Nie żyje Dominik Ptaszkiewicz, znany słupecki krawiec.
Urodził się 22 listopada 1931 roku w Słupcy jako syn Teofili i Bolesława. Miał siostrę Stefanię i brata Piotra. Tutaj rozpoczął edukację w szkole podstawowej. Potem wybuchła wojna. Wtedy pomagał przy pracy wypasając na słupeckich łąkach zwierzęta. Jako młody chłopak pasjonował się piłką nożną. Ukończył Średnią Szkołę Zawodową o kierunku krawiectwo. Jego pierwszym nauczycielem w tej dziedzinie był Ignacy Wielowski – słynny krawiec z ulicy Poznańskiej w Słupcy. Odbył też kursy krawieckie, najważniejszy 3-miesięczny w Chorzowie. Tam kroju uczył go krawiec, który szył umundurowanie dla samego marszałka Piłsudskiego. Pan Dominik gwałtownie zdobył papiery mistrzowskie.
W Słupcy też poznał miłość swojego życia. Z Wiesławą wzięli ślub w czerwcu 1957 roku. – Był styczeń 1957 roku. Za rządów Gomułki można było otworzyć swoją działalność, przez dwa lata nie płacąc podatków. Uznałem, iż to czas właśnie dla mnie. Umiałem już szyć… więc postanowiłem, iż rozpocznę pracę na „własny interes”. To była najlepsza decyzja, jaką w życiu podjąłem. Nie potrzebowałem wiele miejsca. Pierwszy zakład miałem u rodziców na strychu. Krótko po ślubie – we wrześniu 1957 roku otrzymaliśmy mieszkanie na ul. Dzierżyńskiego u Państwa Paprzyckich. Duże pomieszczenie, w którym mieszkaliśmy z moją młodą żoną przedzieliliśmy kotarą na część mieszkalną oraz część zakładu. Pierwsi klienci byli zadowoleni, potem pojawiali się nowi – pan Dominik trzy lata temu wspominał na łamach Kuriera.
Po ośmiu latach przeprowadzili się do nowo wybudowanego domu na dawnej ulicy Bieruta w Słupcy (obecna ul. Armii Krajowej). Klientów cały czas przybywało. Pan Dominik szył płaszcze męskie i damskie, garnitury, kostiumy damskie, bryczesy – spodnie do jazdy konnej, a choćby buty pasjonatów jeździectwa. Zapytany o to, co lubił szyć najbardziej odpowiada krótko, iż wówczas nie patrzyło się na to, co lubi się najbardziej szyć. – Praca dzieliła się na cięższą – jak płaszcze na podszewce oraz lżejszą – na przykład spodnie. Moi klienci z reguły przychodzili ze swoim materiałem, natomiast w guziki i inne drobniejsze rzeczy zaopatrywaliśmy się w pasmanterii u Wity Ponieckiej. Godziny spędzałem przy szyciu najpierw przy maszynie deptanej, później zakupiłem dopiero „elektrycznego Łucznika”, który towarzyszy mi do dziś. Swoją ulubioną deptaną maszynę oczywiście z uwagi na duży sentyment też pozostawiłem – wspominał pan Dominik. Swój zawód wykonywał przez ponad 60 lat.
Dominik Ptaszkiewicz zmarł w sobotę, 25 października. W środę spoczął na słupeckim cmentarzu. Jego bliskim składamy wyrazy współczucia.














