Obietnice były wielkie, ale rzeczywistość przeprowadzki naszego syna okazała się inna

polregion.pl 3 tygodni temu

Swaśni na swachach ciągle powtarzali, iż nasz syn wprowadza się do pałacu – ale ich obietnice okazały się kłamstwem.

W małym miasteczku niedaleko Gdańska, gdzie morska bryza niesie zapach wolności, moje życie w wieku 58 lat przyćmiło rozczarowanie w ludziach, których uważałam za rodzinę. Nazywam się Janina Kowalska, jestem żoną Kazimierza Nowaka i matką naszego jedynego syna, Marcina. Na swachach jego narzeczonej, Małgorzaty, jej rodzice składali obietnice bez pokrycia: „Wasz syn będzie mieszkał jak hrabia, pomożemy mu wszędzie, gdzie się da”. ale ich słowa okazały się puste, a pomoc – tylko pretekstem do żartów i upokorzeń. Teraz stoję przed wyborem: milczeć dla dobra syna czy walczyć o sprawiedliwość.

**Syn, dla którego żyliśmy**

Marcin to nasza duma. Wychowywaliśmy go na wsi, w skromnym domu, gdzie każdy grosz miał znaczenie. Wyrosnął na mądrego, pracowitego człowieka, skończył politechnikę i został inżynierem w Gdańsku. W wieku trzydziestu lat poznał Małgorzatę, dziewczynę z miasta, i zakochał się. Cieszyliśmy się jego szczęściem, choć jej rodzina od razu wydała nam się inna – miejska, pełna ambicji. Na swachach jej rodzice, Jerzy Wiśniewski i Katarzyna Zielińska, przechwalali się swoim mieszkaniem, znajomościami, możliwościami. „Marcina czeka luksus, nie martwcie się, wesprzemy go” – zapewniali. Uwierzyliśmy.

Małgorzata wydawała się miła – uśmiechnięta, kulturalna, wykształcona. Myśleliśmy, iż będzie dobrą żoną dla syna. Wesele wyprawiło się huczne, my z Kazimierzem wydaliśmy oszczędności życia, a choćby wzięliśmy pożyczkę, by nie wyjść na gorszych. Swaśni obiecywali: „My na pewno też się dołożymy, pomożemy młodym”. ale po ślubie ich „pomoc” zamieniła się w koszmar, który zburzył nasze zaufanie.

**Kłamstwo, które wyszło na jaw**

Marcin z Małgorzatą wprowadzili się do rodziców panny młodej – do tego samego mieszkania, które swaśni nazwali „pałacem”. Myśleliśmy, iż to przestronne lokum, gdzie młoda para będzie żyć wygodnie. Tymczasem okazało się, iż to stary trzypokojowy lokal, w którym mieszkają sami swaśni, ich młodsza córka z mężem i dzieckiem, a teraz także Marcin z Małgorzatą. Siedem osób w ciasnocie, z jedną łazienką i kuchnią! Marcin śpi z Małgorzatą w maleńcej klitce, a ich rzeczy leżą w kącie. Gdzie ten pałac? To nie mieszkanie dla młodej pary, tylko prawdziwa klitka.

Swaśni nie tylko nie pomogli, jak obiecali, ale zaczęli wykorzystywać Marcina. Jerzy Wiśniewski każe mu naprawiać ich samochód, wozić na działkę, pomagać w remoncie. Katarzyna Zielińska wymaga, by Małgorzata i Marcin płacili za wszystkich rachunki, choć ledwo wiążą koniec z końcem. „Mieszkacie u nas, więc bądźcie wdzięczni” – mówią. Marcin, nasz dobry syn, milczy, by uniknąć awantii, ale widzę, jak jest wykończony.

Najgorzej traktują nas. Kiedy przyjeżdżamy w odwiedziny, swaśni patrzą na nas z góry. „Wy, wieśniacy, nie zrozumiecie życia w mieście” – rzuciła kiedyś Katarzyna Zielińska. Śmieją się z naszego akcentu, z ubrań, choćby z domowych przetworów, które przywozimy. Ich młodsza córka, Agata, otwarcie nazywa nas „chłopami”. Znajdowałam w sobie siłę, by znosić to dla Marcina, ale te szyderstwa bolą jak nóż w serce.

**Ból o syna**

Marcin się zmienił. Stał się cichy, zmęczony. Mówi, iż Małgorzata często się z nim kłóci przez rodziców, ale prosi, by się nie wtrącać. „Mamo, ja sobie poradzę” – mówi, ale widzę, iż się męczy. Oni z Małgorzatą chcą wynająć mieszkanie, ale swaśni naciskają: „Gdzie pójdziecie? Przecież nic nie macie”. My z Kazimierzem chętnie pomożemy finansowo, ale nasze oszczędności poszły na wesele, a emiMój syn zasługuje na więcej, niż życie w cieniu cudzych obietnic, i jeżeli trzeba, ja za niego stanę do walki.

Idź do oryginalnego materiału