Gdy Kasia płaciła za zakupy, Paweł odsunął się na bok. Kiedy zaczęła pakować torby, całkiem wyszedł ze sklepu. Gdy Kasia wyszła, zobaczyła Pawła stojącego na chodniku i palącego papierosa.
Paweł, weź torby, proszę poprosiła, podając mu dwie ciężkie siatki.
Paweł spojrzał na nią, jakby kazała mu zrobić coś nielegalnego, i zapytał ze zdziwieniem:
A ty co?
Kasia zmieszała się. Co miałoby znaczyć a ty co? Przecież to naturalne, iż mężczyzna pomaga. Dziwne, gdy kobieta dźwiga ciężary, a on idzie z pustymi rękami.
Paweł, są ciężkie odpowiedziała.
No i? uparł się, nie biorąc ich.
Widział, iż zaczyna się złościć, ale z zasady nie chciał nieść siatek. Ruszył gwałtownie przed siebie, wiedząc, iż go nie dogoni. *Brać torby? Co ja jestem, wielbłąd juczny? Albo służący? Ja jestem mężczyzną! Sam decyduję, czy coś noszę. Niech se sama dźwiga, nie umrze!* myślał Paweł. Dziś miał ochotę ją upokorzyć.
Paweł, gdzie idziesz? Weź torby! krzyknęła Kasia, niemal płacząc.
Torby były naprawdę ciężkie, a Paweł dobrze o tym wiedział to on napakował wózek. Do domu było niedaleko, jakieś pięć minut pieszo. Ale z takim ciężarem droga wydawała się wiecznością.
Kasia szła, ledwo powstrzymując łzy. Miała nadzieję, iż Paweł tylko żartuje i wróci, ale nie oddalał się coraz bardziej. Chciało jej się wszystko rzucić, ale w transie szła dalej. Gdy dotarła pod blok, usiadła na ławce przed klatką, wyczerpana. Chciało jej się płakać ze złości i zmęczenia, ale powstrzymała łzy płacz na ulicy to wstyd. Ale jak to przełknąć? Nie. On nie tylko ją obraził, ale celowo upokorzył. A przecież przed ślubem był taki uważny Wiedział, co robi.
Witaj, Kasiu! Głos sąsiadki wyrwał ją z zamyślenia.
Witaj, Pani Jadwigo odpowiedziała, wymuszając uśmiech.
Pani Jadwiga mieszkała piętro niżej i była wielką przyjaciółką babci Kasi. Po jej śmierci pomagała Kasi we wszystkim. Nie miała już nikogo matka mieszkała w innym mieście z nowym mężem i dziećmi, a ojciec dawno zniknął. Pani Jadwiga stała się jej jedyną rodziną.
Bez wahania Kasia postanowiła oddać jej zakupy. W końcu nie dźwigała ich na próżno. Emerytura Pani Jadwigi była skromna, a Kasia lubiła ją rozpieszczać smakołykami.
Proszę, Pani Jadwigo, pomogę pani zanieść powiedziała, znów biorąc ciężkie torby.
W kuchni sąsiadki zostawiła wszystko, mówiąc, iż to dla niej. Gdy Pani Jadwiga zobaczyła śledzie, pasztet, brzoskwinie w syropie i inne przysmaki, które uwielbiała, ale rzadko mogła sobie pozwolić, wzruszyła się tak bardzo, iż Kasia poczuła się winna, iż nie robi tego częściej. Pożegnały się całusem, a Kasia weszła na swoje piętro.
Gdy weszła do mieszkania, mąż wyszedł z kuchni, coś przeżuwając.
A gdzie torby? zapytał Paweł, jakby nic się nie stało.
Jakie torby? odpowiedziała Kasia tym samym tonem. Te, które mi pomogłeś nieść?
No weź, nie przesadzaj! próbował żartować. Złościsz się?
Nie odparła spokojnie. Tylko wyciągnęłam wnioski.
Paweł zesztywniał. Spodziewał się krzyków, kłótni, łez Ale ta cisza go zaniepokoiła.
Jakie wnioski?
Nie mam męża westchnęła. Myślałam, iż wyszłam za mąż, ale wyszło, iż za durnia.
Nie rozumiem udawał obrażonego.
Co tu rozumieć? spojrzała mu prosto w oczy. Ja chcę męża, który jest mężczyzną. A ty, widzę, chcesz żony, która będzie mężczyzną. Chwila ciszy. Więc potrzebujesz raczej męża.
Twarz Pawła poczerwieniała ze złości, zaciśnięte pięści drżały. Ale Kasia tego nie widziała była już w pokoju, pakując jego rzeczy.
Paweł do końca się bronił. Nie chciał odejść. Nie rozumiał, jak taki drobiazg mógł zniszczyć małżeństwo.
Przecież było dobrze! Co ci szkodziło nieść te torby sama? protestował, gdy rzucała jego ubrania do walizki.
Twoja walizka mam nadzieję, iż sam ją poniesiesz powiedziała Kasia, ignorując jego słowa.
Wiedziała, iż to tylko pierwsze ostrzeżenie. Gdyby przełknęła brak szacunku, upokorzenie tylko by rosło. Dlatego zamknęła drzwi za nim, kończąc tę historię.
Czasem najmniejsze krople przepełniają czarę cierpliwość ma granice, a miłość bez szacunku to tylko pusty frazes.















