„Nic mi nie zrobicie. Ja jestem niewinny” – wybełkotał Krzysiek, cofając się ze strachu. Jego dłonie drżały jak liście na wietrze.
W pierwszych dniach czerwca upalne lato rozgościło się na dobre. Ludzie, stęsknieni za naturą, uciekali z zakurzonych miast na wieś, nad jeziora, do rodzinnych domów. Tomek z żoną i córką też wczesnym rankiem wyruszali na weekend do małej wioski, gdzie dorastał, gdzie wciąż mieszkała jego matka.
„No więc, gotowe? Nic nie zapomnieliśmy?” – zapytał Tomek, siadając za kierownicą. – „Ruszamy, zanim słońce dobrze przypiecze.”
Kinga usiadła obok ojca, a Magda ulokowała się z tyłu, z dala od klimatyzacji.
Dziewczyna nie chciała wyjeżdżać z miasta, ale przyjaciele już się rozjechali, więc zostać też nie miało sensu. Postanowili, iż ostatnie wakacje spędzi u babci.
„Czemu taka markotna? Zobaczysz, spodoba ci się. I znajomi tam są – jeszcze nie zechcesz wracać” – pocieszał ją ojciec.
„E, tato, wszystko w porządku” – mruknęła Kinga, zapinając pas.
„No to co innego!” – Tomek się ożywił. – „Ostatnie takie wakacje. Za rok matura, studia, a potem… dorosłość.”
Miasto budziło się leniwie, zrzucając z siebie ospałość poranka. Drogi były jeszcze puste, więc gwałtownie minęli ostatnie domy.
Słońce ledwo wzeszło, a jego promienie, przedzierające się przez liście, kłuły jak szpilki. „Dlaczego tak mi nieswojo?” – pomyślał Tomek, wpatrzony w szarą wstęgę asfaltu.
Po czterech godzinach wjechali do wioski tonącej w zieleni. Babcia otworzyła drzwi, aż klasnęła w dłonie z radości, i zaczęła całować każdego po kolei.
„Kinguniu, jakaś ty duża! Już prawie panna młoda. Tomku, upiekłam twoje ulubione drożdżówki. No chodźcie do środka, po co stać w progu?” – krzątała się, szczęśliwa.
„Wszystko tu tak samo” – westchnął Tomek, oglądając znajome sprzęty i wdychając zapach dzieciństwa. – „Nic się nie zmieniło. choćby rzeczy stoją na tych samych miejscach. Mamo, ty też taka sama” – przytulił matkę.
„Co tam pleciesz” – odparła, machając ręką. – „Głodni pewno po drodze? Myjcie ręce, podam śniadanie.”
„Tylko uważaj na tę pannę młodą, nie dawaj jej za dużo swobody. Żeby po nocy nie łaziła” – powiedział Tomek, odgryzając kawał ciasta i mrucząc z zadowolenia.
„Daj spokój, sam w jej wieku byłeś święty?” – zaśmiała się babcia, podsuwając mu szklankę domowego kompotu.
„No właśnie! Babciu, opowiedz, jaki on był. Bo wygląda na to, iż od urodzenia anioł” – podchwyciła Kinga.
Babcia krzątała się po kuchni, co chwila spoglądając przez okno.
„Może komuś herbaty?” – zapytała. – „Na podwórku już czekają twoi znajomi. Widzieli samochód” – dodała z przebiegłym błyskiem w oku.
„Kto?” – Kinga poderwałaKinga wypadła z domu, a Tomek, patrząc za nią przez okno, uśmiechnął się z ulgą, wiedząc, iż córka jest w dobrych rękach.