„Nie mogła opiekować się matką, ale na sądowe batalie ma siłę!”

polregion.pl 1 dzień temu

Gdy byłam małą dziewczynką, moim całym światem była babcia. To ona mnie wychowywała, uczyła życia, głaskała po kolanach, gdy się przewróciłam, i przytulała, gdy mama znów znikała w poszukiwaniu „swojego szczęścia”. Mama zawsze była w podróży – to z jednym mężczyzną, to z drugim, i po prostu nie miała dla mnie ani siły, ani ochoty. Pojawiała się jak gość: na dzień lub dwa, z paroma zdaniami i obojętnością w oczach, po czym znów znikała.

A babcia… Babcia była wszystkim. Była mi i matką, i przyjaciółką, i oparciem. Dawała mi wszystko – swój czas, duszę, ostatni grosz. choćby gdy dorosłam i wyjechałam na studia do Krakowa, babcia pozostawała moją najbliższą osobą. ale jak na złość, los zadecydował inaczej – niedługo ciężko zachorowała i potrzebowała stałej opieki. Rzuciłam studia i wróciłam do domu. Brakowało pieniędzy, więc prosiłam o pomoc mamę. Ale za każdym razem słyszałam tylko jęki i skargi:

– Ja ledwo stoję na nogach… Mam nadciśnienie, serce, stawy… Nie masz pojęcia, jak mi ciężko. Może choćby zostanę inwalidą!

Słuchając tego dzień w dzień, zastanawiałam się: po co ona to mówi, skoro nie zamierza pomóc? Babcia, widząc moje zmieszanie, pewnego dnia cicho powiedziała:

– Ona sobie alibi na przyszłość buduje. Żeby nikt nie zarzucił, iż nie opiekowała się matką. Widzisz, przecież ona sama była „chora” i nie mogła.

I rzeczywiście, mama ciągle podkreślała swoją „niemoc”, ale gdy tylko babcia przepisała na mnie mieszkanie, a kilka lat później odeszła – stało się coś niezwykłego. Mama, nagle odzyskawszy siły i zapominając o swoich dolegliwościach, rzuciła się do sądu. Twierdziła, iż wykorzystałam stan babci, iż była „niepoczytalna”, więc testament i darowiznę trzeba unieważnić. I zaczęło się! Dokumenty, pozwy, rozprawy… Nie rozumiałam nawet, skąd miała na to siły: przecież niedawno mówiła, iż ledwo chodzi, a teraz godzinami biegała po urzędach.

Z każdym dniem coraz bardziej dziwiłam się: ileż w niej złości i chciwości. Gdzie były te siły, gdy babcia potrzebowała pomocy? Gdzie była ta energia, gdy ja, dwudziestoletnia dziewczyna, próbowałam sama zajmować się leżącą osobą bez pieniędzy, bez wsparcia? Wtedy tylko płakała przez telefon i wzdychała, jak jej źle. A teraz – pełna werwy, aktywna, przebojowa. Wszystkim już naciągnęła kit, jak to jej biedną matkę okradli z majątku, jak ją oszukano, zdradzono, pozbawiono dachu nad głową.

Tylko iż ani jednego dnia nie przesiedziała przy tej babci. Ani jednej nocy nie spędziła przy jej łóżku. Ani jednego leku nie kupiła. Wszystko spadło na mnie. Tylko ja wiedziałam, jak babcia cierpiała, jak zaciskała zęby z bólu, jak traciła przytomność, jak prosiła o wodę w środku nocy. Tylko ja słyszałam jej ostatni oddech, trzymałam jej zimniejące dłonie, płakałam przy jej łóżku…

Gdy babcia przepisywała na mnie mieszkanie, spojrzała mi w oczy i powiedziała:

– Nie chcę, żeby twoja matka dostała cokolwiek. Byłaś przy mnie, tylko ty. To należy do ciebie. Zasłużyłaś.

Nie pałam chęcią zemsty. Nie chcę wojny. Ale nie pozwolę, by ktokolwiek, choćby własna matka, deptał wolę człowieka, który dał mi wszystko. Muszę tego bronić – nie dla mieszkania, ale dla pamięci. Dla miłości. Dla sprawiedliwości.

Niech mama składa pozwy, opowiada bajki znajomym, odgrywa tragedię. Ja znam prawdę. I dopóki mam głos – nie oddam go nikomu.

Czasem życie uczy nas, iż najbliżsi potrafią zranić najbardziej, ale prawdziwa miłość pozostaje choćby wtedy, gdy wszystko inne zawrzie.

Idź do oryginalnego materiału