Odszedł — i zbliżył się bardziej

twojacena.pl 1 tydzień temu

Stanisław odszedł by stać się bliższym.
„Nie waż mi tu prawić morałów!” głos Bożeny rozdarł ciszę. Stała w centrum pokoju, zaciśnięte pięści zdradzały gniew. Trzydzieści lat z tobą przeżyłam, trzydzieści! A ty? Milczysz jak zaklęty!

Stanisław powoli oderwał wzrok od gazety, spojrzał na żonę. Siwe włosy sterczały w bezładzie, twarz miała wypieki. Wiedział nadchodzi kolejna awantura.

Bożenko, uspokój się. Pogadajmy rozsądnie.

Rozsądnie?! załamała ręce. Kiedy ty ostatnio ze mną rozsądnie rozmawiałeś? Kiedy spytałeś, co u mnie, co czuję? Odpowiadaj!

Stanisław złożył gazetę, odłożył ją na stół. Podszedł do okna. Za szybą październikowa mżawka smagała żółknące liście klonu.

Masz rację szepnął. Za mało mówię.

Za mało?! Bożena niemal zakrztusiła się wściekłością. Ty w ogóle ze mną nie rozmawiasz! Wracasz z pracy, milczkiem jesz, gapisz się w telewizor. Mówię, iż sąsiadka Krysia ma wnuka na studiach ty tylko pomrukujesz. Chcę na działkę po ogórki kiszone ty: „Rób jak chcesz”. Jestem żywą kobietą czy manekinem?

Stanisław się odwrócił. W oczach Bożeny błyszczały łzy, ale uparcie je powstrzymywała.

Wybacz rzekł. Nie myślałem, iż to dla ciebie tak istotne.

Nie myślałeś! zaśmiała się gorzko. Stachu, a w ogóle co o mnie myślisz? Kucharką ci jestem? Pralką? Czy tylko nawykiem jak te twoje kapcie?

Chciał odpowiedzieć, ale Bożena odwróciła się gwałtownie, ruszyła ku drzwiom.

Wiesz co? Nie odpowiadaj. Wszystko już wiem.

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Stanisław pozostał sam w salonie, nasłuchując, jak żona łomotem stawia garnki w kuchni. Potem i tam zapadła cisza.

Spadł z powrotem w fotel, sięgnął po gazetę, ale litery rozpływały mu się przed oczami. Bożena miała rację oddalił się. Kiedy to się zaczęło? Po śmierci matki? Czy wcześniej, gdy został szefem działu i praca pochłonęła go bez reszty?

Przypomniał ich poznanie. Bożena pracowała w księgarni, on wpadł po podręcznik do elektroniki. Uśmiechnęła się tak promiennie, iż zapomniał, po co przyszedł. Stał, gapiąc się, aż spytała, czy potrzebuje pomocy.

Doradź mi coś interesującego wydukał.

Co lubi pan czytać? spytała.

Wszystko. Fachowe książki, kryminały, klasykę.

Bożena podała mu Sienkiewicza.

Spróbuj pan. O miłości. Pięknie napisane.

Kupił książkę, ale nie czytał Sienkiewicza myślał o dziewczynie o ciepłych oczach. Następnego dnia wrócił.

Podobało się? spytała.

Ogromnie. Co pani jeszcze poleci?

Tak mijał tydzień. Kupował książki, wynajdując preteksty do rozmowy. Wreszcie zdobył się na odwagę, by zaprosić ją do kina.

Nowy film Wajdy idzie rzekł. Może pani zechce?

Bożena zaśmiała się.

A myślałam, iż pan nigdy się nie odważy.

Pobrali się po roku. Stanisław pamiętał ich pierwsze mieszkanie malutką „kawalerkę” na peryferiach. Bożena wieszała firanki, on przybijał półki. Wieczorami siedzieli w kuchni, pili herbatę, snuli plany.

Chcę dwoje dzieci mówiła Bożena. Chłopca i dziewczynkę.

A ja dom z ogrodem odpowiadał Stanisław. Byś hodowała róże, a ja naprawiał w garażu samochód.

I żebyśmy nigdy się nie kłócili dodawała.

Nigdy przytakiwał, całując ją w czoło.

Lecz dzieci nie było. Lekarze rozkładali ręce: „Tak bywa, nie dramatyzujcie, żyjcie dla siebie”. Bożena płakała po nocach, myśląc, iż mąż jej nie słyszy. On słyszał i nie wiedział, jak pomóc. Stopniowo przestali o tym rozmawiać. W ogóle mówili coraz mniej.

Stanisław piął się po szczeblach kariery, Bożena przeszła do biblioteki szkolnej. Kupili trzypokojowe mieszkanie, potem działkę. Bożena hodowała róże, on majsterkował przy samochodzie. ale rozmawiali już tylko o prozie życia.

Teraz, siedząc w pustym salonie, Stanisław rozumiał wina była po obu stronach. On zamknął się w sobie, ona nie umiała przebić się przez jego mur. I oto efekt po trz
Witold wyciągnął rękę, dotykając dłoni Malwiny przez stół obrusem w kratkę, i w tej prostej, ciepłej obecności, oświetleni porannym słońcem wlewającym się przez kuchenne okno, oboje wiedzieli już, iż owo światło rozprasza resztki cieni z ich trzydziestu lat, wypełniając przestrzeń prawdziwym blaskiem nowego początku.

Idź do oryginalnego materiału