Nasza córka wychodzi za mąż – czas na nową rodzinę!

newsempire24.com 2 dni temu

**Dzisiaj z żoną, Wojtkiem, postanowiliśmy wydać naszą córkę Kasię za mąż. Kasia skończyła już 27 lat, najwyższy czas, żeby założyła własną rodzinę, tym bardziej iż spotkała porządnego chłopaka – Kamila. Jest pracowity, inżynier z zawodu, dba o Kasię, a my z Wojtkiem od razu go polubiliśmy. Wszystko zmierzało do ślubu, zaczęliśmy już rozmawiać o dacie, sukni, gościach. Ale gdy dowiedziałem się, jakim “wianem” obdarzyła swojego syna jego matka, Barbara Nowak, mało nie spadłem z krzesła. Co to, w XXI wieku mamy powrót do średniowiecza, gdzie posag decyduje, kto kogo jest wart?**

Kasia to mądra dziewczyna. Skończyła studia, pracuje jako marketingowiec, utrzymuje się sama. Zawsze uczyliśmy ją niezależności, żeby nie polegała tylko na mężu. Oczywiście, jako rodzice, chcieliśmy pomóc młodym na starcie. Postanowiliśmy dać im pieniądze na wkład własny do mieszkania, żeby mogli wziąć kredyt. No i moja żona powoli zbierała dla Kasi “wiano” – ładną pościel, zestaw naczyń, choćby nowe zasłony, żeby ich gniazdko było przytulne. Myślałem, iż to drobiazgi, ale pokażą, iż się o nich troszczymy. A Kamil, jako narzeczony, też obiecał dołożyć swoją część – miał oszczędności i mówił, iż chce, żeby między nimi było równo.

W zeszłym tygodniu pojechaliśmy z Wojtkiem do Barbary Nowak, żeby omówić ślub. To kobieta z klasą, zawsze wystylizowana, mówi tak, jakby znała odpowiedź na wszystko. Siedzimy przy stole, pijemy herbatę, a ona nagle rzuca: “Marcinie, a co wy dajecie Kasi w posagu? U nas przecież tradycja, żeby panna młoda wniosła coś wartościowego do rodziny.” Na początku myślałem, iż żartuje. Jaki posag? Mamy im wozy z bydłem przywozić? Ale Barbara była poważna. I wtedy oznajmia: “Ja swojemu Kamilowi dałam samochód, całkowicie spłacony, i połowę ceny mieszkania. A wy co?”

Mało mi filiżanka nie wypadła z ręki. Samochód? Połowa mieszkania? Co to, teraz będziemy płacić za jej syna? Opanowałem się, uśmiechnąłem i powiedziałem, iż też pomagamy dzieciom, ale szczegółów nie zdradziłem. W środku gotowało się we mnie. Nie jesteśmy milionerami, ale dla Kasi zrobiliśmy, co w naszej mocy. A teraz wychodzi na to, iż nasze “wiano” to drobiazgi, a Barbara wychowała sobie księcia, którego musimy obsypywać prezentami?

W domu opowiedziałem wszystko Kasi. Tylko się zaśmiała: “Tato, co za różnica, co oni dają? Ja i Kamil damy sobie radę.” Ale mnie to zabolało. Nie za siebie, za Kasię. Jest taka dobra, szczera, a teraz oceniają ją jak towar na targu. Pogadałem z Wojtkiem, a on, jak zwykle, zbagatelizował sprawę: “Marcin, nie przejmuj się. Ważne, iż się kochają.” Łatwo mu mówić, a ja nie mogę przestać myśleć. Dlaczego mamy się tłumaczyć przed Barbarą? I skąd u niej takie wymagania? Myśli, iż jej Kamil to towar na aukcji, a my mamy za niego płacić?

Po kilku dniach Kasia powiedziała, iż Kamil też nie jest zachwycony rozmowami matki. Przyznał, iż auto i pieniądze są fajne, ale nie chce, żeby ślub zamienił się w licytację. “Ja biorę za żonę Kasię, a nie jej posag” – powiedział. Wtedy trochę mi ulżyło. Kamil ma rozsądek i naprawdę kocha naszą córkę. Ale Barbara nie odpuszcza. Przedwczoraj zadzwoniła i zaczęła wypytywać, ile kosztuje suknia Kasi, ilu gości zaprosimy, i czy nie planujemy “dokładki” do wiana. Ledwo powstrzymałem się, żeby nie rzucić jej jakiejś ciętej uwagi.

Teraz siedzę i zastanawiam się, jak się zachować. Nie chcę psuć relacji z przyszłą teściową. Ślub to święto, marzę, żeby Kasia była szczęśliwa. Ale wkurza mnie to poczucie, iż coś jesteśmy winni. Z Wojtkiem całe życie pracowaliśmy, wychowaliśmy Kasię, daliśmy jej wykształcenie, wartości, miłość. Czy to nie ważniejsze niż jakieś auta i mieszkania? I czy nie młodzi powinni sami ułożyć sobie życie? My zaczynaliśmy od pokoju w bloku, a teraz czuję, jakby nas wciągnięto w jakieś targowisko.

Kasia, moja rozsądna córka, stara się godzić wszystkich. Mówi: “Tato, nie martw się, ja i Kamil sobie poradzimy. W razie czego weźmiemy kredyt i kupimy mieszkanie bez wiana.” Ale widzę, iż i jej jest niezręcznie. Chce, żeby ślub był radosny, a nie polem bitewnym. Postanowiłem nie wdawać się więcej w te rozmowy z Barbarą. Niech sobie mówi, co chce, a my zrobimy, co uznajemy za słuszne. Damy Kasi i Kamilowi to, co obiecaliśmy, i będziemy się cieszyć ich szczęściem. A jeżeli teściowa lubi mierzyć się portfelami, to jej sprawa.

Mimo wszystko w sercu zostaje gorycz. Chciałbym, żeby ślub był o miłości, a nie o rachunkach. Wierzę, iż Kasi z Kamilem się uda. Są młodzi, silni, kochają się. A wiano? Niech Barbara zatrzyma swoje auto dla siebie. Najważniejszy posag Kasi to jej serce, rozum i dobroć. A to w każdej rodzinie jest więcej warte niż złoto. **

Idź do oryginalnego materiału