Tak słuchaj, no, miałaś kiedyś taką sytuację, iż prezent od teściowej byłby lepszy, gdyby go w ogóle nie było? No to posłuchaj tej historii.
Ola i Krzysztof szykowali się do ślubu. Impreza była już w pełnym rozkwicie, gdy prowadzący ogłosił: czas na prezenty! Najpierw rodzice panny młodej złożyli życzenia. Potem podeszła matka Krzysztofa, Halina Stanisławówna, trzymając duże pudełko przepasane jasnoniebieską wstążką.
— O rety! Ciekawe, co tam jest? — szepnęła podekscytowana Ola do ucha narzeczonemu.
— Nie mam pojęcia. Mama nic nie zdradzała — odparł zagubiony Krzysztof.
Postanowili rozpakować prezenty dopiero następnego dnia, gdy opadnie ślubna gorączka. Ola zasugerowała, żeby zacząć od paczki od teściowej. Rozwiązali wstążkę, zdjęli wieko… i oniemieli.
Ola od dawna zauważała u Krzysztofa dziwną cechę: nigdy nie brał niczego bez pozwolenia, choćby drobiazgu.
— Mogę zjeść ostatniego cukierka? — pytał nieśmiało, patrząc na wazonik z jednym pozostawionym drażetkiem.
— No jasne! — dziwiła się Ola. — Nie musiałeś choćby pytać.
— Przywykłem — uśmiechał się zawstydzony, gwałtownie rozwijając papierek.
Dopiero po kilku miesiącach Ola zrozumiała, skąd ta niepewność.
Pewnego dnia Krzysztof zaproponował, by poznała jego rodziców — Halinę Stanisławównę i Zbigniewa Janowicza. Na początku teściowa wydawała się uprzejma. Ale pierwsze wrażenie gwałtownie się rozwiało, gdy Halina zaprosiła ich do stołu.
Przed gośćmi postawiono dwa talerze, na które gospodyni nałożyła po dwie łyżki ziemniaków i malutki kotlet. Krzysztof gwałtownie opróżnił swoją porcję i cichym głosem poprosił o dokładkę.
— Ile można jeść?! Żresz za czterech! Ciebie nie wykarmić! — oburzyła się głośno Halina, czym wprawiła Olę w osłupienie.
Gdy o dokładkę poprosił Zbigniew, Halina z uśmiechem nałożyła mu pełny talerz. Ola z trudem dojadła kolację, wstrząśnięta jawną niechęcią teściowej do własnego syna.
Później, przy planowaniu wesela, Halina pokazała swoje prawdziwe oblicze. Nie podobało jej się dosłownie wszystko: pierścionki, restauracja, menu.
— Po co wydawać tyle hajsu?! Można było znaleźć taniej! — mówiła z wyraźnym wyrzutem.
Pierwsza nie wytrzymała Ola.
— My się sami tym zajmiemy! — wybuchnęła. — To nasze pieniądze i nasza decyzja!
Urażona Halina przestała dzwonić, a choćby zagroziła, iż nie przyjdzie na wesele.
Dwa dni przed ślubem Zbigniew sam przyjechał do młodych.
— Synu, pomóż mi z prezentem — poprosił, prowadząc Krzysztofa do samochodu.
Okazało się, iż ojciec kupił im prąNowa pralka była darem od ojca, bo Halina uznała, iż choćby to za dużo dla ich syna.