Dzisiaj zrozumiałem, czym jest szczęście.
Wracając do domu, Marianna dziękowała losowi, iż przynajmniej jej starsza córka, Kinga, będzie szczęśliwa. Sama nie miała w życiu łatwo, ale nie żałowała niczego. Wierzyła, iż wszystko dzieje się tak, jak powinno.
— Przeznaczeniem było spotkać Jarosława, pokochać go i wyjść za mąż. Urodziłam Kingę, a on marzył o synu. Chciałam go uszczęśliwić, zaszłam w ciążę i urodziłam Tomka. Ale właśnie po jego narodzinach zaczęły się problemy. Tomek urodził się niepełnosprawny, skazany na życie na wózku. Marianna ciężko westchnęła, otwierając drzwi do klatki schodowej.
Pewnego dnia Jarosław, dowiedziawszy się o diagnozie syna, spakował swoje rzeczy i wyszedł, rzucając na odchodne:
— Nie licz na moją pomoc.
Marianna opuściła ręce. Sześcioletnia córka, chory syn. Nocami płakała w poduszkę, myśląc, iż nie da rady.
— Za co mi to wszystko? — pytała w ciemność.
Ale w końcu zebrała siły i postanowiła:
— Płacz czy nie płacz, dzieci trzeba wychować. Nikt za mnie tego nie zrobi. To moje życie, moja krzyżowa droga.
Kinga chodziła do przedszkola, potem do szkoły. Z Tomkiem ćwiczyła, wkładając w niego całą swoją miłość. Chłopiec uwielbiał matkę i siostrę, rósł, a Kinga wieczorami zajmowała się bratem, dając matce chwilę wytchnienia. Żyli tak we troje, w cieple matczynej miłości. Marianna znalazła pracę zdalną, by być przy synu. Kinga dorastała i pomagała. Czas mijał.
Gdy otworzyła drzwi kluczem, zobaczyła córkę kręcącą się przed lustrem w sukni ślubnej. Patrzyła na nią ze łzami w oczach. Jej dziewczynka wyrosła na piękną kobietę, dostała wykształcenie, a teraz wychodziła za mąż za Darka — dobrego chłopaka, który miał choćby własne mieszkanie.
— Kinga, jaka ty jesteś piękna! Darek oszaleje, gdy cię zobaczy. Ale czy nie za wcześnie kupiłyśmy suknię? Starzy mawiali, iż z tym nie warto się śpieszyć.
— Mamo, no proszę cię! — westchnęła Kinga, zdejmując suknię. — Darek ma znajomych w urzędzie, więc ślub będzie szybciej.
— Dobrze już, dobrze. Tylko pamiętaj, żeby Darkowi nie pokazywać sukni przed ślubem.
Marianna poszła do Tomka, który ucieszył się na jej widok. Potem weszła do kuchni, myśląc:
— Jak gwałtownie Kinga dorosła. Zakochała się, wychodzi za mąż. Darek wydaje się porządny, od razu mi się spodobał. Serce matki nie myli. — Uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak Darek powiedział stanowczo:
— Kocham pani córkę i zapewniam, iż nigdy nie będzie jej brakować. Chcę urządzić wesele, na które zaprosimy wszystkich. Proszę się nie martwić — ja wszystko opłacę. Zarabiam dobrze.
— Więc Darku, jestem spokojna — odpowiedziała wtedy, dziękując Bogu za takiego zięcia.
Do ślubu zostało niewiele, gdy Marianna zachorowała. Osłabienie, zawroty głowy. Poszła do lekarza, zrobiła badania. Lekarz spojrzał na wyniki i rzekł:
— Nie chcę pani straszyć, ale potrzebne są dodatkowe badania.
Przestraszyła się. Co jeżeli usłyszy złą diagnozę? Kinga ma swoje życie, ale co z Tomkiem? Nie może go zostawić.
Powiedziała córce o swoich obawach.
— A jeżeli coś mi się stanie? Tomek zostanie sam.
— Mamo, przestań! Wszystko będzie dobrze. Jak pójdziesz do szpitala, zostanę w domu i zaopiekuję się nim.
— Ale przecież macie ślub!
— Darek przełoży datę.
I rzeczywiście, Darek wszystko odwołał. Marianna trafiła do szpitala. Czekała na wyniki, myśląc tylko o Tomku. Co się z nim stanie, jeżeli umrze?
Lekarz wszedł do sali z uśmiechem.
— Proszę się nie martwić. To nic poważnego, tylko mała zmiana łagodna. Nie potrzeba operacji. Niech pani żyje i cieszy się.
Marianna nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Wróciła do domu, ale wątpliwości wciąż ją dręczyły.
— A jeżeli lekarz coś ukrywa? — spytała Kingę.
— Mamo, przestań! Wszystko będzie dobrze.
Ale Marianna nie dawała za wygraną. Kilka dni później zadzwoniła do córki:
— Musimy porozmawiać.
— Znowu się martwisz?
— Kinga, długo myślałam. Nie mam nikogo oprócz was. Obiecaj, iż jeżeli coś mi się stanie, nie zostawisz brata.
— Mamo, przecież ci mówiłam! Kocham Tomka i nigdy go nie opuszczę.
— Będę spokojna, jeżeli formalnie przejmiesz nad nim opiekę po mojej śmierci.
Kinga wiedziała, iż matki nie przekona.
— Dobrze, załatwimy to. Darek ma znajomego notariusza.
— A jeżeli Darek się nie zgodzi?
— Dlaczego? Kocha mnie, lubi Tomka. Widzisz, jak się dogadują.
Tego samego wieczora Kinga powiedziała Darkowi o rozmowie.
— Kinga, zwariowałaś? Wziąć opiekę nad niepełnosprawnym? A co z naszym życiem? Dziećmi? Ze mną? — wybuchnął. — Znajdę najlepszą opiekunkę albo ośrodek. Zapłacę za wszystko.
Kinga oniemiała. Nie spodziewała się tego.
— Nie oddam brata obcym! Nigdy!
— A ja nie chcę, żeby moja żona była przywiązana do wózka! — odparł. — Chcę normalnej rodziny.
Kinga w milczeniu spakowała walizkę. Gdy wychodziła, Darek rzucił:
— Masz czas się zastanowić.
— Nie potrzebuję czasu. Mam brata.
Gdy Marianna zobaczyła córkę z walizką, wybuchnęła płaczem.
— Kinga, wybacz! Zrujnowałam ci życie. Wracaj do Darka!
— Mamo, jeżeli mnie kocha, musi zaakceptować moją rodzinę. Takiego męża nie chcę.
Darek nie spał całą noc. Najpierw się złościł, potem zaczął myśleć.
— A gdybym to ja był na wózku, czy Kinga by mnie zostawiła? — Przypomniał sobie, jak w dzieciństwie bronił niepełnosprawnego kolegi. A Tomek? Jak się cieszy, gdy go odwiedzam.
Im dłużej myślał, tym bardziej wstydził się swoich słów.
Nazajutrz stanął w drzwiach z pochyloną głową.
— Wybaczcie mi. Zrozumiałem, jak bardzo się pomyliłem.
Kinga wyszła z pokoju.
— Kinga, przepraszam. Zrobię wszystko, byście byli szczęśliwi