„Nic mi nie zrobicie. Jestem niewinny!” – wybełkotał Kuba, cofając się ze strachu. Trząsł się jak galareta.
Początek czerwca przywitał wszystkich upalną, letnią pogodą. Zmęczeni miejskim zgiełkiem mieszkańcy uciekali z zakurzonych i dusznych blokowisk na działki, do wsi czy nad morze. Tomek z żoną Ewą i córką Hanią również wyruszyli wcześnie rano na weekend do małej wioski, gdzie się wychował i gdzie wciąż mieszkała jego mama.
„No to co, gotowi? Nic nie zapomnieliście? To ruszamy, zanim słońce rozkręci się na dobre!” – zakomenderował Tomek, wsiadając za kierownicę. Hania usiadła obok taty, a Ewa zasiadła z tyłu, z dala od klimatyzacji.
Na rodzinnym zebraniu postanowiono, iż Hania spędzi u babci ostatnie wakacje przed maturą. Dziewczyna nie paliła się do wyjazdu, ale znajomi coraz częściej rozjeżdżali się po Polsce, a w mieście bez nich było nudno.
„Co taka markotna? Zobaczysz, spodoba ci się. A tamtejsze dzieciaki to wcale nie takie zło!” – próbował podnieść córkę na duchu Tomek.
„Spoko, tato, wszystko gra” – mruknęła Hania, zapinając pas.
„To mi się podoba!” – uśmiechnął się Tomek. „Ostatnie długie wakacje. Za rok matura, studia… a potem dorosłe życie.”
Miasto powoli budziło się z porannego letargu. Na szczęście ulice były jeszcze puste, więc samochód bez problemu wydostał się za rogatki.
Słońce dopiero wschodziło, a jego promienie, prześlizgujące się przez liście drzew wzdłuż drogi, kłuły w oczy jak igły. „Dlaczego, u diabła, czuję ten niepokój?” – pomyślał Tomek, wpatrując się w szarą wstęgę asfaltu.
Po czterech godzinach wjechali do wioski tonącej w zieleni. Babcia otworzyła drzwi, klasnęła w dłonie – wreszcie przyjechały! – i zaczęła obsypywać wszystkich pocałunkami.
„Ojej, Haniuś, jaka już duża! Prawie panna młoda! Tomku, upiekłam twoje ulubione drożdżówki. No wejdźcie, czego stoicie w przedpokoju?” – krzątała się uradowana.
„Wszystko tu takie samo” – westchnął Tomek, rozglądając się po znajomych ścianach. „Nawet porcelanowe słoniki stoją na tym samym miejscu. Mamo, ty też się w ogóle nie zmieniłaś” – przytulił staruszkę.
„Ejże, opowiadasz!” – machnęła ręką. „Głodni pewno, po tej drodze? Myjcie ręce i siadamy do stołu!”
„Tylko uważaj, mamo, na tę naszą pannę młodą. Nie dawaj jej za dużo swobody, żeby nie szwendała się po nocy” – powiedział Tomek, odgryzając kawał drożdżówki i mrucząc z zachwytu.
„Daj spokój, sam w jej wieku byłeś aniołem?” – zaśmiała się babcia, podsuwając mu kubek zimnego kompotu.
„No właśnie! Babciu, opowiedz, jaki on był, bo wygląda na to, iż od zawsze święty!” – odcięła się Hania.
Babcia znów zajęła się nakrywaniem, ale mimochodem zerknęła przez okno.
„Może ktoś herbatki? – Rozejrzała się po gościach. – A tam na podwórku twoi znajomi już czekają. Widzieli samochód” – dodała ze znaczącym spojrzeniem w stronę Hani.
„Kto?” – dziewczyna poderwała się i podbiegła do okna.
„Najpierw zjedz” – warknął Tomek. „Poczekają.”
„Już się najadłam. Dzięki, babciu, pycha!” – Hania nerwowo przestępowała z nogi na nogę.
„No to leć, wiercipięto!” – machnęła ręką babcia. „Tylko na obiad się zjaw!”
I Hania już pędziła do drzwi.
„Mamo, pilnuj jej. Z wyglądu dorosła, a w głowie wciąż wiatr hula” – powiedział Tomek, gdy drzwi się za nią zamknęły.
„U nas spokojnie, nie martw się.”
Następnego wieczoru Tomek z Ewą wracali do miasta. Stojąc przy samochodzie, ojciec udzielał córce ostatnich instrukcji.
„Pomagaj babci. I nie wyłączaj telefonu, jasne?”
„Tato, do licha, wszystko rozumiem!” – Hania przewróciła oczami. „Jeśli tak się martwisz, to może pojadę z wami?”
„Serio, Tomku, przesadzasz z tą kontrolą” – wstawiła się Ewa. „Jedźmy, bo dopiero w nocy dojedziemy.”
Wyprowadzając auto z podwórka, Tomek patrzył w lusterko na stojące tam babcię i Hanię. Spojrzał na żonę. „Spokojna. A ja się nakręcam. Hania jest rozsądna, nic jej nie będzie. Czas się nauczyć puszczać…” – próbował uciszyć dziwny niepokój w sercu.
Minęły trzy tygodnie. Hania dzwoniła codziennie, opowiadając o życiu u babci. Tomek powoli się uspokajał. Ale w sobW tej samej chwili w szpitalu Hania, z trudem łapiąc oddech, ale z błyskiem dawno niewidzianej determinacji w oczach, szepnęła do babci: „Obiecuję, iż więcej nie wsiądę na motor bez kasku”.