Do dziś dnia Krzysztof pozostaje wolnym człowiekiem. Miał wprawdzie poważne zamiary matrymonialne, ale logiki swojej narzeczonej nigdy nie zrozumiał.
Kiedy oświadczył się Basi, byli razem już prawie rok. Pierwsze burzliwe emocje nieco opadły, i Krzysztof w końcu uświadomił sobie, iż to właśnie z nią chce przejść przez życie widywać ją codziennie i słuchać jej głosu.
Basiu, wyjdź za mnie powiedział stanowczo, klękając na jedno kolano z otwartym pudełeczkiem, w którym lśnił piękny pierścionek, w drugiej ręce dzierżąc ogromny bukiet kwiatów.
Basia nie spodziewała się tego w tej właśnie chwili, ale czuła, iż coś takiego wisi w powietrzu. Mimo wszystko się zdziwiła, a potem oczywiście ucieszyła.
Oczywiście, kochanie, oczywiście! zgodziła się bez wahania.
Basia była piękną dziewczyną, ale Krzysztof też nie pozostawał w tyle wysoki, przystojny, o sportowej sylwetce, z krótką fryzurą i zawsze ubrany w coś wygodnego.
Chcę, żebyś urodziła córeczkę, taką jak ty uśmiechał się Krzysztof.
Z chęcią! odparła wesoło Basia.
Rozpoczęły się przygotowania do ślubu. Krzysztof, przyznać trzeba, nie miał pojęcia, iż aż tyle trzeba zorganizować.
Basiu, toż to prawdziwy ślubny armagedon! mówił, gdy ciągnęła go po sklepach. Nie miałem pojęcia, iż to takie zamieszanie.
Okazało się, iż bez zakupu welonu, butów, sukni, wstążek, pończoch i Bóg wie czego jeszcze ślub się nie odbędzie. A on myślał, iż to prosta sprawa: oświadczyny, pierścionek, urząd stanu cywilnego i po krzyku
W końcu Basia się uspokoiła, do ślubu zostało trochę czasu, Krzysztof też odetchnął z ulgą. Ale wtedy wróciła z pracy i oznajmiła:
Krzysiu, szef wysyła mnie na tygodniowy staż, i to do województwa. Będziemy musieli trochę się rozstać. A może choćby dobrze sprawdzimy nasze uczucia przed ślubem.
No świetny moment wybrał twój szef! Nie wie, iż mamy ślub za trzy tygodnie? burknął niezadowolony Krzysztof.
Wie, ale to nie w dzień ślubu. Poza tym, staż to nie wycieczka oznacza awans i porządną podwyżkę. A nam akurat pieniądze się przydadzą przekonywała Basia.
A jak będę w delegacji, to za tobą będzie zaglądała Małgosia dodała po chwili.
Tylko mi jeszcze twojej Małgosi brakowało, i tak jest jej za dużo zirytował się Krzysztof. Nie ufasz mi?
Ufam, nie ufam to moja sprawa, ale bez nadzoru cię nie zostawię. To byłoby skrajnie lekkomyślne. Także Małgosia będzie na ciebie zerkać.
Małgosia, przyjaciółka Basi, miała być świadkową na ich ślubie. Znali się od podstawówki. Szczerze mówiąc, Krzysztof nie znosił tej koleżanki. Nie to, żeby była brzydka przeciwnie, jasnowłosa, z super figurą, ale ciągle była z nimi. Basia zabierała ją wszędzie, co Krzysztofa wkurzało. Do tego często przychodziła na kolację, a czasem zostawała choćby na noc w drugim pokoju.
Krzysztof czasem drażnił narzeczoną:
Mam nadzieję, iż twoja Małgosia nie będzie z nami spała w naszą pierwszą noc poślubną?
Krzysztof odprowadził Basię na lotnisko, oczywiście z Małgosią w komplecie. Pożegnali się, Basia poszła do samolotu, a Krzysztof z Małgosią wrócili do miasta. Po drodze wysadził ją pod domem.
Minęły trzy dni. Krzysztof miał sporo wolnego czasu, więc postanowił się rozerwać. Zadzwonił do kumpli, a ci zaprosili go na ryby. Ucieszył się dawno nie wyskakiwał z chłopakami na wędkowanie, do sauny, z piwem i tak dalej
Kiedy indziej nie będzie okazji, żeby tak pożegnać stan kawalerski pomyślał i zasnął.
Ale w czwartek wieczorem zadzwoniła Małgosia. Już i tak go pilnowała, a tu jeszcze spytała:
Krzysiu, wszystko w porządku?
Jasne, lepiej być nie może odparł.
Może potrzebujesz pomocy? Bo jakby co, to
Nie, dziękuję, jestem dorosłym facetem zapewnił szybko.
No dobrze, nie gniewaj się. Ale mam do ciebie prośbę.
Jaką? zaniepokoił się.
Taką. Musisz mi towarzyszyć. Nasza wspólna koleżanka z Basią, Świetlanka z klasy, obchodzi urodziny w knajpce za miastem. A moje auto, na złość, padło. Nie podwiózłbyś mnie? Swoją drogą, spytałam Basi, czy nie ma nic przeciwko, żebyś mnie zawiózł i dotrzymał towarzystwa mówiła trochę przymilnie.
No proszę perspektywa go nie zachwycała. Wolałby iść z kumplami na ryby.
No, Krzysiu, proszę cię błagała Małgosia. Tam wszyscy będą parami, a ja sama jak sierota A nie mam choćby z kim przyjść, wiesz przecież, iż nikogo teraz nie mam.
Szkoda odparł Krzysztof.
Posłucham twojej rady później, a teraz się zgodź, proszę nalegała. Basi będzie miło, iż jesteś pod moją opieką.
Nie chciało mu się iść w obce towarzystwo, ale nie potrafił odmówić.
Dobrze, zadzwonię później ustąpił.
Krzysztof miał ochotę zadzwonić do Basi i poskarżyć się na koleżankę, ale po namyśle zrezygnował. W końcu sama prosiła Małgosię, żeby go pilnowała.
Impreza była w piątek o szóstej. O piątej Małgosia, wystrojona, pachnąca oszałamiająco, wskoczyła do samochodu Krzysztofa. choćby przyszła mu do głowy pokojowa myśl:
No cóż, spędzę wieczór w towarzystwie takiej ładnej Małgosi to nie najgorsza kara.
Pod knajpą Małgosia wyskoczyła z auta i, wziąwszy Krzysztofa pod rękę, weszła do środka. Wśród gości nie znał nikogo. Za to Małgosia witała się na prawo i lewo wszystkich znała, wszystkim się uśmiechała.
Krzysztof czuł się trochę nieswojo wśród obcych ludzi. Wszystkie te uśmiechnięte twarze widział pierwszy raz.