Oliwia posadziła swojego pluszowego misia na kanapie i surowo pogroziła mu palcem:
— Siedź tu, bo przyjedzie prapra-ba-bu-sia i zajmie twoje miejsce!
Katarzyna, usłyszawszy pomruki ośmioletniej córki, uśmiechnęła się, nie przestając czyścić kuchennego okna. Ścienny zegar z małą figurką bociana cicho tykał, odliczając minuty do przyjazdu Katarzyninej babci, Jadwigi Stanisławówny, która niedawno skończyła osiemdziesiąt trzy lata.
Po raz pierwszy od dziewięciu lat Jadwiga Stanisławówna odważyła się na taką podróż — przez pół Polski, aby przytulić wnuczkę i po raz pierwszy zobaczyć prawnuczkę.
Kiedyś Kasia mieszkała z nią w małym mazurskim miasteczku, razem z rodzicami i babcią. Ale w 2004 roku wyjechała, wyszła za mąż, osiadła w nowym miejscu. Mama Kasi przyjeżdżała niemal co roku, a babcia, już wtedy nie najmłodsza, ciągle czekała, aż wnuczka z rodziną ją odwiedzi.
Ale życie młodej pary pochłonęły kredyt hipoteczny i praca. Wakacje były rzadkością, a podróż w rodzinne strony odkładano raz za razem.
W tym roku spodziewano się mamy Kasi, ale zamiast niej zdecydowała się przyjechać Jadwiga Stanisławówna — w swoim wieku, z chorym sercem, z obolałymi nogami, przez setki kilometrów.
— Mamo, po co nam praprababcia, skoro jest babcia Zosia i babcia Halina? — oznajmiła Oliwia z dziecięcą szczerością, krzyżując ręce.
— Jak to po co? To moja babcia, a twoja praprababcia. Przyjeżdża w gości, żeby się z nami zobaczyć. Przecież ci o niej opowiadałam!
Oliwia zmarszczyła nos:
— Ona jest sta-ra!
Kasia rozmawiała z Jadwigą Stanisławówną przez telefon, a gdy Oliwia podrosła, dawała jej słuchawkę, żeby mogły porozmawiać. Były też zdjęcia. Ale, jak się okazało, głos w słuchawce i fotografie nie zastąpiły żywego kontaktu. Oliwia, która nigdy nie widziała praprababci, widziała w niej tylko „staruszkę”.
Kasia chciała nakrzyczeć, ale się pohamowała. Wina paliła ją: przez dziewięć lat nie zdołali wybrać się na Mazury. Usiadła obok córki i zaczęła tłumaczyć:
— Tak, jest starsza. Ale to nasza rodzina, tak jak babcia Zosia i babcia Halina. Nie wolno tak mówić o starszych. Jadwiga Stanisławówna to wyjątkowa kobieta, pokochasz ją.
Wydawało się, iż Oliwia zrozumiała, ale w sercu Kasi została gorycz. Wstyd za to, iż córka nie zna praprababci, za to, iż sama nie znalazła czasu, by ją odwiedzić.
Tego samego dnia Kasia odebrała paczkę z poczty. Nadawca — Jadwiga Stanisławówna. Dziwne, bo sama miała przyjechać za kilka dni. W domu, otwierając pudło, Kasia znalazła prezenty i starannie złożone rzeczy. Oliwia, która kręciła się obok, pierwsza zauważyła stary wachlarz, trochę pożółkły, ale elegancki, jakby z minionej epoki. Obok leżały delikatne koronkowe rękawiczki i, w osobnej paczce, bujna suknia balowa.
— Wow! Co to jest? — Oliwia wytrzeszczyła oczy, dotykając materiału.
— Nie wiem, po co babcia to przesłała, skoro zaraz sama przyjedzie — zdziwiła się Kasia.
— To jej? — Oliwia patrzyła z niedowierzaniem. — Ona tańczyła, tak jak ja?
Suknia, choć stara, była przepiękna, z misternym haftem. Cały wieczór Kasia z Oliwią oglądały rzeczy, zastanawiając się, co babcia miała na myśli. Oliwia zakochała się w wachlarzu, przymierzała rękawiczki, choć były za duże, i marzyła o takiej samej sukni do tańca.
— Jak dorośniesz, uszyjemy ci taką — obiecała Kasia, chowając uśmiech.
Trzy dni później Tomasz, mąż Kasi, pojechał na lotnisko odebrać Jadwigę Stanisławównę. Kasia, przypomniawszy sobie słowa Oliwi o „starej”, denerwowała się, bojąc się, iż córka powie coś nie tak.
— Dziewczyny, przyjmijcie gościa! — wesoło zawołał Tomasz z progu.
Kasia od razu wyczuła w jego głosie zachwyt.
— Fajna babcia — szepnął żonie, mrugając.
Za plecami męża stała Jadwiga Stanisławówna: w eleganckim płaszczu, małym kapeluszu, niskich butach i z torebką w ręce. BrzWtedy Oliwia, zamiast się cofnąć, wyciągnęła rękę i powiedziała cicho: “Możemy razem potańczyć, praprababciu?”.