenie potraktowała jako zachętę do dalszej rozmowy:
Mówią na mnie Mańka Bezdomna. Gdybym nie była w młodości taką głupią, może nie siedziałabym tu teraz z tobą. Może miałabym już wnuki, kiszone ogórki w piwnicy i prasowałabym koszule mężowi do pracy. Też byłam taka ładna jak ty! kobieta uśmiechnęła się bezzębnie i zakaszlała. A w młodości zawsze się wydaje, iż świat leży u stóp, iż dasz radę ze wszystkim i iż tak już będzie zawsze! A potem okazuje się, iż nie… Byłam z domu dziecka, ale znałam swoją wartość! Chłopaki za mną chodzili całymi tabunami, a ja nos zadzierałam. Szukałam ideału. Jeden elektryk, taki zwykły, starał się o mnie. Chyba Jacek mu było. Kochał mnie do szaleństwa. I kwiaty nosił, i wiersze czytał, na rękach by mnie nosił! A przede wszystkim był solidny. Wszyscy mi mówili, żebym nie odmawiała i za niego wyszła. Że z nim będę jak za kamiennym murem… A ja? Fe, jakiś tam Jacek! mówiłam. Marzyłam o księciu na białym koniu, żeby miał egzotyczne imię, wiesz? Żeby bogaty, przystojny i żeby cały świat rzucił mi pod nogi. I wcale nie chciałam zamąż. Mówiłam, iż jestem wolna jak ptak, chcę nacieszyć się życiem…
Mańka zamilkła, wspominając coś swojego.
No i co było dalej? spytała Kasia z prawdziwym zainteresowaniem.
Wydawało się, iż jej własne problemy zeszły na dalszy plan, teraz słuchała tej zaniedbanej kobiety, która nieprzypadkowo znalazła się na tej samej ławce.
A nic! wzruszyła ramionami Mańka. Szukałam tego księcia, szukałam… Bawiłam się na całego, imprezowałam, jak wy teraz mówicie. Aż trafiłam na jednego przystojniaka, głupia byłam! Pięknie mówił, przysięgał miłość wieczną. Tak mnie omotał, iż choćby nie zauważyłam, jak przepisał na siebie moje mieszkanie z programu dla sierot. A potem… potem wykorzystał moją urodę i młodość i po prostu wyrzucił mnie na bruk. Jak niepotrzebny grat. Wiedział, iż nikt się za mną nie ujmie. Kto by bronił sieroty, do tego z taką opinią? I zostałam Mańką Bezdomną. A Jacek… mówią, iż od dawna jest szczęśliwy z inną. Dzieci mają, dom pełen dostatku. Raz choćby widziałam go z żoną i dziećmi. Szli ulicą. Tylko nie podeszłam. Schowałam się za przystanek, ż

Idź do oryginalnego materiału