Powrócił z niespodzianką

polregion.pl 3 godzin temu

Tamara Stanisława odłożyła druty na bok i nasłuchiwała. Ktoś grzebał przy zamku w drzwiach wejściowych. Odgłos był znajomy, ale o tej porze nie spodziewała się nikogo. Pół do dziesiątej wieczorem, sąsiedzi już dawno poszli spać, a wnuczka Zosia przyjeżdżała tylko w weekendy.

Zamek zaskoczył, drzwi zaskrzypiały. W przedpokoju rozległy się ciężkie kroki i czyjeś sapanie.

„Kto tam?” – zawołała Tamara, chwytając laskę.

„Mamo, to ja” – odpowiedział znajomy głos.

Serce podskoczyło jej w piersi. Tego głosu nie słyszała od półtora roku. Syn Marcin po kolejnej pijackiej awanturze wyszedł z domu i więcej się nie pokazywał. Od czasu do czasu przysyłał SMS-y, iż żyje, i tyle.

„Marcin?” – odezwała się niepewnie.

„Tak, mamo, to ja. Nie bój się”.

Tamara podniosła się z fotela i, opierając się na lasce, podeszła do przedpokoju. Zapaliła światło. Na progu stał jej syn – zarośnięty, w pomiętej kurtce i brudnych dżinsach. Wyglądał kiepsko, ale najważniejsze – był trzeźwy.

„Marcin!” – rzuciła mu się na szyję, mimo nieprzyjemnego zapachu. „Synku, jak ja za tobą tęskniłam!”

„Ja też, mamo. Wybacz mi” – przytulił ją mocno. „Wiem, co narozrabiałem”.

Tamara odsunęła się i uważnie spojrzała na syna. Schudł, oczy zapadnięte, ale wzrok miał jasny. Nie pijany.

„Wejdź, wejdź” – zareagowała nerwowo. „Siadaj za stół, coś ci podgrzeję”.

„Mamo, poczekaj” – Marcin zatrzymał ją za rękę. „Nie jestem sam”.

„Jak to nie sam?”

Odwrócił się do drzwi i cicho zawołał:
„Wchodź, nie bój się”.

Zza jego pleców wyłoniła się drobna sylwetka. Dziewczynka może z pięć, sześć lat, w brudnej różowej sukience i znoszonych sandałkach. Jasne, kręcone włosy, wielkie szare oczy pełne niepewności.

Tamara aż się zachłysnęła.

„Kto to jest?”

„Mamo, poznaj. To Hania” – Marcin położył rękę na ramieniu dziewczynki. „Moja córka”.

„Córka?” – Tamara osunęła się na stołek w przedpokoju. „Jaką córkę? Skąd?”

„Długa historia, mamo. Najpierw nakarmmy dziewczynkę, wykąpmy ją. Jest zmęczona, długo jechaliśmy”.

Hania przytulała się do ojca i milczała. Tylko jej wielkie oczy biegały po pokoju, przyglądając się nieznanemu otoczeniu.

„Tak, oczywiście” – ocknęła się Tamara. „Dziewczynko, jesteś głodna? Chcesz coś zjeść?”

Dziecko skinęło głową, ale nie odeszło od Marcina.

„Chodźcie do kuchni” – Tamara, utykając, ruszyła przodem. „Zaraz coś przygotuję”.

Marcin posadził córkę przy stole i sam usiadł obok. Hania rozglądała się z ciekawością. Kuchnia Tamary była niewielka, ale przytulna – kwiaty na parapecie, firanki z koronki, czajnik na półce.

„Mamo, masz coś dla dzieci? Mleko, kaszę?” – spytał Marcin.

„Mleko jest, zaraz podgrzeję. A kaszę gwałtownie ugotuję” – zakrzątnęła się Tamara. „Lubisz kaszę jaglaną, Haniu?”

Dziewczynka znowu skinęła głową.

Gdy babcia zajmowała się gotowaniem, Marcin tłumaczył córce, gdzie się znaleźli.

„To dom twojej babci” – mówił cicho. „Tutaj ja dorastałem. Widzisz te ładne kwiatki? A jutro rano, jeżeli będzie ładnie, pokażę ci podwórko. Są tam huśtawki”.

„A kiedy przyjedzie mama?” – po raz pierwszy odezwała się Hania cieniutkim głosikiem.

Marcin zawahał się.

„Haniusiu, mama nie przyjedzie. Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy?”

Dziewczynka spuściła wzrok.

„Umarła?”

„Tak, kochanie. Umarła”.

Tamara, stojąca tyłem przy kuchence, drgnęła. Jaka mama? Co się stało? Ile jeszcze niespodzianek przygotował dla niej syn?

Postawiła przed Hanią talerz z kaszą i kubek ciepłego mleka.

„Jedz, złotko. Potem się wykąpiemy i pójdziesz spać”.

Hania ostrożnie spróbowała kaszy. Najwyraźniej smakowała jej, bo zaczęła jeść z apetytem.

„Smaczne?” – spytała Tamara.

„Mhm” – przytaknęła z pełną buzią.

„Dobra dziewczynka. Jedz, jedz”.

Marcin też coś zjadł, choć widać było, iż nie miał ochoty. Cały czas zerkał na córkę, poprawiał jej serwetkę, przysuwał kubek.

„Marcinku” – szepnęła Tamara – „musimy porozmawiać”.

„Wiem, mamo. Tylko najpierw ułożymy Hanię”.

Dziewczynka już ledwo otwierała oczy. Podróż musiała być wyczerpująca.

„Chodź, słoneczko” – Tamara wzięła Hanię za rękę. „Wykąpiemy cię i do łóżka”.

W łazience pomogła dziewczynce się rozebrać. Sukienka była naprawdę brudna, sandałki zupełnie zniszczone. Pod ubraniem widać było chude ciałko w siniakach.

„Haniusiu, co to?” – zapytała ostrożnie babcia, wskazując na ciemne plamy na rękach i nogach.

„Przewróciłam się” – krótko odpowiedziała dziewczynka.

„Często się przewracasz?”

Hania wzruszyła ramionami i nie odpowiedziała.

Tamara napuściła ciepłej wody do wanny, posadziła tam wnuczkę. Ta siedziała cicho, bawiąc się pianą, od czasu do czasu spoglądając na babcię.

„Jak mam do ciebie mówić?” – spytała nagle.

„Tamara Stanisława. Ale możesz mówić po prostu babcia”.

„Babcia” – powtórzyła Hania, jakby smakowała to nowe słowo.

„Tak jest. A ile masz lat?”

„Pięć. niedługo sześć”.

„Już duża. Niedługo do szkoły”.

Hania przytaknęła.

„Mama mówiła, iż jestem mądra. Umiem już czytać”.

„Brawo! Jutro mi poczytasz, dobrze?”

Dziewczynka po raz pierwszy tego wieczoru się uśmiechnęła.

Po kąpieli Tamara zawinęła wnuczkę w duży ręcznik i zaniosła do swojej sypialni. Łóżeczka dla dziecka nie było, więc musiała ułożyć ją w swoim szerokim łóżku.

„Tu będziesz spała” – powiedziała, przykrywając Hanię kołdrą. „A ja sięNastępnego ranka, gdy słońce zajrzało przez zasłony, Tamara obudziła się z uśmiechem, bo po raz pierwszy od lat wiedziała, iż jej dom znów jest pełen życia i miłości.

Idź do oryginalnego materiału