W świecie podróży nie brakuje trików, które pozwalają ugrać parę stówek na bilecie. Jedni polują na błędy taryfowe, inni rezerwują loty w środku nocy, licząc na niższe ceny. Niektórzy zakładają karty lojalnościowe i zbierają mile lotnicze jak dzieciaki Pokemony w parku. Ale są też tacy, którzy świadomie nie docierają do celu. Brzmi jak sabotaż? A jednak ta metoda ma swoją nazwę i zyskuje na popularności. Właśnie wtedy na pierwszy plan wchodzi skiplagging.
REKLAMA
Zobacz wideo Na wakacje samochodem czy też samolotem - co się bardziej opłaca? Pytamy eksperta
Na czym polega skiplagging? Tak łatwo oszczędzić na biletach
Skiplagging, zgrabnie zwany też "hidden-city ticketing", to podróżnicza sztuczka, która rozbraja logikę cenową linii lotniczych. Chodzi o to, żeby kupić bilet z przesiadką i… wysiąść wcześniej, zostawiając ostatni odcinek lotu bez pasażera. Prosty przykład? Bezpośredni lot z Warszawy do Lizbony potrafi kosztować niemało, ale bilet z Warszawy do Faro z przesiadką w Lizbonie bywa zauważalnie tańszy. Pasażer rezerwuje więc dłuższą trasę, ale wysiada już w Lizbonie. Cel osiągnięty, portfel uratowany. Brzmi jak plan idealny, w końcu nikt nie lubi przepłacać. I faktycznie, tysiące podróżników na całym świecie korzysta z tej metody.
Linie lotnicze natomiast rwą włosy z głowy, bo każdy taki zakup to stracone pieniądze za miejsce, które mogłoby być zajęte przez innego pasażera. System taryfowy przewoźników opiera się na założeniu, iż każdy dotrze tam, gdzie bilet wskazuje. Gdy ktoś nagina te zasady, robi się zamieszanie w rezerwacjach, a samolot odlatuje z pustym fotelem.
Zalet skiplaggingu nie sposób jednak nie zauważyć: oszczędności są realne, zwłaszcza na drogich, popularnych trasach. To trochę jak złapanie last minute, ale z wyprzedzeniem i z lekką premedytacją. No i niektórzy lubią po prostu czuć dreszczyk, bo to przecież mały bunt przeciwko wielkim liniom lotniczym, które i tak mają swoje sposoby na windowanie cen.
Pasażerowie w samolocieFot. Serhii Ivashchuk/ iStock
Pamiętajmy jednak, iż nie wszystko złoto, co się świeci. Skiplagging to też ryzyko
Skiplaggin, choć legalny, potrafi wpakować pasażera w niezłe tarapaty. Przewoźnicy mają pełne prawo unieważnić bilet, jeżeli wywęszą skiplaggingowy numer. I nie chodzi tylko o jeden odcinek. Anulowanie lotu powrotnego? Proszę bardzo. Zablokowanie konta w programie lojalnościowym? Też potrafią. Jak czytamy w serwisie travelandleisure.com, w skrajnych przypadkach niektóre linie groziły choćby pozwami, jeżeli pasażerowie nagminnie bawili się w "ukryte miasta".
Logistyka też nie rozpieszcza. Bagaż rejestrowany zawsze poleci do końcowego celu, więc o nadaniu walizki możesz zapomnieć. Zostaje plecak lub walizka podręczna, ale co jeżeli przy bramce stewardessy poproszą o nadanie torby do luku? Pożegnaj się z planem skiplaggingowym, bo twój bagaż znajdzie się tam, gdzie miałaś dotrzeć według biletu.
Jak wiadomo, niepewność potrafi wykończyć choćby największych łowców okazji. Zmiany w rozkładach lotów, odwołania, przekierowania - każda drobna korekta sprawia, iż pasażera mogą oblać zimne poty. I nagle z oszczędności robi się stres i konieczność kupna nowego biletu na ostatnią chwilę. Dlatego jeżeli już próbujesz tej metody, rób to rzadko, z głową i zawsze w jedną stronę. W innym przypadku linie lotnicze mogą wpisać cię na "czarną listę". A wtedy nie polecisz już nigdzie. Czy kiedykolwiek próbowałeś/łaś skiplaggingu podczas rezerwacji lotu? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu.
Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.