Prezent od teściowej, który zrujnował naszą pierwszą radość

newsempire24.com 4 dni temu

“Prezent” teściowej, który zniszczył naszą pierwszą euforia

Marek i Kinga wyprawili huczne wesele. Przyjęcie odbyło się w eleganckiej restauracji, na którą zaprosili sześćdziesięciu gości. Wszystko szło jak z płatka: uśmiechnięte twarze, wesołe toasty, skoczna muzyka. Wydawało się, iż przed młodymi czeka tylko szczęście. Aż nadszedł moment wręczania prezentów.

Pierwsi podeszli rodzice Marka. Jadwiga, jego matka, z dumą wzięła mikrofon i zaczęła przemowę:

— Skoro mamy syna, prawdziwego mężczyznę, to on sam powinien zapewnić rodzinie dach nad głową. Ale postanowiliśmy pomóc i podarować wam kawalerkę! Oto klucze! Żyjcie szczęśliwie!

Sala wybuchła oklaskami. Wszyscy byli oszołomieni hojnością rodziców pana młodego. Jadwiga z gracją wręczyła synowi pęk kluczy z brelokiem, na którym widniał adres nowego mieszkania.

Marek wziął klucze, spojrzał na brelok — i aż usta mu się otwarły ze zdumienia.

Wydawało się, iż wszystko układa się doskonale. Pieniądze na wesele zebrano, suknia wybrana, garnitur kupiony, sala wynajęta. Rodzice młodych dobrze się dogadywali, teściowa na pierwszy rzut oka wydawała się miłą kobietą, a matka Kingi — skromną i życzliwą.

Lecz euforia z weselnego podarunku przygasła, gdy odkryli jeden szczegół: mieszkanie, które im przekazano, znajdowało się tuż obok lokalu rodziców Marka. Łączył je wspólny przedpokój i balkony, oddzielone tylko cienką ścianką.

Jadwiga promieniała z zadowolenia:

— Gdy tylko dowiedziałam się, iż sąsiedzi sprzedają, od razu postanowiłam kupić! Wygodnie przecież: blisko, a jednak osobno. Jak jedna wielka rodzina!

Kinga, słysząc to, poczuła, jak coś zimnego ściska jej serce. euforia z nowego domu rozpłynęła się w niepokoju.

Wszystko zaczęło się zaraz po powrocie z podróży poślubnej. Wczesnym rankiem do ich mieszkania bez pukania weszła teściowa, niosąc talerz z racuchami.

— Pobudka, śniadanie gotowe! — oznajmiła wesoło, zaglądając prosto do sypialni.

— Mamo, śpimy, mamy jeszcze wolne. Jak pani weszła?

— Drzwi były otwarte. Przecież mamy wspólną kłódkę w przedpokoju, to wystarczy.

Marek, nie do końca rozbudzony, kilka zrozumiał, ale Kinga czuła, jak w środku narasta w niej sprzeciw. Teściowa stała się częstym i natrętnym gościem: wpadała po kilka razy dziennie bez zapowiedzi, choćby nie pukając.

— Racuchy stygną! — przypominała. — Zupę wam przyniosłam! Leżycie tu cały dzień…

Za każdym razem Kinga grzecznie tłumaczyła, iż sobie poradzą, ale Jadwiga zdawała się tego nie słyszeć.

Przy trzeciej wizycie tego samego ranka Kinga straciła cierpliwość: zatrzasnęła drzwi przed teściową i zapięła łańcuszek.

Jadwiga po drugiej stronie próbowała przekonać:

— Po co ten łańcuszek? Przecież jesteśmy rodziną!

Kinga w duchu pomyślała: „Rodzina to nie to samo, co brak granic”.

Gdy wieczorem wrócili z Markiem ze sklepu, zastali teściową w swojej kuchni.

— Sprawdzam, co kupiliście — oznajmiła rzeczowo. — Ta herbata nie nadaje się. A ciastka jakieś suche…

Marek zacisnął pięści:

— Mamo, dość. Jesteśmy dorośli, damy sobie radę.

— Przecież ja się o was troszczę! — załamała ręce Jadwiga.

— Prosimy, uszanuj naszą prywatność.

Teściowa wyszła, ale zapowiedziała, iż wróci rano.

Następnego dnia Kinga obudziła się od pukania do drzwi balkonowych.

— Dlaczego się zamykacie? Przecież wam ufam! Otwierajcie!

Marek ledwo powstrzymał się od ostrych słów:

— Mamo, proszę, szanuj nasz dom. Potrzebujemy trochę przestrzeni.

Lecz Jadwiga nie słuchała. Dla niej to była tylko oznaka troski.

Wkrótce teściowa zaczęła nalegać:

— Dajcie pieniądze! Pojedziemy razem wybrać wam samochód! Ja wszystko doprowadW końcu Marek i Kinga postanowili sprzedać podarowane mieszkanie i kupić własne, daleko od codziennych wizyt teściowej.

Idź do oryginalnego materiału