Oksana z mamą siedziały na starym łóżku. Obie były ciepło ubrane. Zima, a w chacie dopiero co rozpalili w piecu.

polregion.pl 1 dzień temu

Zosia z mamą siedziały na starym łóżku. Obie były ciepło ubrane. Zima, a w domku dopiero co napalili w piecu.

Nic się nie martw, mamo. Wszystko będzie dobrze. Jakoś sobie poradzimy. Zaraz damy ci leki.

Zosia, jak mogła, uspokajała matkę, choć tak naprawdę nie była to jej matka, tylko teściowa, i to już prawie była.

A było tak mieszkały we trzy: matka, syn i jego żona, Zosia.

Zosia wyszła za mąż późno, bo dopiero w trzydziestkę. Była drugą żoną Darka. Nie rozbijała rodziny, bo gdy się poznali, on już był po rozwodzie.

Teściowa, Maria Antonina, od razu ją polubiła. I Zosia teściową też. Ciepła, dobra kobieta przytuli, pogada, zrozumie. Zosia wcześnie straciła rodziców i została zupełnie sama. W teściowej znalazła bliską osobę.

Spiskujecie przeciwko mnie żartował Darek.

Pięć lat małżeństwa minęło jak z bicza strzelił. A potem Darek stał się opryskliwy i wybuchowy. Krzyczał na Zosię, na matkę. A przyczyną była kochanka. Często wracał późno i dobrze podpity.

Pewnego dnia oznajmił, iż się rozwodzi. Dał im dwa dni na spakowanie się. Zosia choćby nie zdążyła wyjechać, gdy przyjechała jego wybranka z walizką.

Może specjalnie tak zrobiła, żeby zobaczyć swoją poprzedniczkę i rzucić jej parę słów do uszu. Tylko nic z tego nie wyszło. Była to długonoga blondynka z wydętymi ustami i ogromnymi rzęsami, którymi ledwie mrugała.

Zosia choćby się nie powstrzymała i parsknęła śmiechem.

Na to mnie zamieniłeś? Na tę kukłę z rzęsami jak u krowy? No to powodzenia z nią, bo ja ani trochę nie żałuję.

A ona przynajmniej ma poczucie humoru. A wy z matką to dwie stare pierniki. Dwie kwoki.

Mnie możesz obrażać, ale po co matkę?

Misiu, a ta twoja mama zostaje z nami? zaskrzeczało coś nie do rozpoznania, mrugając krowimi rzęsami. Niech ją sobie zabierze. Po co nam jej matka? Misiu

No właśnie, mamo, czas na ciebie. Zbyt długo tu siedziałaś.

Dokąd ja pójdę? Przecież oddałam ci wszystkie pieniądze ze sprzedaży mieszkania, żebyś ten dom wybudował! Matka złapała się za serce.

Tylko bez przedstawień! Możesz zostać, ale nie wychodź ze swojego pokoju. Teraz tu rządzi Albina.

Kotku, niech obie się wynoszą!

To moja matka!

Twoja matka? Chcesz powiedzieć, iż ja będę miała taką teściową? Ooo Kotku

Zosi znudziło się słuchać ich wyzwisk.

Mamo, pojedziesz ze mną na wieś?

Już wolałabym na wieś niż z takim synem i tą

Poczekaj. gwałtownie spakuję twoje rzeczy.

Nie zapomnij o lekach, szkatułce i torebce.

Zosia wyciągnęła kolejną walizkę. W poświęcie wrzucała tam wszystko szkatułkę, torebkę, leki, dokumenty, bieliznę, ubrania.

Zabierajcie wszystko. Nam obcego nie trzeba odezwała się Albina. Prawda, kotku?

Darek tylko milcząco przyglądał się sytuacji. Nie mógł już nic zrobić. Wiedział, iż matka mu tego nie wybaczy. A może jednak? W końcu to matka.

Po pół godzinie Zosia stała przy samochodzie. Maria Antonina siedziała już na tylnym siedzeniu i cicho ocierała łzy. choćby nie spojrzała w stronę syna, tylko ciężko westchnęła.

Ciężko to przełknąć, gdy oddasz wszystko, a on cię wyrzuca.

Jak my teraz będziemy żyć, dziewczyno?

Wszystko będzie dobrze. Mam oszczędności. Starczy nam, dopóki nie znajdę pracy. Ty masz emeryturę. Przeżyjemy. Na chleb z masłem wystarczy.

Przyjechali do wsi, gdzie Zosia spędziła dzieciństwo. Na pewno lepiej, iż jeszcze był dzień. W domku było zimno. Zosia gwałtownie napaliła w piecu. Przyniosła wody, postawiła czajnik.

Jak ty to wszystko sprawnie ogarniasz. Jakbyś tu całe życie mieszkała.

Dziadek mnie wszystkiego nauczył. Dobrze, iż kupiłyśmy jedzenie. Nie trzeba iść do sklepu. Nie lubię wiejskich plotek.

Powoli w domku robiło się cieplej.

Jutro wszystko tu wyczyszczę.

W drzwiach zastukano.

Sąsiadka przyjechała? Dawno cię nie było. A ja patrzę twoje auto stoi. A co w zimie zawitałaś? Czy jakieś kłopoty?

Wszystko w porządku, wujku Kaziu. Jakoś potem opowiem. Siadaj, napijesz się z nami herbaty?

A ja cię chciałem zaprosić. A ty nie sama? Dopiero teraz zauważył kobietę.

To Maria Antonina. A to Kazimierz Piotrowicz przedstawiła ich sobie.

Jak coś będzie potrzebne, to mów.

Na razie nic. Dziękuję.

Minął tydzień. W domku zrobiło się czysto i przytulnie.

Wiesz, Zosiu, ja też jestem ze wsi. Wyszłam za mąż za miastowego. Zginął, gdy Darek miał dwadzieścia trzy lata, a ja sprzedałam mieszkanie. Syn obiecał, iż zawsze będę z nim mieszkać. A teraz patrz, jak się wszystko potoczyło.

Nie płacz. Wiem, iż ci ciężko. Mnie też jest źle. A może jeszcze doczekasz się wnuków.

Od tej? Broń Boże. A Kazimierz Piotrowicz z kim mieszka?

Sam. Żona mu utonęła, ratowała dziecko sąsiadów. Dawno już. Potem się nie ożenił. Dzieci nie ma. Tak sobie żyje. Z moim dziadkiem się przyjaźnił, choć był od niego młodszy. adekwatnie to twój rówieśnik.

Minął miesiąc. Od Darka nie było wieści. choćby do matki nie zadzwonił. Ale pewnego dnia na telefon Zosi zadzwonił nieznany numer.

Zosia?

Tak.

Twój mąż nie żyje.

Chyba się pan pomylił.

Nie, nie pomyliłem się. Darek Był pijany i rozbił się swoim samochodem. Może to dla was trudne, ale jechał z tą dziewczyną. Ona żyje, wyleciała z auta, choćby zadrapania nie ma. Proszę przyjechać na identyfikację.

Boże, biedna Maria Antonina. Jak jej to powiedzieć? Co robić? Wujek Kazio! On pomoże.

Zosiu, co się stało? Wyglądasz, jakbyś widziała ducha!

Mamo, usiądź. Darka już nie ma.

Ojej Maria Antonina zaniosła się płacz

Idź do oryginalnego materiału