Wszystko nie jest takie, jak się wydaje
Przed porannym obchodem do ordynatorium weszła pielęgniarka Bożena i szepnęła poufnie:
— Halina Stanisławo, Iwanowska z piątej sali cały wieczór prosiła, żebym dała jej ubranie i wypuściła do domu. Mówiła pani, żeby powiadomić, jeżeli coś się dzieje.
— Dziękuję, Bożenko, zajmę się tym. — Halina poprawiła kosmyk włosów wymieszany spod czełka i poszła do piątej sali.
Na łóżku przy oknie leżała dziewczyna, odwrócona do ściany.
— Witaj, Kinga, co się stało?
Kinga gwałtownie obróciła się i usiadła na łóżku.
— Proszę mnie wypisać. Nie mogę tu dłużej leżeć. W domu mogłabym się choć rozerwać, zająć czymś, a tu… — W głosie zadrżały łzy, a jej spojrzenie błagało o litość.
— Nie płacz, dziecku zaszkodzisz. Czy może zmieniłaś zdanie o urodzeniu go? — spytała stanowczo Halina.
— Nie, nie zmieniłam. Czuję się dobrze. Obiecuję, iż w domu będę leżeć, spacerować i nic nie robić. Proszę, wypisz mnie. Na dworzu taka piękna pogoda, a ja całe dnie spędzam w dusznej sali. — Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
— Dobrze. Jutro zrobisz badania, będziemy mieli USG i zobaczymy. jeżeli wszystko będzie w porządku, wypiszę cię — obiecała Halina.
— Dziękuję! — Kinga złożyła ręce jak do modlitwy. — Obiecuję, iż będę ostrożna, a jeżeli coś się dzieje, od razu do pani zadzwonię.
Halina Stanisława wyszła z sali. Wciąż nie mogła pojąć, jak jej syn mógł zakochać się w tej bladej, niepozornej KingHalina nie mogła pozbyć się uczucia, iż w tym całym koszmarze kryje się jeszcze coś, czego choćby nie jest w stanie sobie wyobrazić.