Weronika i Krzysztof brali ślub. Ceremonia trwała w najlepsze, gdy prowadzący ogłosił czas na prezenty. Rodzice panny młodej pierwsi złożyli życzenia. Potem przyszła kolej na matkę pana młodego, Zofię Nowak, która niosła duże pudełko przewiązane błękitną wstążką.
Boże! Ciekawe, co tam jest? szepnęła Weronika podekscytowana, pochylając się do ucha Krzysztofa.
Nie mam pojęcia. Mama zachowywała to w tajemnicy do końca odparł zakłopotany pan młody.
Postanowili rozpakować prezenty następnego dnia, gdy opadnie weselny kurz. Weronika zasugerowała, by zacząć od pudełka od teściowej. Gdy rozwiązała wstążkę i uniosła wieko, zajrzeli do środka i oniemieli.
Weronika zauważyła u Krzysztofa dziwny nawyk nigdy nie brał niczego bez pozwolenia, choćby drobiazgu.
Mogę zjeść ostatniego cukierka? pytał nieśmiało, wpatrując się w samotnego lizaka w wazonie.
Oczywiście! odpowiadała zdziwiona. Nie musisz pytać.
To przyzwyczajenie uśmiechał się zawstydzony, gwałtownie rozwijając papier.
Dopiero po kilku miesiącach Weronika zrozumiała, skąd ta dziwna rezerwa.
Pewnego dnia Krzysztof zaproponował, by poznała jego rodziców, Zofię i Jacka. Z początku teściowa wydawała się serdeczna. Wrażenie rozwiało się jednak szybko, gdy Zofia zaprosiła ich do stołu.
Nalała dwie porcje, każda z dwiema łyżkami puree i cienkim kotletem. Krzysztof gwałtownie zjadł i, ściszając głos, grzecznie poprosił o dokładkę.
Żresz jak smok! Jak cię wyżywić?! wykrzyknęła Zofia, głęboko raniąc Weronikę.
Gdy Jacek poprosił o więcej, żona bez słowa nałożyła mu podwójną porcję. Weronika skończyła jeść w osłupieniu, przerażona jawną antypatią Zofii do własnego syna.
Później, podczas przygotowań, teściowa krytykowała wszystko: obrączki, salę, menu.
Po co tyle wydawać? Dało się taniej! powtarzała z dezaprobatą.
W końcu Weronika wybuchnęła.
Zostaw nas w spokoju! To nasze pieniądze i nasz wybór!
Urażona Zofia przestała dzwonić, a choćby groziła, iż nie przyjdzie na wesele.
Dwa dni przed ślubem Jacek odwiedził ich niespodziewanie.
Pomóż mi z prezentem poprosił, zabierając Krzysztofa do samochodu.
Podarował im pralkę, kupioną bez konsultacji z Zofią, która i tak uznała ją za zbyt drogą. Potem zniknęła w weselnym tłumie.
Następnego dnia, otwierając pudełko, ich ekscytacja zamieniła się w rozczarowanie.
Ręczniki? wyszeptała Weronika niedowierzająco.
I skarpetki dodał Krzysztof, wyjmując dwie pary frotte. Mama wzięła pierwsze lepsze.
Kilka dni później Zofia zadzwoniła, by wypytać syna o prezenty innych gości.
Co dała twoja nowa rodzina? A przyjaciele? naciskała.
To nie twoja sprawa odparł Krzysztof i odłożył słuchawkę z ulgą.
Pozostaje lekcja: hojność mierzy się nie ceną prezentu, a szacunkiem dla innych. A to Zofia zapomniała dawno temu.