Moje serce pęka z bólu i strachu. Moja synowa chce odebrać mi dom, który pielęgnowałam całe życie, tylko po to, by spełnić marzenie mojego syna. Ich plany o wielkim rodzinnym gnieździe brzmią jak wyrok, a ja, samotna kobieta u schyłku życia, boję się zostać bez dachu nad głową. To opowieść o miłości do syna, zdradzie i walce o prawo do swojego kąta w świecie, który wydaje mi się coraz bardziej obcy.
Nazywam się Zofia Kowalska, mieszkam w małym miasteczku pod Częstochową. Dziesięć lat temu mój syn, Marek, ożenił się z Kingą. Mieszkają z córeczką w ciasnej kawalerce. Siedem lat temu Marek kupił działkę i zaczął budować dom. Pierwszy rok nic się nie działo. W drugim postawili płot i wylali fundamenty. Potem budowa znów stanęła – brakowało pieniędzy. Marek zbierał na materiały, nie tracąc nadziei. Przez te lata udało im się postawić parter, ale marzą o dużym, dwupiętrowym domu, gdzie będzie miejsce również dla mnie. Mój syn jest wrażliwym rodzinny człowiekiem i zawsze byłam z niego dumna.
Wiele poświęcili dla tej budowy. Kinga namówiła Marka, żeby sprzedali swoje M2 i wynieśli się do kawalerki, a różnicę włożyli w dom. Teraz jest im ciasno, ale się nie poddają. Kiedy przyjeżdżają do mnie, wszystkie rozmowy kręcą się wokół przyszłego domu: jakie okna wybrać, jak ocieplić ściany, gdzie poprowadzić instalację. Moje choroby, moje troski ich nie obchodzą. Milczę, słucham, ale w duszy rośnie niepokój. Od dawna czuję, iż Kinga z Markiem chcą, żebym sprzedała swoje dwupokojowe mieszkanie, by dokończyć budowę.
Pewnego dnia Marek powiedział: „Mamo, wszyscy będziemy mieszkać razem w dużym domu – ty, my, nasza córeczka”. Odważyłam się zapytać: „Czyli mam sprzedać swoje mieszkanie?”. Przytaknęli, zaczęli opowiadać, jak będzie nam wygodnie pod jednym dachem. Ale patrząc na Kingę, zrozumiałam: nie dam rady z nią żyć. Ona choćby nie kryje swojej niechęci, a ja już nie mam siły udawać, iż wszystko gra. Jej zimne spojrzenia, ostre słowa – to nie jest coś, z czym chcę się mierzyć na starość.
Chcę pomóc synowi. Boli mnie, gdy widzę, jak męczy się z tą budową, która może ciągnąć się jeszcze dekadę. Ale zadałam pytanie, które mnie dręczy: „A gdzie ja będę mieszkać?”. Wynieść się do ich ciasnej kawalerki? Do niedokończonego domu bez wygód? Kinga od razu rzuciła: „Przecież idealna będzie dla ciebie działka!”. Mamy mały drewniany domek letniskowy – stara chałupa bez ogrzewania, nadająca się tylko na lato. Lubię tam spędzać ciepłe dni, ale zimą? Grzać się w piecu, myć w misce, biegać do wychodka na mrozie? Moje stawy, moje zdrowie tego nie wytrzymają.
„Na wsi jakoś ludzie żyją” – rzuciła Kinga. Tak, żyją, ale nie w takich warunkach! Nie zamierzam zamienić swojej starości w walkę o przetrwanie. A pieniądze na budowę są potrzebne i czuję, jak synowa popycha mnie na skraj przepaści. Niedawno podsłuchałam jej rozmowę przez telefon z matką. „Trzeba przenieść Zofię do sąsiada, a mieszkanie sprzedać” – powiedziała. Krew mi ścięła się w żyłach. Sąsiad, Jan Nowak, samotny staruszek, tak jak ja. Czasem pijemy herbatę, gadamy o życiu, przynoszę mu ciasta. Ale przeprowadzić się do niego? To był jej plan – pozbyć się mnie, zabierając mój dom.
Wiedziałam, iż Kinga nie chce ze mną mieszkać, ale żeby aż tak podstępnie… Nie wierzę, iż będziemy szczęśliwie żyć razem w ich domu. Jej słowa to puste obietnice, żeby tylko namówić mnie na sprzedaż. Kocham Marka, boli mnie jego walka, ale nie mogę poświęcić swojego mieszkania. To wszystko, co mam. Bez niego zostanę z niczym, porzucona jak niepotrzebny grat. A co, jeżeli budowa się przeciągnie, a ja zostanę na bruku? Albo w zimnym domku letniskowym, gdzie nie da się przeżyć zimy?
Co noc leżę bezsenna, dręczona myślami. Pomóc synowi – to mój obowiązek, ale zostawić się bez dachu – to za dużo. Kinga widzi we mnie tylko zawadę, a jej plan z sąsiadem – to cios w plecy. Boję się, iż jeżeli odmówię, stracę nie tylko dom, ale i syna. Ale strach przed tym, by na starość nie zostać pod mostem, bez swojego kąta, jest silniejszy. Nie wiem, jak znaleźć wyjście, żeby nie zdradzić ani syna, ani siebie. Moja dusza krzyczy z bólu i modlę się, żeby Bóg dał mi siłę podjąć adekwatną decyzję.