Dziś z ciężkim sercem pakuję walizki i jadę z synem Kacprem do mojej mamy, Bronisławy Nowak. A wszystko przez to, iż wczoraj, gdy byliśmy na spacerze, mój mąż Marek postanowił wykazać się gościnnością i wpuścił do naszego pokoju krewnych – kuzynkę Martę z mężem Dominikiem i ich dwójką dzieci, Zosią i Jakubem. Najbardziej mnie wkurza, iż choćby ze mną o tym nie pogadał! Po prostu rzucił: „Ty z Kacprem możecie przenocować u twojej matki, tam jest miejsce”. Do tej pory nie mogę uwierzyć w jego bezczelność. To nasz dom, nasz pokój, a ja mam się teraz pakować i ustępować obcym? Nie ma mowy, to już przesada.
Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam ze spaceru z Kacprem. Był zmęczony, marudził, a ja marzyłam tylko o tym, żeby go uśpić i napić się herbaty w ciszy. Wchodzę do mieszkania, a tu – istny cyrk. W naszej sypialni, gdzie śpimy z Markiem i Kacprem, już rozłożyli się Marta z Dominikiem. Ich dzieci, Zosia i Jakub, biegają po pokoju, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy – książki, kosmetyki, choćby laptop – są upchnięte w kąt, jakbym tu już nie mieszkała. Stałam jak rażona piorunem i pytam Marka: „Co to ma być?”. A on, z takim spokojem, jakby mówił o pogodzie: „Marta przyjechała z rodziną, nie mieli gdzie się zatrzymać. Pomyślałem, iż wy z Kacprem możecie pojechać do Bronisławy, tam macie miejsce”.
Omal nie udusiłam się z wściekłości. Po pierwsze, to nasz dom! Razem z Markiem płaciliśmy za mieszkanie, urządzaliśmy je, wybieraliśmy meble. A teraz mam się wyprowadzać, bo jego rodzinie zachciało się pobyć w mieście? Po drugie, dlaczego choćby mnie nie zapytał? Może bym się zgodziła pomóc, gdybyśmy to najpierw omówili. A tak – postawił mnie przed faktem dokonanym. Marta, nawiasem mówiąc, choćby nie przeprosiła. Tylko się uśmiechnęła i rzuciła: „Agatko, nie martw się, będziemy tylko z dwa tygodnie!”. Dwa tygodnie? Ja choćby dwóch dni nie chcę, żeby obcy grzebali w moich rzeczach!
Dominik, mąż Marty, siedzi jak mumia. Popija kawę z mojego ulubionego kubka i tylko kiwa głową, gdy Marta coś mówi. A ich dzieci to osobna historia. Zosia, sześciolatka, już wylała sok na nasz dywan, a czteroletni Jakub uznał, iż moja szafa to świetny schowek. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż to nie hotel, ale Marta tylko machnęła ręką: „Oj, dzieci, co z nich wyciągniesz?”. No pewnie, a sprzątać po nich pewnie mi wypadnie.
Próbowałam porozmawiać z Markiem na osobności. Powiedziałam, iż jest mi przykro, iż podjął decyzję za moimi plecami. Tłumaczyłam, iż Kacper potrzebuje stabilności, własnego kąta, swojego łóżka. A wożenie trzyletniego dziecka do mamy, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to żadne rozwiązanie. Ale Marek tylko wzruszył ramionami: „Agata, nie dramatyzuj. To rodzina, trzeba pomagać”. Rodzina? A my z Kacprem to już nie rodzina? Byłam tak wściekła, iż mało nie wybuchnęłam płaczem. Zamiast tego zaczęłam pakować rzeczy. jeżeli myśli, iż będę milczeć i się godzić, to się myli.
Moja mama, Bronisława, gdy usłyszała, co się stało, wpadła w szał. „Co to, Marek teraz decyduje, kto ma mieszkać w waszym domu? – oburzała się przez telefon. – Przyjeżdżaj, Agnieszko, przygarnę was z Kacperkiem, a z mężem się potem rozliczysz”. Mama ma twardy charakter, już szykowała się, żeby przyjechać i wyrzucić nieproszonych gości. Ale ja nie chcę awantury. Chcę tylko, żeby mój syn miał spokój, a ja mogła przemyśleć, co dalej.
Pakując walizkę, wciąż analizowałam tę sytuację. Jak to możliwe, iż Marek tak łatwo wykreślił nas z naszego własnego życia? Zawsze starałam się być dobrą żoną: gotowałam, sprzątałam, wspierałam go. A on choćby nie pomyślał, jak się poczuję, gdy zobaczę obcych ludzi w naszej sypialni. Najgorsze, iż choćby nie przeprosił. Tylko rzucił: „Nie rób z igły widły”. No cóż, Marku, to nie igła, tylko całe widły, które teraz leżą na moim łóżku.
Teraz jadę do mamy i, szczerze mówiąc, trochę mi ulżyło. U Bronisławy zawsze jest przytulnie, pachnie pierogami, a Kacper uwielbia bawić się w jej ogrodzie. Ale nie zamierzam odpuścić tej sprawy. Już postanowiłam: gdy wrócimy, porozmawiam z Markiem na poważnie. jeżeli chce, żebyśmy byli rodziną, musi szanować mnie i naszego syna. A Marta z Dominikiem niech szukają wynajmu albo hotelu. Nie mam nic przeciwko pomocy, ale nie kosztem mojego komfortu i bez mojej zgody.
Gdy wkładam zabawki Kacpra do torby, patrzy na mnie swoimi dużymi oczami i pyta: „Mamo, długo będziemy u babci?”. Przytulam go i mówię: „Niedługo, kochanie. Tylko trochę pobędziemy u babci, a potem wrócimy do domu”. Ale w głębi duszy wiem: wrócę tylko wtedy, gdy będę pewna, iż to znów nasz dom, a nie przytułek dla dalszej rodziny. A Marek niech się zastanowi, co jest dla niego ważniejsze – jego „gościnność” czy nasza rodzina.
**Lekcja na dziś:** Nigdy nie pozwól, by ktoś decydował za ciebie o twoim własnym domu. Szacunek to podstawa, choćby w rodzinie. A jak ktoś przekracza granice, trzeba stawiać sprawę jasno – inaczej inni będą po tobie deptać.