Joanna pędziła przez zatłoczone ulice Krakowa do swojego drugiego mieszkania, ściskając kierownicę tak mocno, iż poczuła ból w palcach. Serce waliło jej z gniewu: sąsiedzi znowu skarżyli się na brata męża, który przemienił jej rodzinny spadek w melinę. ale to, co zobaczyła, wchodząc do środka, było ciosem prosto w serce. Brata męża zdradził jej straszną prawdę o niewierności małżonka, a teraz jej świat się walił. Joanna stanęła przed wyborem, który rozdzierał jej duszę: przebaczyć zdradę czy zacząć życie od nowa.
— Joasia, to mój brat, nie ma gdzie mieszkać — przekonywał ją mąż Marek, gdy wszystko się zaczęło. — Z Basią się rozwiódł, gdzie ma iść?
— Nie chcę wpuszczać Jacka do mieszkania po babci — sprzeciwiła się niepewnie Joanna.
— On nic nie zepsuje — nalegał Marek. — Nie będzie przecież wracał do rodziców?
— A dlaczego nie? — chwyciła się tej myśli.
— Facet ma czterdzieści pięć lat, wstyd mieszkać z rodzicami, no i ma swoje życie — Marek spojrzał na żonę błagalnie.
— Dobrze, niech mieszka, ale jeżeli sąsiedzi się poskarżą, wyrzucę go! — uległa po długim milczeniu Joanna.
— Wszystko będzie w porządku! — ucieszył się Marek, zacierając ręce.
Marek miał własne plany co do mieszkania. Pod pozorem „pomocy bratu” chciał wykorzystywać je na spotkania z kochanką, o której jego trzydziestoczteroletnia żona nie miała pojęcia.
— Zaraz zawiozę Jacka, niech się ucieszy! — wykrzyknął, wyrwał klucze i wybiegł z domu.
— Tak się spieszy, jakby sam się tam wprowadzał — zaśmiała się cicho Joanna i zabrała się za swoje sprawy.
Marek wrócił dopiero po trzech godzinach. Joanna, widząc światła samochodu, wybiegła na podwórko.
— Gdzie tyle czasu byłeś? Już miałam cię szukać! — powiedziała półżartem.
— Pokazywałem Jackowi mieszkanie — odpowiedział wymijająco, ukrywając prawdę.
— Słuchaj, on będzie chociaż płacił za prąd i wodę? — zapytała nagle Joanna.
Marek się zawahał, wzrok mu uciekł. Nie rozmawiał o tym z bratem.
— No wiesz, trochę głupio brać pieniądze od rodzonego brata, zwłaszcza teraz, gdy ma tak kiepsko — powtórzył z wyrzutem. — Za mieszkanie i tak płacimy, nie zużyje wiele.
Joanna, ulegając namowom, zgodziła się, iż nie wypada żądać pieniędzy od rodziny. ale gdy tylko Jacek się wprowadził, w mieszkaniu zapanował chaos. Dnie i noce wypełniała głośna muzyka, przychodziły hałaśliwe towarzystwa, pojawiały się różne kobiety, słychać było krzyki i kłótnie. Sąsiedzi zaczęli wzywać policję, ale funkcjonariusze jedynie nakładali mandaty, nie mogąc uspokoić lokatora.
Jacek poskarżył się bratu na problemy.
— Sąsiedzi doprowadzają do szału — powiedział. — My choćby cicho się zachowujemy, a oni wzywają gliniarzy. Coś zrób, bo jak mnie wyrzucą, ty też tu nie wpadniesz — zażartował.
— Załatwię to, ale ty przestań rządzić — odparł Marek. — jeżeli Joasia się dowie, po nas!
— Więcej nie będę — obiecał Jacek, ale tej samej nocy sąsiedzi znowu wezwali policję.
Jedna z nich, nie wytrzymując, dowiedziała się, do kogo należy mieszkanie, i odnalazła Joannę w mediach społecznościowych. Zapytała, czy gospodyni wie, co się tam dzieje i iż już kilkakrotnie interweniowała policja. Odpowiedź Joanny zszokowała sąsiadów: nie miała o niczym pojęcia.
Godzinę później Joanna wpadła do mieszkania, płonąc gniewem.
— Cześć! — zaśmiał się Jacek, otwierając drzwi.
— Jacku, sąsiedzi na ciebie skarżą! — wybuchnęła. — Żądam, żebyś się wyprowadził!
— Wyprowadził? — zdziwił się. — Wybacz, ale ty zawiodłaś zaufanie!
— To ty je zawiodłeś! — odcięła się. — Wynoś się!
— A, tak? To może posłuchasz czegoś o swoim mężu? — rzucił złośliwie.
— O czym ty mówisz? — zamarła, patrząc mu prosto w oczy.
— Nie tylko ja tu zakłócam spokój — prychnął. — Twój Marek też się postarał.
— Co masz na myśli? — głos jej zadrżał.
— On przyprowadza tu swoją kochankę — wyznał Jacek. — Od trzech miesięcy! A ty, szwagierko, choćby nie wiesz!
Wiadomość uderzyła jak grom. Joanna poczuła, jak ziemia usuwa się spod nóg.
— Wynoś się stąd! — wrzasnęła, wskazując na drzwi.
— A z mężem co zrobisz? — zaśmiał się po raz kolejny.
— To nie twoja sprawa! — warknęła. — Znikaj!
Jacek, chichocząc, zaczął pakować rzeczy i po dwudziestu minutach zniknął. Joanna została sama w zniszczonym mieszkaniu. Wchodząc do środka, nie poznała miejsca, w którym spędzała dzieciństwo u babci. Brudne ściany, porozrzucane ubrania, zapach papierosów — wszystko krzyczało o tym, jak była oszukiwana. Otworzyła okna, próbując wypędzić duszę zdrady.
W domu czekało ją trudne spotkanie z Markiem. Najpierw zaprzeczał, ale przyparowany do muru załamał się i zaczął błagać o przebaczenie. Joanna słuchała jego wymówek, ale w sercu już podjęła decyzję. Zdrada męża, jego kłamstwa i cynizm przekreśliły lata ich małżeństwa. Złożyła pozew o rozwój i alimenty, postanawiając, iż nie pozwoli już nikomu deptać jej godności.
Siedziała w pustym mieszkaniu, wpatrując się w nocne światła miasta. Łzy spływały po policzkach, ale w nich była nie tylko ból, ale też determinacja. Straciła złudzenia, ale zyskała siłę. Teraz wiedziała: jej życie zaczyna się od nowa, a przeszłość nie będzie już jej ciężarem. **Czasem trzeba stracić wszystko, by odnaleźć siebie.**