Obiecał, iż będzie, ale w rzeczywistości porzucił ją na głównym holu terminalu. Jego „nagły wyjazd służbowy” okazał się kłamstwem — w tym czasie wylegiwał się na słońcu nad Bałtykiem.

polregion.pl 8 godzin temu

Obiecał, iż będzie na czas, ale zamiast tego zostawił ją samą w hali terminalu. Jego pilny wyjazd służbowy okazał się kłamstwem w rzeczywistości wylegiwał się na plaży, opalając się nad Bałtykiem. Gdy walczyła ze łzami, zadzwonił telefon. Głos po drugiej stronie rozwiał ostatnią iluzję, którą jeszcze zachowywała.

Katarzyna zawsze była świetną księgową. Skrupulatna, dbała o szczegóły potrafiła wycisnąć maksimum z każdej sytuacji. Cenne cechy w pracy, ale w domu zaczynała rozumieć, iż to przekleństwo. Pięć lat małżeństwa nauczyło ją jednej prawdy: jej mąż, Marek, przywykł do życia, w którym wszystko wydawało się układać jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A czarodziejką była ona.

Wakacje nad morzem były tego idealnym przykładem. To był jej pomysł, jej pieniądze i niezliczone godziny spędzone na szukaniu najlepszych lotów, rezerwacji hotelu z widokiem na morze, planowaniu wycieczek, by Marek się nie nudził. Oczywiście, Marek nie brał w tym udziału. Był zajęty. Bardzo zajęty. W pracy, ze znajomymi, w garażu zawsze miał dobry powód, by całą organizację zrzucić na Katarzynę. A gdy wszystko działało jak w zegarku, opowiadał kolegom z miną bohatera, jak szaleje dla swoich dwóch ulubionych kobiet.

Katarzyna tylko się uśmiechała. To była jej rola. Cicha, sprawna cień, dbająca o wygody innych.

Ale tego dnia, w taksówce w drodze na lotnisko, coś w niej pękło. Z tyłu siedziała jej teściowa, Irena, która już rozpoczynała swój monolog jak królowa na sfatygowanym tronie, wyliczając kolejne skargi.

Kasia, na pewno wszystko sprawdziłaś? Paszporty są? Ubezpieczenie też? Wiesz przecież, iż mój Marek to gapa, trzeba go pilnować jak oka w głowie.

Marek, siedząc obok Katarzyny, choćby nie drgnął. Wpatrzony w telefon, udawał, iż nie słyszy. Katarzyna westchnęła i zmusiła się do spokoju, którego nie czuła.

Wszystko jest w porządku, Ireno. Mam dokumenty, ubezpieczenie, bilety wydrukowane. Nie martw się.

Jak mam się nie martwić, kiedy wszystko spoczywa na twoich barkach? burknęła Irena. Młodzi teraz to tacy nieodpowiedzialni. Za moich czasów

Następna lekcja była jej dobrze znana: długi wywód o przeszłości, która była oczywiście lepsza, tańsza i bardziej przewidywalna. Katarzyna odcięła się, wpatrując w szare przedmieścia za oknem. Nagle ogarnął ją zimny lęk. Strach, iż to właśnie będzie jej życie. Niekończący się cykl dbania o wygody innych, cicha, niewdzięczna marionetka.

Nagle Marek oderwał wzrok od telefonu.

Mamo, znowu zaczynasz? Kasia wszystko ogarnęła. Nie czepiaj się.

W piersi Katarzyny zabiła na moment iskra wdzięczności, gwałtownie jednak zgasła. Jakby chcąc przeprosić matkę za chwilę obrony żony, dodał:

Moja żona to prawdziwa specjalistka. Potrafi sprawić, iż wszystko działa jak należy. Prawda, kochanie?

Potrafi sprawić, iż wszystko działa jak należy. Słowa kapały protekcjonalnością, która przyprawiała ją o dreszcze. Jakby to była jej jedyna umiejętność: organizowanie życia innych. Jakby nie miała własnych marzeń, ambicji, własnego życia.

Oczywiście odpowiedziała ściśniętym głosem. Jakie mam wyjście?

Chaos na lotnisku tylko wzmógł jej irytację. Hala odlotów była wir

Idź do oryginalnego materiału