Na skrzydłach losu

newsempire24.com 14 godzin temu

Na ptasich prawach

— Pani Nina, dzisiaj o szóstej jest wywiadówka Kacpra. Trzeba iść do szkoły, bo my z Arturem nie zdążymy. Żeby pani nie zapomniała, zadzwonię około piątej i przypomnę — oznajmiła synowa Alicja z przedpokoju, jednocześnie poprawiając szminkę.

— Alu, może lepiej wy sami? Słuch mam słaby. Tam tylu rodziców, wszyscy coś proponują, a ja tylko się denerwuję — odparła pani Nina, wychodząc ze swojego pokoju.

— Pani Nino, no przecież Artur pracuje do nocy, a ja mam raporty. Pani i tak siedzi w domu! Znowu to samo… — zirytowana prychnęła Alicja.

— Alu, ja nie siedzę bezczynnie. Sprzątam, chodzę na zakupy, gotuję obiad dla Kacpra… A mam już przecież sześćdziesiąt siedem lat… — upierała się pani Nina.

— Widzę, iż pani dziś rano ma ochotę na awanturę. Będzie mi pani wypominać, iż gotuję wnukowi zupę. To pani jedyny wnuk, nawiasem mówiąc! Artur, no powiedz coś! — Alicja była już poza sobą, zwracając się do męża.

— Mamo, no serio. Idź i już. Posiedzisz, posłuchasz. jeżeli powiedzą, żeby zebrać pieniądze, od razu daj znać, przeleję. Przecież to nic trudnego… Nie wiem, o co ta cała dyskusja — spokojnie, jak zwykle, odpowiedział Artur, syn pani Niny.

— Mniejsza z tym. I tak nie mogę dziś pójść. Miałam swoje plany… — cicho powiedziała pani Nina.

— No to niech pani zajmie się swoimi planami! Wszyscy przyjdą rodzice, a nasz syn będzie jak sierota! Dziękuję za zepsuty nastrój! — krzyknęła Alicja i wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami.

— Właśnie, iż wszyscy rodzice… — odparła pani Nina i wróciła do swojego pokoju.

Artur przez chwilę stał w przedpokoju, poprawił krawat przed lustrem, wziął laptopa i też wyszedł.

— Wychodzę. Kacprze, nie spóźnij się do szkoły na pierwszą lekcję. — Po tych słowach drzwi wejściowe znów zatrzasnęły się.

W mieszkaniu zapanowała cisza…

Dwunastoletni Kacper był już gotowy do wyjścia. Pozostałe kilka minut postanowił wykorzystać na grę w konsolę. Siedział w słuchawkach i choćby nie słyszał, co działo się w domu. A adekwatnie to nic nie słyszał…

…Pani Nina siedziała w swoim pokoju na małej kanapie i patrzyła przez okno. Przez pięć lat, które spędziła w tej ciasnej izdebce, zdążyła poznać na pamięć widok za szybą. Róg sąsiedniego bloku, brzoza, krzaki dzikiej róży i kawałek placu zabaw — wszystko to było jej boleśnie znajome. A to dlatego, iż większość wolnego czasu wieczorami i w weekendy spędzała właśnie tak — siedząc i wpatrując się w okno. Od dawna towarzyszyło jej uczucie, iż w mieszkaniu syna dostała rolę niańki i służącej. I tak właśnie było. A przecież kiedyś żyła zupełnie inaczej…

…Nina urodziła się w zwykłej rodzinie. Od dziecka była skromną i grzeczną dziewczynką. Wszystko miała jak inni: szkoła, potem studia, pierwsza praca po rozdysponowaniu. Nie została jednak w obcym mieście. Postanowiła wrócić w rodzinne strony.

Po powrocie zatrudniła się w miejscowej fabryce. Tam poznała przyszłego męża. Młody kierownik działu, Henryk, od razu zwrócił jej uwagę. On też się jej spodobał. Po kilku miesiącach wzięli ślub. Potem urodził się synek Arturek.

Nina marzyła jeszcze o córce. Ale szczęśliwym planom nie było dane się spełnić. Pewnego dnia do fabryki przyjechała młoda technolog z miasta. Mówili, iż na dłuższą delegację, by uruchomić nową linię produkcyjną. Weronika, bo tak miała na imię przyjezdna, rzeczywiście uruchomiła produkcję. A przy okazji zabrała Ninie męża.

Z początku kobieta wierzyła, iż małżonek wróci. Ale Henryk sam złożył pozew o rozwód, mówiąc, iż zawsze marzył o życiu w dużym mieście. A tu taka okazja… Weronika — kobieta atrakcyjna, z mieszkaniem i meldunkiem w stolicy. Jednym słowem, Henryk wyjechał, by zacząć nowe życie, zostawiając Ninę i małego syna. Prawda, alimenty płacił regularnie — tyle, ile trzeba, ale życiem dziecka nigdy się specjalnie nie interesował.

Pani Nina nigdy szczególnie nie narzekała na los. Ciężko pracowała, starała się dać synowi wszystko, co najlepsze, i wychować go na porządnego człowieka. Jedyną rzeczą, która jej się nie podobała, było to, iż syn odziedziczył po niej charakter — taki sam łagodny, uległy i dobroduszny.

Artur dorósł, poszedł na studia. A pewnego dnia oznajmił matce, iż w weekend przyprowadzi do domu swoją dziewczynę — przyszłą żonę. Nie można powiedzieć, by pani Nina ucieszyła się z tej wiadomości. Przyzwyczaiła się już do życia z synem, a teraz okazało się, iż w ciągu kilku miesięcy zostanie sama w małym dwupokojowym mieszkaniu. Modliła się do Boga, by Arturowi trafiła się dobra dziewczyna, by od razu zeszli się w zgodzie.

W weekend, jak obiecał, przyprowadził ukochaną Alicję. Pani Ninie synowa specjalnie się nie spodobała. Oczywiście, ładna i zgrabna, ale zbyt żywiołowa i przebojowa. Jakoś wyobrażała sobie syna przy skromniejszej dziewczynie. Ale nie wtrącała się. W końcu Artur był mężczyzną, dorosłym i samodzielnym. Sam powinien zdecydować, z kim będzie mu lepiej.

Wkrótce wzięli ślub. Na początku Artur i Alicja mieszkali na wynajmowanym. Potem uzbierali na własne kawalerkę. Po kilku latach urodził się im Kacper. Gdy chłopiec miał iść do szkoły, Alicja na poważnie zaczęła myśleć o większym mieszkaniu i o kimś, kto będzie pilnował syna.

— Artur, może namówimy twoją matkę? — zapytała kiedyś męża.
— Na co namówić? — nie od razu zrozumiał.
— No sprzedać jej starą dwupokojówkę i nasze mieszkanie. Kupimy trzypokojowe. Każdy będzie miał swój kąt, a ona będzie mogła zajmować się Kacprem. Przecież na początku trzeba być po szkole, wozić na zajęcia, pilnować lekcji. Mnie właśnie awansowali na kierowniczkę działu. Nie mogę ryzykować kariery. A ona i tak jest na emeryturze. Siedzi całymi dniami w domu i nic nie robi.
— No, można spróbować… — niepewnie odparł

Idź do oryginalnego materiału