Opowieść o miłości

twojacena.pl 2 tygodni temu

Dzisiaj od rana źle się czułam. Za oknem gęsto padał śnieg. Cieszyłam się, iż wczoraj zdążyłam zrobić zakupy, bo dzisiaj musiałabym brnąć przez zaspy, co z moimi bolącymi nogami byłoby bardzo trudne. Ciśnienie też chyba znowu skoczyło. Wzięłam tabletkę, położyłam się na kanapie i przymknęłam oczy.

„Co ja tak leżę? Przecież trzeba ugotować kapuśniak” – pomyślałam, ale nie miałam siły wstać.

Od zawsze pierwszego stycznia przychodził do mnie na obiad syn z żoną. A dawniej, gdy Krzysiek był mały, przyjeżdżał też z wnukiem. Zawsze od progu pytał: „Mamo, a kapuśniak jest? Z tortów i sałatek już mam dość”. Postanowiłam, iż jeszcze trochę odpocznę i pójdę gotować. Zdamęży. Nasłuchiwałam własnego ciała – w głowie jakby lżej.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na zdjęcie męża na ścianie. Zawiesiłam je specjalnie tak, by zasypiając i budząc się, widzieć jego twarz. Minęło siedem lat, a ja wciąż nie potrafię się przyzwyczaić. Często o nim myślałam, rozmawiając z portretem.

— Źle mi bez ciebie, Wojtku — powiedziałam głośno.

„Pamiętasz, jak wróciłeś z pracy bez prezentu na moje urodziny? Kwiaty schowałeś pod płaszczem na wieszaku. Celowo tak wolno się rozbierałeś, żebym wyszła i spytała, dlaczego się tak guzdrasz. A ty na to, iż zgubiłeś wypłatę. Poszedłeś do sklepu po prezent, a ktoś wyciągnął ci portfel z kieszeni. Jak się wtedy na ciebie wściekłam! Przecież czułam podstęp, znałam twój nieznośny charakter, a jednak dałam się nabrać.

I jaki z ciebie uparciuch – zawsze doprowadzałeś do końca to, co wymyśliłeś. Już myślałam, jak przeżyć miesiąc bez grosza.

Przyszli goście: syn z żoną, twój kolega Zbyszek z małżonką i moja przyjaciółka Kasia. Rozlaliśmy wino, wygłosiłeś toast, a potem wręczyłeś mi małe pudełeczko ze złotymi kolczykami. Wtedy kończyłam pięćdziesiątkę. Tak się zirytowałam, iż mało nie rzuciłam w ciebie tym pudełkiem. A ty tylko się śmiałeś, ciesząc się, iż znowu mnie nabrałeś”. Spojrzałam na portret z wyrzutem.

— A pamiętasz, jak upuściłeś klucze w śnieg? Jak długo ich szukaliśmy! Sąsiedzi choćby wyszli nam pomóc. Potem je podrzuciłeś, żebym to ja je znalazła. Nigdy się nie przyznałeś, iż to był kolejny twój żart. Wstydziłbyś się przed sąsiadami? Nie zrozumieliby. Nie tylko ja cierpiałam przez twoje figle, ale i dzieci… — prowadziłam w myślach rozmowę z mężem.

Wojtek na zdjęciu słuchał uważnie. Rzadko był poważny na fotografiach – zwykle uśmiechał się przebiegle. Westchnęłam i usiadłam na kanapie. Ból głowy trochę ustąpił.

Poszłam do kuchni i zaczęłam gotować kapuśniak. Każdy ruch przypominał mi o bolących kolanach. Gotując, wspominałam…

***

Był ciepły sierpniowy dzień. Młoda Halinka siedziała w białej sukni ślubnej przed lustrem. Przyjaciółka Kasia układała jej włosy. Uczyła się w mieście na fryzjerkę. Halince trudno było usiedzieć w miejscu. To promieniała, to znów zamyślała się.

Lada chwila przyjedzie po nią pan młody, a ona wciąż nie była pewna, czy dobrze zrobiła, słuchając matki.

— Rodzina Kazka jest porządna, gospodarstwo duże, a on sam pracowity. Za kogo innego w naszej wsi wyjdziesz? Miejskim chłopakom swoich dziewczyn nie brakuje — przekonywała matka.

I Halinka się zgodziła. Dwadzieścia lat to już czas na małżeństwo. Kasia zachwycała się jej strojem, Kazkiem, a w oczach Halinki pojawiły się łzy. Co chwilę nasłuchiwała odgłosów przed domem – czy nie nadjechał samochód. I cieszyła się, gdy tylko auto mijało ich podwórko.

Wtem silnik zgasł pod oknem, zatrzasnęły się drzwi. Halinka drgnęła i zesztywniała. Serce biło jak schwytany ptak.

Kasia wybiegła przed dom, by powitać pana młodego i zażądać okupu. Matka już stała na ganku…

A Halinka nagle pomyślała o czymś zupełnie innym niż powinna w dniu ślubu. Przypomniała sobie, jak dzień wcześniej matka posłała ją do sklepu, gdzie spotkała Wojtka. Po wojsku nie wrócił do wsi, od razu wyjechał do miasta do pracy. Kilka lat go nie widziała.

Zmężniał. Nie powiedziałaby, iż przystojny, ale był postawny, już całkiem miejski. Spuściła wzrok, gdy poczuła na sobie jego uporczywe spojrzenie.

— Spóźniłeś się, chłopcze. Nie gap się na nią. To nie dla ciebie panna młoda. Jutro wychodzi za mąż — powiedziała sprzedawczyni, ciocia Hela.

— To się jeszcze okaże — uśmiechnął się Wojtek, nie odrywając od niej oczu.

Nie pamiętała, co kupiła. Wybiegła na zewnątrz, dopiero tam mogła złapać oddech. I od tamtej chwili nie mogła zapomnieć jego spojrzenia.

Nasłuchiwała. Dlaczego tak długo targują się o okup? Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie. Przez próg wszedł nie Kazek, ale Wojtek.

Halinka zerwała się z krzesła, serce waliło jej tak mocno, iż mogło wyskoczyć z piersi. Matka próbowała zatrzymać Wojtka, chwytając go za rękaw koszuli. Kasia stała jak wryta, obserwując scenę. W końcu Wojtek wyrwał się z matczynego uścisku i podszedł do Halinki.

— Nie potrafię bez ciebie żyć. Pójdziesz ze mną? Teraz? — zapytał.

A ona nie mogła wydusić słowa. Wojtek wziął ją na ręce i wyniósł z domu. Matka z przyjaciółką ledwo zdążyły się odsunąć. Halinka objęła go za szyję, oparła głowę na ramieniu, jakby tak właśnie miało być.

Tak porwał ją sprzed ołtarza. Cała wieś długo rozprawiała o ich ślubie. A na co miał się zmarnować dobry obiad? Przyszedł później Kazek pijany, ledwo trzymał się na nogach. Postał, popatrzył na nich i odszedł.

Później Wojtek opowiedział, jak poszedł do Kazka.

— Nie dam wam żyć. I tak ci ją zabiorę. Lepiej zabij mnie teraz — powiedział.

Kazek nie miał szans z Wojtkiem. Przestraszył się i zrezygnowałHalinka i Wojtek odeszli razem, trzymając się za ręce, a w ich sercach na zawsze pozostała ta sama iskra, która zapłonęła tamtego sierpniowego dnia w sklepie.

Idź do oryginalnego materiału