Zaraz wrócę…
Przy wyjściu z metra powstał zator. Na zewnątrz lało jak z cebra. Szczęśliwi posiadacze parasoli zwalniali w drzwiach, wyciągając je z toreb. Ci, którzy nie mieli parasoli, nie spieszyli się z wyjściem z suchej kryjówki. Ale z tyłu napierał tłum, wypychając ich na deszcz.
Parasol wyjaś powiedział Krzysztof, stojąc tuż przy wyjściu.
Nie mam parasola odpowiedziała Jagoda, nie mogąc się oprzeć naciskającym z tyłu ludziom.
Przecież rano ci mówiłem, iż będzie padać zirytował się Krzysztof, stojąc pod deszczem i z nostalgią spoglądając na drzwi metra.
Spóźniałam się, nie miałam czasu Mógłbyś sam wziąć. Swoją drogą, twój parasol jest większy, moglibyśmy się pod nim zmieścić odparowała Jagoda.
Dobrze, nie jesteśmy z cukru, nie rozpuścimy się. Krzysztof zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie, a Jagoda ledwo nadążała za nim.
Właśnie iż duży. Wczoraj taszczyłem go cały dzień, a deszczu jak nie było, tak nie ma. Twój jest składany. Po co go w ogóle wyciągałaś z torebki? burczał po drodze Krzysztof.
Suszyłam
Szli, kłócąc się, przekrzykując szum deszczu.
Zawsze dla siebie znajdziesz wymówkę, a mnie od razu obwiniasz zirytowała się Jagoda, zmęczona sprzeczką.
Nie obwiniam cię, tylko powiedziałem
Powiedziałeś tak, iż znów poczułam się winna. Nie można było jakoś inaczej, bez wyrzutów? Albo w ogóle się nie wygłupiać. Mam dość twoich docinków. Potrafisz zrobić z igły widły odparowała urażona Jagoda.
Deszcz nazywasz igłą? nie odwracając się, spytał mąż. Po prostu powiedziałem
Och, nie zaczynaj znowu. Wystarczy! Mam dość przerwała mu Jagoda.
Oddychała gwałtownie od pośpiechu, głos jej drżał.
Krzysztof jeszcze coś mruczał, ale ona już nie odpowiadała, więc niedługo i on zamilkł. Jagoda wiedziała, iż nie ma racji, no i ten deszcz Ubranie gwałtownie nasiąkło, przyklejając się do ciała. Z włosów spływała woda.
Kiedy to się zaczęło? Te drobne kłótnie, docinki. A może zawsze tak było? Pewnie tak. Tyle iż wcześniej starała się ustępować, gasić iskry pretensji, zanim rozgorzeje się kłótnia.
Naprzeciw nich szedł mężczyzna. On też nie miał parasola, ale wyglądał, jakby czerpał przyjemność z deszczu. Szedł powoli, z rękami w kieszeniach dżinsów. Serce Jagody zabiło szybciej, wyprzedzając oczy i rozum. Tomasz!
Jagoda nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. On też na nią patrzył, ale mijając ją, nagle spojrzenie odwrócił. Jak to rozumieć? To przecież on! Nie mogła się pomylić. Ale przeszedł obok, choćby nie przywitał się. A może jednak się pomyliła? Przecież podobnych ludzi nie brakuje. Jagoda zrobiła gwałtowny wdech. Okazało się, iż przez cały ten czas wstrzymywała oddech. Z żalu i dezorientacji w oczach pojawiły się łzy, na szczęście twarz i tak była mokra od deszczu.
Znasz go? Dlaczego się tak na ciebie gapił? mąż pochylił się lekko, próbując zajrzeć żonie w twarz.
Nie. Pewnie mi się wydawało po chwili milczenia wykrztusiła Jagoda.
Ale dlaczego udawał, iż mnie nie poznaje i przeszedł obok? pytanie rozdzierało jej duszę.
Kłamiesz. Tak na siebie patrzyliście Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Właśnie iż tak pomyślała Jagoda, ale głośno powiedziała:
Wygląda jak mój kolega z roku. Pomyliłam się. Widziałeś przecież, choćby się nie przywitał. Jagoda starała się mówić spokojnie, ale w środku wszystko w niej wrzało. Zazdrościsz mi? Próbowała obrócić wszystko w żart.
Jesteś zdenerwowana nie dawał za wygraną Krzysztof.
Przestań mnie przesłuchiwać. Nie. Znam. Go! wykrzyknęła Jagoda, nie mogąc już zapanować nad sobą.
Ma rację, zobaczyłam ducha. Tak bardzo starałam się o nim zapomnieć! Ale skoro on udawał, iż mnie nie zna, to ja też nie chcę go znać. Zdradził mnie
Przyznaj się, iż coś między wami było, skoro tak gwałtownie reagujesz na moje słowa z udawaną obojętnością zapytał Krzysztof.
Czego ty ode mnie chcesz? Zostaw mnie wreszcie! jęknęła Jagoda.
W końcu dotarli do domu.
Pierwsza do łazienki! powiedziała Jagoda, ledwo przekraczając próg, i wślizgnęła się do łazienki.
Mąż coś zamruczał w odpowiedzi, ale ona odkręciła wodę, żeby go nie słyszeć. No i wygląd! I on mnie taką zobaczył. Nic dziwnego, iż przeszedł obok. Wszystkiemu winien ten deszcz myślała Jagoda, przyglądając się sobie w lustrze.
Zrzuciła mokre ubranie, wrzuciła do pralki i znów spojrzała w lustro. Sylwetka smukła jak dawniej, biust niewielki, ale jędrny, na twarzy ani jednej zmarszczki. Jagoda ucieszyła się, iż natura obdarzyła ją gęstymi, czarnymi rzęsami. Rzadko używała makijażu. Tylko brakuje jeszcze rozmazanej tuszu na twarzy jak u węża okularnika. Ale nie jest źle pomyślała z zadowoleniem. On się zmienił, dojrzał, rysy twarzy stały się ostrzejsze
Weszła pod prysznic. Gorące strumienie wody rozgrzewały, zmywając zmęczenie i napięcie. Stała tak, nie mogąc uwolnić się od wspomnień
***
Jagoda podeszła do tablicy. Przed wywieszonymi listami kandydatów tłoczyli się przyszli studenci. Wysocy chłopcy zasłaniali widok.
Przepuśćcie! straciwszy cierpliwość, Jagoda zaczęła się przepychać w stronę tablicy.
Proszę bardzo ustąpił jej miejsca jakiś chłopak.
Jagoda odnalazła swoje nazwisko, ale gdy była wypychana, kilka razy się pomyliła, znów wiodąc palcem po liście. Nie było błędu, wszystko się zgadzało. Z trudem wydostała się z tłumu.
Gratulacje usłyszała obok siebie.
Jagoda zobaczyła nieznajomego.
Dzięki. Ty też się