Nie zamierzam dłużej tego znosić. Dlaczego się zmienił?

polregion.pl 3 godzin temu

Weronika nie zamierzała już tego znosić. Nie rozumiała, dlaczego Marek tak się do niej odniósł czy przestał ją kochać? Dzisiejszej nocy znów wrócił późno i położył się spać w salonie. Rano, gdy wyszedł na śniadanie, Weronika usiadła naprzeciwko niego.

Marku, możesz mi powiedzieć, co się dzieje?
O co ci chodzi?
Pił kawę, unikając jej wzroku.
Od kiedy urodzili się chłopcy, bardzo się zmieniłeś.
Nie zauważyłem.
Marek, żyjemy jak sąsiedzi od dwóch lat. To zauważyłeś?
Słuchaj, a czego chciałaś? W domu wiecznie porozrzucane zabawki, śmierdzi kaszką, dzieci wrzeszczą… Myślisz, iż komuś to się podoba?
Marku, to przecież TWOI synowie!

Zerwał się nerwo, chodząc po kuchni.
Normalne żony rodzą jedno dziecko, żeby cicho siedziało w kącie. A ty od razu dwóch! Mama mnie ostrzegała, ale nie słuchałem takie jak ty tylko potrafią się rozmnażać!
Taki jak ja? To znaczy jaki, Marek?
Bez celów w życiu.
To TY kazałeś mi rzucić studia, bo chciałeś, żebym w całości poświęciła się rodzinie!

Weronika opadła na krzesło. Po chwili ciszy dodała:
Myślę, iż powinniśmy się rozwieźć.
Zastanowił się, po czym odparł:
Zgoda. Tylko pod warunkiem, iż nie będziesz się domagać alimentów. Sam ci dam pieniądze.
Odwrócił się i wyszedł. Chciała płakać, ale z pokoju dzieci dobiegł hałas bliźniaki obudziły się i domagały jej uwagi.

***

Tydzień później spakowała rzeczy, zabrała chłopców i wyprowadziła się do pokoju w starej kamienicy, który odziedziczyła po babci. Nowi sąsiedzi wydawali się dziwni: z jednej strony mieszkał ponury, choć jeszcze niezbyt stary mężczyzna, z drugiej ekscentryczna starsza pani. Najpierw postanowiła przedstawić się mężczyźnie.

Dzień dobry! Jestem nową sąsiadką, kupiłam ciasto. Może napijemy się herbaty?
Uśmiechała się uprzejmie. Mężczyzna obrzucił ją wzrokiem, mruknął:
Nie jem słodyczy. I zatrzasnął drzwi.

Wzruszyła ramionami i podeszła do Apolonii. Ta zgodziła się na herbatę, ale tylko po to, by wygłosić przemowę:
Słuchaj, odpoczywam w dzień, bo wieczorami oglądam seriale. Mam nadzieję, iż twoje dzieci nie będą mi przeszkadzać. I proszę, pilnuj, żeby nie biegały po korytarzu i niczego nie niszczyły!

Mówiła długo. Weronika z goryczą pomyślała, iż życie tu nie będzie łatwe.

***

Oddała chłopców do przedszkola, sama zaś zatrudniła się tam jako pomoc. Płacili grosze, ale przynajmniej mogła odebrać Piotrka i Wojtka po pracy. Marek obiecał pomagać.

Przez pierwsze trzy miesiące rzeczywiście przysyłał pieniądze. Potem przestał. Weronika nie mogła zapłacić za czynsz.

Relacje z Apolonią pogarszały się z dnia na dzień. Pewnego wieczoru, gdy karmiła chłopców w kuchni, wpadła sąsiadka w jedwabnym szlafroku.

Kochanie, mam nadzieję, iż uregulowałaś rachunki? Nie chciałabym zostać bez prądu przez ciebie.

Weronika westchnęła:
Jeszcze nie. Jutro pojadę do byłego męża, zupełnie zapomniał o dzieciach.

Apolonia podeszła do stołu.
Ciągle karmisz ich makaronem… Wiesz, iż jesteś złą matką?
Jestem dobrą matką! A tobie radzę nie wtrącać się nie w swoje sprawy, bo możesz dostać po nosie!

Rozpętała się awantura. Apolonia wrzeszczała tak, iż aż zatkało uszy. Na hałas wyszedł sąsiad, Jan. Słuchał, jak Apolonia przeklina Weronikę i dzieci, po czym wrócił do siebie. Wrócił po chwili, rzucił na stół pieniądze:

Zamknij się. Masz na czynsz.

Gdy Apolonia odeszła, Weronika zignorowała jej syczenie: Pożałujesz tego!. Niesłusznie.

Następnego dnia Marek oznajmił, iż nie może jej pomóc. Groził, iż jeżeli będzie się upierać przy alimentach, dostanie grosze.

W domu czekał na nią policjant Apolonia złożyła donos, iż Weronika zagraża jej życiu, a dzieci są zaniedbane.

Muszę zgłosić to do opieki społecznej powiedział na odchodne.

Wieczorem Apolonia znów przyszła:
jeżeli twoje dzieci jeszcze raz zakłócą mój spokój, zgłoszę je do opieki!

Co pani robi? To przecież dzieci! Nie mogą cały dzień siedzieć w miejscu!

Gdybyś je porządnie karmiła, spałyby, zamiast biegać!

Po jej wyjściu chłopcy przytulili się do matki przerażeni.

Jedzcie, moje skarby. Ciocia tylko żartuje.

Nie zauważyła, iż wszedł Jan. W ręku niósł ogromną torbę. W milczeniu napełnił jej lodówkę jedzeniem i wyszedł.

Gdy po wypłacie oddała mu pieniądze, odburknął:

Idź, nie ma mowy.

Tego samego wieczoru Apolonia znów krzyczała na dzieci. Nazwała je ulicznikami, gdy rozlały herbatę.

Weronika nie wiedziała, jak dalej żyć. Ale Jan nie pozwolił się poddać. Pomagał jej zbierać dokumenty, by odzyskać dzieci.

Pewnej nocy wyznał:

Ja też miałem rodzinę. Żonę, dwóch chłopców. Nie doceniałem ich, piłem, źle traktowałem. Pewnego dnia odeszli. Mieszkali w starym domu po dziadkach. Pewnej nocy dom spłonął. Wszyscy.

Zamilkł, zanim dodał:
Po wyjściu z więzienia wróciłem tutaj. Twoim dzieciom mogę pomóc. Moim już nie.

***

W końcu komisja zdecydowała: dzieci wracały do matki.

Życie powoli wracało do normy. Apolonia chowała się w swoim pokoju. Weronika dostała pracę dzięki Janowi. Martwiła się tylko, iż Jan stał się jeszcze bardziej ponury.

Pewnego dnia zobaczyła jego telefon. Na ekranie jej zdjęcie.

Wiesz, Janie… zaczęła, siadając obok niego. Bałam się mówić rzeczy, które były ważne. Niektórym już nie zdążyłam ich powiedzieć. Najgorsze to żałować słów, które miały być wypowiedziane.

Spojrzał na nią pytająco.

jeżeli ty nie możesz zacząć… może ja spróbuję. Boję się, iż się ze Janie wyjdź za mnie szepnęła, a on przytulił ją mocno, wiedząc, iż wreszcie odnalazł rodzinę, o której marzył.

Idź do oryginalnego materiału