Gdy panna młoda podpisywała akt ślubny, coś poruszyło się pod jej suknią
W sali weselnej unosiły się podekscytowane szepty.
Spokojne światło sączyło się przez długie, nasłonecznione okna; pozłaczone krzesła zajmowali elegancko ubrani krewni i przyjaciele.
Goście cicho rozmawiali, telefony uniosły się w górę, gdy niektórzy próbowali uwiecznić tę chwilę na zdjęciach.
Całe pomieszczenie drgało od napięcia, powietrze wypełniała radosna atmosfera.
Panna młoda, Kinga, stała obok pana młodego, Wojciecha, mocno ściskając jego dłoń.
Wyglądała doskonale: jej biała suknia w kształcie syreny delikatnie opływała smukłą sylwetkę, a długi welon ciągnął się po podłodze.
Na jej twarzy gościł szczęśliwy uśmiech, ale w kącikach oczu dostrzec można było nutkę niepokoju.
Wszystko będzie dobrze szepnął Wojciech, delikatnie ściskając jej palce.
Kinga skinęła głową, ale zanim zdążyła odpowiedzieć
coś się poruszyło.
Nie z tyłu. Nie z boku. Tuż pod nią.
Lekki, ledwo zauważalny ruch jakby coś, a może choćby ktoś, czaił się między fałdami materiału.
Kinga drgnęła, robiąc pół kroku w tył. Wojciech natychmiast wyczuł napięcie w jej ramionach i zmarszczył brwi.
Co się stało? Co jest?
Lecz zanim Kinga zdążyła odpowiedzieć, ruch powtórzył się tym razem wyraźniejszy.
Dół sukni lekko się poruszył, jakby coś chowało się pod spodem i próbowało się uwolnić.
Goście zaniemówili, zszokowani.
Jedna z druhien, Aneta, przyłożyła dłoń do ust w zdumieniu. Starsza ciocia, Wanda, przeżegnała się i szepnęła coś pod nosem.
Powietrze stało się gęste, jakby nagle powstała próżnia.
Wojciech zbladł.
Kinga stała nieruchomo, przestraszona, dreszcz przebiegł jej po plecach.
A potem
szelest.
Cichy, ale wyraźny dźwięk nie było wątpliwości: coś tam było, dokładnie pod suknią.
Żartujecie? wyszeptał nerwowo jeden ze świadków, Tomasz, rozglądając się wokół.
Ale nikt się nie śmiał.
Wszyscy wstrzymali oddech, jak w kluczowej scenie filmu.
I wtedy
Suknia poruszyła się nagle i zdecydowanie!
Kinga krzyknęła, cofnęła się i uniosła materiał.
Sala wybuchnęła zbiorowym westchnieniem, Wojciech zaciśniętą pięścią, a urzędniczka stanu cywilnego, elegancka kobieta o imieniu Jolanta, zastygła w bezruchu, trzymając pieczęć.
Spod sukni, niczym z tajemnego przejścia, najpierw wyłonił się czarny cień, a potem rozległ się syk
mały czarny kłębusk wyskoczył na zewnątrz.
Ktoś krzyknął, inny gość odskoczył, rozlewając kieliszek szampana. Płyn rozlał się na jedwabny obrus.
Kinga przytuliła się mocno do Wojciecha.
Aaa! Co to jest?!
Kłębuszek niezdarnie podskoczył kilka razy, zatrzymując się na środku sali.
Machnął ogonem, a potem
zamiauczał.
Cisza.
Wojciech mrugnął. Kinga, która wcześniej patrzyła ze strachem na twarze gości, nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Tam, na podłodze, przed wszystkimi
mały czarny kotek przyglądał się im ciekawie.
To kot?! ktoś wykrzyknął z tyłu, wciąż w szoku.
Wojciech spojrzał na Kingę zaskoczony:
Dlaczego pod twoją suknią jest kot?
Kinga otworzyła usta, ale nie zdążyła odpowiedzieć.
Wtedy z pierwszego rzędu gości odezwał się cichy głosik:
Eee może to mój
Wszyscy się odwrócili.
Stała tam młodsza siostra Kingi, mała Zosia, w białych pończoszkach, trzymając pluszowego króliczka. Jej wzrok był pełen skruchy, gdy cichutko wyjaśniła:
Nie chciałam zostawić go samego w domu wlazł do kosza z welonem myślałam, iż już wyszedł.
Goście najpierw spojrzeli na nią zaskoczeni, po czym wybuchnęli śmiechem. Napięcie prysło jak bańka mydlana.
Wojciech westchnął. Kinga pochyliła się, jeszcze lekko drżąc, i delikatnie podniosła kotka.
Maluch pomiauczał raz jeszcze, po czym wtulił się w jej dłoń, jakby nigdy nic.
Proszę, nasz futrzany świadek zaśmiała się Kinga, głaszczącą kociaka po głowie.
Jolanta, urzędniczka, uśmiechnęła się, kręcąc głową:
Mam nadzieję, iż nikt nie ma już zastrzeżeń do tego małżeństwa?
Sala znów wybuchnęła śmiechem.
Kinga i Wojciech spojrzeli na siebie i w końcu oboje się rozśmiali.
Gdy śmiech ucichł, Kinga wciąż trzymała czarnego kocura, który wtulił się w nią jakby nigdy nie zamierzał odejść.
Wiesz powiedział Wojciech, delikatnie głaszcząc zwierzątko jeżeli tak się zaczyna, to może to wesele nie będzie takie nudne.
Powiedziałabym wyjątkowo kocie odparła Kinga, śmiejąc się.
Goście otoczyli ich, a Zosia, wciąż ściskając króliczka, nieśmiało podeszła bliżej.
Przepraszam powiedziała niepewnie, patrząc na Kingę swoimi dużymi niebieskimi oczami. Nie chciałam, żeby stało się coś złego
Kinga przykucnęła obok niej, wciąż trzymając kotka na kolanach.
Zosiu, nic się nie stało. Następnym razem tylko uprzedź, jeżeli chcesz przemycić zwierzątko na moje wesele, dobrze?
Dobrze Zosia skinęła głową, po czym dodała cichutko: Biedny Mruczek bał się zostać sam w domu.
Mruczek? Wojciech uniósł brew.
To jego imię. Jest z nami od dwóch tygodni. Znalazłam go pod szkołą.
A dlaczego nikomu nie powiedziałaś? spytała Kinga, głaszcząc Mruczka po główce.
Bo mama mówiła, iż nie możemy go zatrzymać ale ja go potajemnie karmiłam i schowałam go w koszyku. Dzisiaj wpełzł pod welon.
Jolanta, urzędniczka, odkaszlnęła i zapytała z uśmiechem:
Więc jeśli