Myślałam, iż znalazłam szczęście…

twojacena.pl 3 godzin temu

Dziś stało się coś, co otworzyło mi oczy. Gdy Katarzyna płaciła za zakupy w sklepie, Piotr stał z boku. Kiedy zaczęła pakować torby, wyszedł na zewnątrz. Wychodząc, podeszłam do niego, gdy zapalał papierosa.
„Piotrze, weź torby” poprosiłam, podając mu dwie najcięższe.
Spojrzał na mnie jak na złodziejkę i zdziwiony spytał: „A ty co?”
Zabrakło mi słów. Co znaczy „a ty co”? Mężczyzna zwykle pomaga. To nie w porządku, gdy kobieta dźwiga ciężary, a on kroczy jak pan.
„Piotrze, są naprawdę ciężkie” odparłam.
„I co z tego?” burknął, celowo idąc szybciej. Myślał: „Co jej się wydaje? Mam być tragarzem? Jestem mężczyzną i sam decyduję! Niech sobie dźwiga, nie umrze”. Dziś postanowił mnie „ustawić po swojemu”.
„Piotrze! Dokąd idziesz? Weź torby!” krzyknęłam za nim, ledwie powstrzymując łzy.
Torby były ciężkie, a wiedział o tym, bo sam wrzucał do wózka wędliny i słoiki żuru. Do domu na Szczęśliwicach było tylko pięć minut, ale z tym balastem droga ciągnęła się w nieskończoność.
Szłam, niemal płacząc. Czekałam, iż wróci. Ale nie oddalał się. Chciałam rzucić zakupy, ale w transie dociągnęłam je do klatki. Osunęłam się na ławkę. Chciało mi się płakać z bezsilności, ale wstydziłam się łez na ulicy. Najgorsze było to, iż zrobił to świadomie. A przecież przed ślubem był taki uważny…
„Witaj, Kasiu!” głos sąsiadki oderwał mnie od myśli.
„Witaj, Babciu Marysiu” odpowiedziałam.
Maria Wiśniewska, mieszkająca piętro niżej, znała mnie od dziecka. Była jak druga babcia.
Postanowiłam oddać jej zakupy. Myślałam: „Niech nie idą na marne”. Jej emerytura ledwo starcza na kiełbasy. Zawiozłam torby, a gdy zobaczyła sos tatarski, oscypki i brzoskwinie w puszce rozpłakała się. Czując wyrzuty sumienia, iż rzadko jej dogadzam, pocałowałam ją na pożegnanie.
Gdy weszłam do mieszkania, Piotr wyszedł z kuchni, przegryzając coś.
„A gdzie torby?” zapytał beztrosko.
„Jakie torby?” spytałam jego tonem. „Te, które mi pomogłeś nieść?”
„Oj, daj spokój! Źle wzięłaś?” próbował żartować.
„Nie” odpowiedziałam spokojnie. „Po prostu wyciągnęłam wnioski.”
Zesztywniał. Spodziewał się awantury, a nie takiej ciszy.
„I jakież to wnioski?”
„Nie mam męża” westchnęłam. „Myślałam, iż wyszłam za mąż. A okazało się, iż poślubiłam durnia.”
„Nie rozumiem” udawał obrażonego.
„Co niejasne? Ja chcę mężczyznę. Tobie najwyraźniej też zależy, by żona była męska” patrzyłam mu w oczy. „Więc potrzebujesz i ty męża.”
Sina ze złości, zacisnął pięści. Ale już nie widziałam tego pakowałam jego rzeczy w walizkę. Piotr awanturował się do końca.
„Przecież mieliśmy się dobrze! Nosisz samą jedną torbę i już ruina!” krzyczał, gdy pakowałam niedbale jego koszule.
„Walizkę sam zaniesiesz. Liczę na to” przerwałam, wypychając go za drzwi.
Wiedziałam: gdybym puściła to płazem, następnym razem „ustawianie po swojemu” byłoby gorsze. Zatrzasnęłam zamek.

Idź do oryginalnego materiału