Z Kamilem jesteśmy razem już ponad trzy lata, a nasza córeczka niedługo skończy roczek. Trudno jednak nazwać nas formalnie rodziną – nie mamy ślubu, żyjemy w związku nieformalnym. Nie mamy większych problemów, jesteśmy zgodni, dbamy o siebie nawzajem, więc w zasadzie papier w urzędzie kilka by zmienił. Po narodzinach naszej córki jednak liczyłam, iż Kamil zdecyduje się na oświadczyny. Czas mija, a w naszym życiu nic się nie zmienia. Mała jest zapisana na mnie, a ja dostaję zasiłek jako samotna matka. Pieniądze przelewam od razu na konto – wcześniej odbierałam je w kasie, gdzie znajome kasjerki wymownie mrugały, jakby chciały powiedzieć: „Ale się ustawiła – dostaje pieniądze jak samotna, a żyje z facetem pod jednym dachem i niczego jej nie brakuje”.
Moi rodzice też mieszkają w tym samym mieście. Odwiedzają nas, kiedy mogą, choć niezbyt często – mają swoje sprawy. Ale bardzo im dziękuję, bo pomogli nam z mieszkaniem. To dla nas ogromne wsparcie.
Teściowej natomiast prawie nie widuję. Ostatni raz była u nas właśnie dwa lata temu. zwykle kontaktuje się z nią mój partner – raz w tygodniu zadzwoni, wymienią kilka standardowych zdań i tyle.
I szczerze mówiąc, tak mi pasuje – lepiej utrzymywać z nią relacje na dystans, wtedy unikamy sprzeczek i nieporozumień, jakie mają rodziny mieszkające pod jednym dachem. Ale wtedy, dwa lata temu, naprawdę się na nią obraziłam. Przypadkiem usłyszałam, jak mówiła do Kamila: „Mieszkanie ma niezłe, dziewczyna wygląda normalnie, to sobie z nią pożyj, popatrz, ale z papierami się nie spiesz. Jeszcze się w życiu w małżeństwie nasiedzisz. Najpierw dobrze ją poznaj”.
Myślę, iż to właśnie ona nastawia Kamila przeciwko ślubowi, a w konsekwencji – przeciwko prawdziwej rodzinie. Ale mamy już dziecko, więc ile jeszcze można się „przyglądać”? Próbowałam rozmawiać o tym z partnerem, ale on odcina temat. Mówi: „Czego ci brakuje? Przecież mamy lepiej niż wielu innych – ty siedzisz w domu z małą, ja nas utrzymuję, nie imprezuję, pomagam ci z dzieckiem. A ty możesz w tym czasie odpocząć”.
Postanowiłam więc sama zadzwonić do teściowej i choćby zaprosić ją do nas – w końcu nie widziała jeszcze swojej wnuczki. Pomyślałam, iż może wtedy „stopnieje” jej serce i popchnie syna do ślubu. Wzięłam po cichu jej numer i zadzwoniłam.
I wtedy dowiedziałam się czegoś, czego choćby w najgorszych przypuszczeniach bym się nie spodziewała: teściowa była zdziwiona i kompletnie nie wiedziała, na urodziny której wnuczki ją zapraszam. Okazało się, iż Kamil przez cały rok nie powiedział swojej matce, iż został ojcem. Przez rok!
Jak to w ogóle możliwe? Czy on nie widzi z nami swojej przyszłości? Z partnerem jeszcze o tym nie rozmawiałam – choćby nie wiem, co mogłabym powiedzieć. On milczy. Może jego mama do niego zadzwoniła, a może nie? Już sama nie wiem, czy chcę rodziny, w której trzeba wstydzić się własnego dziecka.
Coraz bardziej wątpię, czy on nas kocha. I zastanawiam się, czy to ja powinnam pierwsza pójść z nim do urzędu i wziąć ślub – czy może po prostu odpuścić.