Opowieść o samotnych sercach

twojacena.pl 1 tydzień temu

Noworoczne Samotne Serca

W wigilię Nowego Roku mieszkańcy domu spokojnej starości w małym miasteczku u podnóża Sudetów z nadzieją wypatrywali swoich dzieci. Ci, którzy nie mogli chodzić, nasłuchiwali opowieści tych, którzy podchodzili do okien, marząc, by zobaczyć znajome sylwetki. Ale śnieg zasypał ścieżkę do bramy, i nikt nie zboczył z odśnieżonej głównej drogi. Dziedziniec tonął w zaspach, jakby nikt nie pamiętał o samotnych staruszkach.

Helena Nowak miała syna, o którym mówiła z dumą, choć z lekkim poczuciem winy wobec przyjaciółek. Jej Tadeusz był cenionym architektem, synowa — księgową w dużej firmie, a wnuk kończył już uniwersytet. Idealna rodzina, o której inne mogły tylko marzyć. U przyjaciółek dzieci były albo na bakier z prawem, albo w nałogu, a niektóre zniknęły bez wieści. Helena jakby wstydziła się swojego szczęścia, ale w głębi serca wierzyła, iż Tadeusz o niej nie zapomni.

Wieczorami starsze panie zbierały się w sali wspólnej i, by nie stracić pamięci, opowiadały sobie historie ze swojego życia. Powtarzały stare anegdoty, uczepione wspomnień jak koła ratunkowego.

Helena w pierwszych dniach w ośrodku zwierzyła się przyjaciółce Bronisławie, iż urodziła się w zapomnianej wsi na Podlasiu. Kilka lat temu syn namówił ją, by opuściła rodzinny dom. Obiecywał opiekę, przytulny pokój w swoim mieszkaniu. Mąż Heleny, już nieżyjący, nie chciał wyjeżdżać, mruczał, iż miasto to nie dla nich, ale w końcu uległ. Tadeusz, wiedząc, iż ojciec jest weteranem wojennym, dostrzegł w tym korzyść. Zameldował go w Krakowie, i niedługo rodzina dostała przestronne trzypokojowe mieszkanie. Synowa, Kinga, nie mogła powstrzymać łez euforii — wcześniej tłoczyli się w ciasnej kawalerce.

Lecz po roku mąż Heleny zmarł. Została sama, a żałoba tak ją złamała, iż dostała wylewu. Cudem wyzdrowiała, zaczęła znów chodzić, ale opieka nad nią stała się ciężarem dla rodziny. Kinga coraz częściej była rozdrażniona, trzaskała drzwiami, czasem choćby krzyczała na Tadeusza. Helena wszystko słyszała i, nie mogąc znieść kłótni, sama poprosiła syna: „Zabierz mnie do domu spokojnej starości, nie chcę, byście się przez mnie kłócili”. Tadeusz tylko skinął głową, i niedługo Helena trafiła do ośrodka.

Bronisława miała własny dramat. Jej syn, Wojciech, był dobrym człowiekiem, ale życie mu się rozsypało. Siedział w więzieniu, ale przed Nowym Rokiem miał wyjść na wolność. Bronisława czekała na niego jak na cud. Mówiła, iż wszystkiemu winna jest jego żona, Jolanta. Ta pracowała w sklepie spożywczym i przynosiła do domu raz wędlinę, raz sery, a potem butelki z wódką. Na początku pili „dla humoru”, ale niedługo to stało się ich życiem. Jolantę wyrzucili z pracy, i razem z Wojciechem zaczęli kraść. Najpierw opróżnili dom Bronisławy, potem zabrali się za sąsiadów. Gdy staruszce odmówiły nogi, nie wytrzymała i poprosiła się do ośrodka, by nie patrzeć, jak syn stacza się w przepaść.

Wojciech trafił za kraty, ale w listach przysięgał matce, iż się zmieni, zacznie od nowa. O żonie nie wspominał — Bronisława choćby nie wiedziała, czy żyje. Każdego ranka modliła się, by syn dotrzymał słowa i do niej przyszedł.

Dzień chylił się ku końcowi, a pod bramą wciąż nikogo nie było. Staruszki szeptały: „Może coś się stało? Nie mogli tak po prostu zapomnieć?” Nadzieja topniała jak śnieg pod słabymi promieniami zimowego słońca.

Gdy ogłoszono ciszę nocną, do pokoju Heleny i Bronisławy weszła dyżurna pielęgniarka:
— Bronisławo, twój Wojciech ma na ręce tatuaż kotwicy?

— Ma! — wykrzyknęła Bronisława, zrywając się z łóżka mimo bólu w nogach.

— Żyje, nie bój się. Śpi w portierni, przy kotłowni. Ubranie ma podarte, broda mu po piersi. Chciał do ciebie, ale wstydził się tak pokazać.

— Krysiu, złotko, weź pieniądze, nakarm go, ubierz — płakała Bronisława, podając pielęgniarce zmięte banknoty.

— Nie trzeba — uśmiechnęła się ta. — Jest najedzony, ogrzany, umyty. Śpi jak kamień. Jutro rano będziecie się widzieć.

Bronisława, ocierając łzy, dziękowała pielęgniarce, a ta tylko machnęła ręką i wyszła. Helena leżała, wpatrzona w sufit. Tadeusz nie przyjechał. Obietnica syna okazała się pusta. Serce ściskał żal, ale milczała, nie chcąc psuć euforii przyjaciółki, której szczęście było jedynym jasnym promykiem w ich zimnym pokoju.

Idź do oryginalnego materiału