Na weselu teściowa była najszczęśliwszą osobą – zięcia od razu nazwała synem. Ile ją kosztowała ta uroczystość, tylko ona sama wiedziała. Ale Hania miała jeszcze trzy córki i coraz częściej myślała, jakby je jak najszybciej wydać za mąż. Kuzynka, która wszystko to obserwowała, od razu przyszła z nią porozmawiać

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Hania westchnęła ciężko, patrząc na duży tort z napisem „40”. Powtarzała córkom, iż tej daty nie powinno się świętować, ale one – uparte, każda po mamie – zrobiły po swojemu. Chciały, by mamie było dobrze, i mówiły tylko jedno:

– To nie będzie żadne świętowanie, mamo. Po prostu posiedzimy z Tobą, bo tak bardzo się stęskniłyśmy!

Nawet gdyby to była inna cyfra – rok mniej czy więcej – Hania i tak nie chciałaby obchodzić urodzin. Minęło kilka ponad rok, odkąd owdowiała, i od tamtej pory w sercu miała tylko pustkę. Nic nie zapowiadało tej tragedii. Z mężem żyli zgodnie, jak w bajce, dzieci wychowywali razem w miłości. Gdy urodziła się druga córka, mąż powtarzał z radością:

– Bóg kocha trójcę, za trzecim razem na pewno będzie synek.

A Bóg znów dał dziewczynkę. Mąż śmiał się wtedy, iż ma prawdziwe „królestwo córek”. Uwielbiał je wszystkie i żonę nosił wręcz na rękach. Hania miała 33 lata, gdy spodziewała się czwartego dziecka. Tym razem mąż nic nie mówił, po prostu czekali. A kiedy lekarz po USG powiedział, iż znów dziewczynka, machnął ręką:

– I dobrze. Przynajmniej wiem, iż mam najpiękniejsze i najukochańsze dziewczyny pod słońcem. Kim ja bym bez was był? Nikim.

I tak kochał swoją rodzinę do ostatniego dnia życia.

Hania bardzo za nim tęskniła. Córki starały się ją pocieszać, choć same czuły ogromną stratę. Straciły część swojej duszy, której nie dało się już odzyskać. Ale mówią, iż czas leczy rany – i tak też Hania leczyła się pracą i troską o swoje córki. Dwie najstarsze uczyły się już w technikum, a młodsze – w tym najmłodsza, Lenka – chodziły do szkoły podstawowej. Najstarsza zaczęła się spotykać z chłopakiem. Hania zaproponowała:

– Przyprowadź go do nas, poznajmy się.

W niedzielę nakryła stół i czekała. Chłopak miał 21 lat. Hania obserwowała, jak się zachowuje, jak mówi, jak patrzy na jej córkę. A gdy wyszedł, powiedziała:

– Dobry chłopak z niego. Widać, iż serce ma na adekwatnym miejscu. Wyjdź za niego, córeczko, będziesz z nim szczęśliwa.

Córka podskoczyła z radości. I tak w rodzinie Hani odbyło się pierwsze wesele. Ile ją to kosztowało – tylko ona wiedziała. Cztery córki samemu wychować to nie lada ciężar. Dorabiała na drugiej pracy, opiekowała się jeszcze działką. Kiedy dziewczynki były małe, było jej bardzo ciężko, a gdy podrosły, pomagały jej we wszystkim.

Na weselu teściowa była najweselsza i od razu przyjęła zięcia jak syna. Rok później druga córka chciała wyjść za mąż. Hania bez wahania zorganizowała i to wesele.

Kuzynka znowu skomentowała:

– Wypychasz dziewczyny z domu jak ciężar, będzie Ci teraz lżej.

– Nie wypycham – odpowiedziała Hania. – Oddaję je w dobre ręce. Chcę, żeby miały szczęśliwe życie. Nie są dla mnie ciężarem, ale przyznaj – niełatwo samemu utrzymać czwórkę dzieci. Osądzaj, jeżeli chcesz, ale ja mam swoją prawdę. Tylko Bóg zna moje serce.

Trzecia córka wyszła za mąż pięć lat później. Hania tańczyła po pokoju z euforii – to nie żart, trzecia córka poszła za mąż! Została jej już tylko najmłodsza, Lenka. Każdego z zięciów przyjęła jak własnego syna, pokochała ich, jak marzył jej zmarły mąż. Jedynie żałowała, iż nie doczekał tego – tak pragnął mieć syna, a teraz Hania miała aż trzech silnych i dobrych zięciów, którzy byli podporą dla niej i córek.

Zięciów szanowała i traktowała wszystkich równo. A oni odwdzięczali się jej miłością i szacunkiem, mówili do niej jak do matki.

Rodzina miała swoją tradycję – obchodzić „Dzień teściowej”. Wszyscy zbierali się w domu mamy: córki, wnuki i zięciowie z kwiatami i prezentami. Dwa długie stoły zawsze były zastawione. Wszyscy dziękowali Hani za jej serce, cierpliwość i dobre słowo. A ona w zamian smażyła swoje najlepsze naleśniki i częstowała domowym dżemem z wiśni i malin.

„Dzień teściowej” przypadał zawsze na początek lata – właśnie w rocznicę ślubu Hani i jej ukochanego męża. I wtedy czuła się naprawdę najszczęśliwszą osobą na świecie. Miała przy sobie swoje córki, wnuki i zięciów, którzy stali się dla niej synami – prawdziwą nadzieją i oparciem.

Idź do oryginalnego materiału