Odkryłam dziś, czym jest prawdziwe szczęście

newsempire24.com 2 tygodni temu

Dziś zrozumiałam, czym jest szczęście.

Wracając do domu, Marianna dziękowała losowi, iż przynajmniej jej starsza córka, Kinga, będzie szczęśliwa. Jej samej nie sprzyjało w życiu, ale nie żałowała niczego. Wierzyła, iż wszystko dzieje się tak, jak powinno.

— Miałam spotkać Igora, spotkałam i pokochałam. Wyszłam za niego. Urodziłam Kingę, a on marzył o synu. Chciałam go uszczęśliwić, znów zaszłam w ciążę i urodziłam Tymona. Ale właśnie po jego narodzinach zaczęły się kłopoty. Tymon urodził się niepełnosprawny, skazany na życie na wózku — westchnęła ciężko Marianna, otwierając drzwi do klatki.

Pewnego dnia zebrała siły i postanowiła:
— Płakać czy nie płakać, ale dzieci trzeba wychować. Nikt nie przyjdzie i nie pomoże. To moje życie, to mój ból.

Kinga chodziła do przedszkola, potem do szkoły. Z Tymonem pracowała, wkładając w niego całą swoją duszę i miłość. Chłopiec uwielbiał matkę i siostrę, rósł. Kinga wieczorami zajmowała się bratem, dając matce chwilę wytchnienia i czas na domowe obowiązki. Tak żyli we trójkę, dzieci dorastały w czułości i miłości. Mariannie udało się znaleźć pracę zdalną, by zawsze być przy synu. Kinga dorastała i pomagała. Czas mijał.

Gdy otworzyła drzwi mieszkania kluczem, zobaczyła córkę kręcącą się przed lustrem w ślubnej sukni. Patrzyła na Kingę z zachwytem, a łzy napływały do oczu. Jej córka wyrosła na piękną kobietę. Cieszyła się, iż udało się jej wychować dziewczynę i zapewnić jej wykształcenie. A teraz Kinga wychodziła za mąż za Bartka – dobrego chłopaka, samodzielnego, z własnym mieszkaniem.

— Kinguś, jaka ty jesteś piękna! Bartek oniemieje, gdy cię zobaczy w tej sukni. Ale czy nie za wcześnie kupiłyśmy ślubną kreację? Dawniej mówiło się, żeby z tym nie spieszyć.

— Mamo, no jak możesz psuć mi nastrój! Nic nie jest za wcześnie. Bartek mówił, iż ma znajomych w urzędzie stanu cywilnego, więc nie będziemy długo czekać – odpowiedziała córka, zdejmując suknię.

— Dobrze, tak tylko przypomniałam sobie starą przesąd. Wszystko będzie dobrze, tylko nie pokazuj sukni Bartkowi przed ślubem.

Marianna poszła do pokoju syna. Tymon się ucieszył. Po krótkiej rozmowie wyszła do kuchni.

— Jak gwałtownie Kinga dorosła… — myślała. — Zakochała się w Bartku i już szykuje się do ślubu. Bartek wydaje się porządnym chłopakiem, spodobał mi się od pierwszej chwili. Matczyne serce nie myli się. — Uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak Bartek poważnie i z przekonaniem mówił:

— Kocham pani córkę i obiecuję, iż niczego jej nie zabraknie. Będzie ze mną szczęśliwa! Chcę zorganizować wystawny ślub, zaprosimy wielu przyjaciół. Ale niech się pani nie martwi, wszystkie koszty biorę na siebie. Zarabiam przyzwoicie.

— No cóż, Bartku, teraz jestem spokojna o córkę — uśmiechnęła się Marianna, dziękując w myślach Bogu, iż zesłał Kingi takiego mężczyznę.

Do ślubu zostało kilka czasu, gdy Marianna nagle zachorowała. Pojawiło się osłabienie, zawroty głowy. Poszła do lekarza, zrobiła badania. Lekarz, patrząc na wyniki, powiedział:

— Nie chcę pani straszyć, ale trzeba zrobić dodatkowe badania.

Wtedy ogarnął ją strach. A co, jeżeli usłyszy straszną diagnozę? Kinga wychodzi za mąż, ale co będzie z Tymonem? Nie można go zostawić bez opieki.

Podzieliła się obawami z córką.

— A jeżeli coś mi się stanie? Tymon zostanie sam. Ma wprawdzie piętnaście lat, ale nie nadaje się do samodzielnego życia. Jak mam iść na badania?

— Mamo, co ty mówisz? Na pewno będzie dobrze, damy radę. Myślisz, iż bez ciebie nie poradzę sobie z Tymonem? Gdzie ty będziesz na badaniach, tam ja będę w domu i się nim zajmę.

— Ale przecież masz niedługo ślub! — zaniepokoiła się matka.

— Nic się nie stanie. Bartek przełoży datę.

Bartek faktycznie wszystko odwołał. Marianna trafiła na badania. Minęło kilka dni, siedziała w szpitalu i czekała na wyniki. Myśli o Tymonie nie dawały jej spokoju. Co z nim będzie, jeżeli umrze?

Lekarz wszedł do sali w dobrym humorze i, patrząc na nią, powiedział:

— Proszę pani, nie można się tak zamartwiać. Nie ma nic poważnego, tylko małe łagodne zmiany, ale to niegroźne. Żadnej operacji nie potrzeba, niech się pani uspokoi i cieszy życiem. Z tym można żyć długo. Wystarczy zgłosić się do przychodni na kontrolę.

Marianna nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać z radości. Gdy pierwsze emocje opadły, wróciła do domu. Ale w drodze znów zaczęła wątpić.

— Lekarz kazał się zgłosić do przychodni… Może coś ukrywa?

Wpuściła sobie te myśli do głowy i wróciła do mieszkania. Kinga niecierpliwie na nią czekała.

— No i co, mamo? Co powiedział lekarz?

Marianna podzieliła się obawami, ale córka ją pocieszyła.

— Mamo, nie martw się, na pewno będzie dobrze — pocałowała ją i wybiegła do Bartka.

Ale myśli nie dawały Mariannie spokoju. Wydawało się, iż wszystko w porządku, ale co, jeżeli jednak nie? jeżeli zachoruje? jeżeli umrze? Co wtedy z Tymonem? Te myśli dręczyły ją coraz bardziej. Musiała coś wymyślić, kto zajmie się Tymonem w razie czego. Po kilku dniach zadzwoniła do Kingi.

— Córeczko, musimy porozmawiać, przyjdź — córka, znając wrażliwość matki, gwałtownie się pojawiła.

— Co się stało, mamo?

— Córeczko, długo myślałam. Poza tobą i Tymonem nie mam nikogo. Obiecaj, iż jeżeli coś mi się stanie, nie zostawisz brata.

— Mamo, przecież już ci mówiłam, iż kocham Tymona i nigdy go nie porzucę. Ile można się tym zamartwiać?

— Będę spokojna, jeżeli formalnie przejmiesz opiekę nad bratem po mojej śmierci — powiedziała Marianna.

Kinga wiedziała, iż jeżeli matka coś postanowi, to nie da się jej odwieść.

— Dobrze, mamo, załatwimy to. Powiem Bartkowi, on ma znajomego notariusza.

— A jeżeli Bartek się nie zgodzi?

— Dlaczego, mamo? On mnie k

Idź do oryginalnego materiału