Prezent od teściowej na ślub: kiedy lepiej nic nie dawać
Karolina i Marek brali ślub. Ceremonia trwała w najlepsze, gdy prowadzący ogłosił moment wręczania prezentów. Rodzice panny młodej pierwsi złożyli życzenia. Potem przyszła kolej na matkę pana młodego, Genowefę Nowak, która niosła duże pudełko przewiązane błękitną wstążką.
Boże, ciekawe, co tam jest? szepnęła Karolina podekscytowana, pochylając się do Marka.
Nie mam pojęcia. Mama do końca trzymała to w tajemnicy odparł zakłopotany pan młody.
Postanowili rozpakować prezenty dopiero następnego dnia, gdy opadnie weselny zgiełk. Karolina zaproponowała, żeby zacząć od paczki od teściowej. Rozwiązali wstążkę, podnieśli wieko… i oniemieli.
Karolina zauważyła u Marka pewną dziwną cechę nigdy nie wziął niczego bez pozwolenia, choćby drobiazgu.
Mogę zjeść ostatniego cukierka? pytał nieśmiało, wpatrując się w samotny karmel w wazonie.
Jasne! odpowiadała zaskoczona. Nie musisz pytać.
To nawyk uśmiechał się zawstydzony, gwałtownie rozwijając papier.
Dopiero po kilku miesiącach Karolina zrozumiała, skąd ta dziwna ostrożność.
Pewnego dnia Marek zaproponował, żeby poznała jego rodziców Genowefę i Henryka. Na początku teściowa wydawała się miła. Ale wrażenie gwałtownie się rozwiało, gdy Genowefa zaprosiła ich do stołu.
Nałożyła dwie porcje po dwie łyżki puree i malutki kotlet. Marek gwałtownie zjadł i cichym głosem poprosił o dokładkę.
Żresz jak smok! Nigdy cię nie wykarmimy! wykrzyknęła Genowefa, szokując Karolinę.
Gdy Henryk poprosił o więcej, żona natychmiast mu dołożyła. Karolina skończyła swoją porcję w osłupieniu, widząc, jak wyraźnie teściowa nie lubi własnego syna.
Później, podczas przygotowań do ślubu, Genowefa krytykowała wszystko: obrączki, salę, menu.
Po co tyle wydawać? Można było znaleźć taniej! powtarzała z dezaprobatą.
Karolina w końcu wybuchnęła.
Zostaw nas w spokoju! To nasze pieniądze i nasz wybór!
Urażona Genowefa przestała dzwonić i groziła, iż w ogóle nie przyjdzie.
Dwa dni przed ślubem Henryk odwiedził parę.
Pomóż mi z prezentem poprosił, zabierając Marka do samochodu.
Podarował im pralkę, kupioną bez konsultacji z Genowefą, która i tak uważała, iż to zbyt drogie. Potem zniknęła w tłumie gości.
Następnego dnia, gdy otworzyli pudełko, ekscytacja zamieniła się w rozczarowanie.
Ręczniki? szepnęła Karolina niedowierzająco.
I skarpetki dodał Marek, wyjmując dwie pary frotte.
Kilka dni później Genowefa zadzwoniła, żeby wypytać syna o prezenty od innych gości.
Co dała twoja nowa rodzina? A przyjaciele? naciskała.
To nie twoja sprawa odparł Marek i odłożył słuchawkę, czując ulgę.
Jest w tym pewna lekcja: hojność nie mierzy się ceną prezentu, ale szacunkiem do drugiej osoby. A o tym Genowefa dawno zapomniała.