Dokładnie 70 lat temu, 26 stycznia 1955 roku, w nowojorskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej MoMA otwarta została wystawa „The Family of Man”– prawdopodobnie najsłynniejszy pokaz w dziejach fotografii. Jej kurator Edward Steichen, sam wybitny fotograf, wyselekcjonował 503 fotografie 273 fotografów i fotografek wykonane w 68 krajach świata i stworzył monumentalną, pierwszą w globalnej skali i w tak prestiżowym muzeum fotograficzną opowieść o człowieku. Katalog wystawy rozszedł się w milionowym nakładzie (do dziś łatwo i niedrogo można go nabyć), a ekspozycja kilka lat podróżowała po świecie, odwiedzając 37 państw i budząc wielkie zainteresowanie.
Na przełomie 1959 i 1960 roku była też pokazywana w Polsce jako „Rodzina człowiecza” – powiew świata w odizolowanym żelazną kurtyną kraju. Wystawa Steichena stała się też protoplastką takich popularnych dziś formatów wystawowych jak coroczne prezentacje World Press Photo – przegląd fotografii prasowej z całego świata.
Emocje wzbudzała nie tylko skala wystawy, ale też sposób prezentacji fotografii tworzący z nich, jak byśmy to dziś powiedzie li, immersyjną przestrzeń. Zdjęcia, często powiększone do wielkich rozmiarów, rozwieszone swobodnie w przestrzeni dawały wrażenie poruszania się wśród swobodnie lewitujących obrazów, pozbawionych passe-partout i uwolnionych od dekoracyjnych funkcji. Fotografia miała być nieupiększonym zwierciadłem życia.
Wyjątkowość „The Family of Man” polegała jednak nie tylko na rozmachu, ale przede wszystkim na wpisaniu tej uniwersalistycznej, humanistycznej opowieści w muzealny kontekst sztuki.

To był szczególny moment w historii fotografii. Z jednej strony swój złot czas przeżywały ilustrowane magazyny takie jak amerykański „Life” (i jego ubogi polski kuzyn „Świat”), dla których pracowali najlepsi fotografowie i fotografki. Obrazy fotograficzne zdawały relacje z życia globu, który po wojennej traumie szukał nowej równowagi.
Z drugiej strony dla fotografii otwierały się właśnie bramy muzeów sztuki. Nowojorskie MoMA było pierwszą instytucją sztuki nowoczesnej, która w 1940 roku powołała osobny dział fotografii. W 1947 roku grupa zaangażowanych fotoreporterów (wielu z nich było notabene emigrantami z Europy Środkowo-Wschodniej) założyła, także w Nowym Jorku, agencję Magnum, działające do dziś najbardziej etosowe stowarzyszenie fotografów zainteresowanych opisywaniem losów współczesnego świata, toczących go konfliktów i przemocy.
W Europie rozwijała się fotografia zwana humanistyczną – empatyczne spojrzenie na zmęczone wojną społeczeństwa. Wystawa Steichena była manifestacją szczególnej wizji fotografii, jak to ujął sam kurator:
Sztuka fotografii to dynamiczny proces nadawania ideom formy i tłumaczenia człowieka człowiekowi (explaining man to man).
Mówiąc najprościej, fotografia dokumentowała życie człowieka w jego wszelkich przejawach, ludzkie narodziny, dzieciństwo, pracę, radość, smutek i tragedie. Od fotografii matek karmiących piersią po zdjęcie niemieckich żołnierzy wypędzających ludność z warszawskiego getta. W spektrum zainteresowania był ludzki los, fotografia zaś służyła odnalezieniu jego wizualnej metafory w możliwie skrótowy i wyrazisty plastycznie sposób.

Artwork Location: Museum of Modern Art (MoMA), New York, USA
Można to opisać jeszcze inaczej, odwołując się do platońskiego połączenia piękna i dobra – to, co piękne, musi być prawdziwe i mądre. Ten starożytny ideał zmaterializował się mimochodem w fotografii humanistycznej połowy XX stulecia. Wierzono jeszcze wówczas, iż zapis fotograficzny jest, poprzez swój oczywisty związek z rzeczywistością, przejawem prawdy.
Z kolei specyficzne, techniczne ograniczenia medium prowadziły do szczególnej estetyzacji obrazów – wówczas jeszcze czarno-białych, starannie komponowanych i często dodatkowo edytowanych pod powiększalnikiem w ciemni. Piękno tych fotografii jest może szczególnie czytelne z dzisiejszej perspektywy, kiedy otoczeni wielością i rozmaitością obrazów fotograficznych doceniamy szlachetną powściągliwość i staranność zdjęć klasyków tamtej epoki: Henriego Cartier-Bressona, Dorothei Lange, Roberta Franka i wielu innych. Z pewnością mniej wierzymy dziś natomiast w prawdę, którą te obrazy niosły.
„Rodzina człowiecza” skupiała się na codziennej zwyczajności życia. Ludzie śmieją się i płaczą na całym świecie tak samo, ale mają po temu różne powody. Ta apologia podstawowych ludzkich emocji i czynności była też na rękę propagandzie – i na Zachodzie, i na Wschodzie – bo pozwalała przemilczeć tematy społecznych nierówności, ograniczenia wolności czy ekonomicznego wyzysku.
„The Family of Man” była poza wszystkim pokazem kolonialnej dominacji. Pod uniwersalistycznym przesłaniem kryły się oczywiste ograniczenia. Wiele pokazanych na wystawie fotografii ukazujących życie w „dalszych” regionach świata wykonanych było przez amerykańskich czy zachodnich fotografów, którzy podróżowali tam z własnym sposobem widzenia i rozumienia rzeczywistości. Był to pierwszy i zarazem ostatni taki czas w historii, kiedy wszyscy – dzięki fotografii i pod opiekuńczym okiem kuratorów z Nowego Jorku – mogli się poczuć jedną wielką czarno-białą, ale jakże piękną, rodziną.
