Ewa zaczęła sprzedawać na Vinted w okresie pandemii. Jej zdaniem jednym z najbardziej irytujących zachowań jest to, gdy ktoś proponuje niższą cenę za towar, my ją akceptujemy, a ostatecznie ta osoba i tak nie dokonuje zakupu. - Totalnie nie rozumiem, po co ludzie to robią. Słyszałam o tym zjawisku już od kilku osób, więc nie tylko ja tego doświadczam - opowiada.
REKLAMA
Zobacz wideo Zarobek na markowych ciuchach z lumpeksu?
Co nas irytuje na Vinted? "Traktują platformę jak sieciówkę"
Kolejne irytujące zjawisko to targowanie się, gdy jakaś rzecz jest naprawdę tania. - Jakiś czas temu wystawiłam buty za 12 złotych, tylko po to, żeby się ich pozbyć, bo w ogóle ich nie nosiłam. I ktoś nagle zaproponował, iż kupi je za 11. Innym razem wystawiłam bluzkę za 6 złotych, a ktoś chciał ją kupić za 2 - zaznacza.
Poza tym wiele osób traktuje Vinted jak sieciówkę. - Gdy ja kupię jakąś rzecz i jest za duża lub za mała, no to trudno, mój błąd, iż nie dopytałam o wymiary czy źle je sprawdziłam. W takich sytuacjach staram się po prostu sprzedać ją komuś innemu. Zdarzało się jednak, iż ktoś pisał do mnie z pretensjami, iż coś jest za małe lub za duże i chce dokonać zwrotu - mówi. - Rozumiem jednak, iż ktoś protestuje, gdy dana rzecz jest uszkodzona lub niezgodna z opisem - dodaje.
Milena natomiast nie lubi, gdy jest zasypywana pytaniami przez innych użytkowników platformy. - Ubranie kosztuje 10 złotych, a ktoś zadaje mi mnóstwo pytań. Na przykład o to, jaka jest długość, szerokość w biuście, szerokość w pasie, szerokość rękawa, z jakiego materiału dana rzecz została wykonana. Ja wówczas wszystko sprawdzam, odpisuję, a potem... cisza. Przecież to niepotrzebna strata czasu - stwierdza nasza rozmówczyni.
"Podbijanie" ofert i drukowanie etykiet
Julita nie rozumie natomiast, na czym polega system promowania produktów. - Gdy zaczęłam sprzedawać na Vinted, postanowiłam "podbić" trzy oferty. Za każdą z nich zapłaciłam 5 złotych, czyli w sumie 15. Okazało się to zupełnie nieskuteczne i finalnie tych rzeczy nie sprzedałam. Dodałam ogłoszenia ponownie po jakimś czasie i na dwa ubrania udało mi się znaleźć kupców. Tym razem jednak nie korzystałam z opcji promowania. Zauważyłam, iż za drugim razem, gdy za nic dodatkowo nie płaciłam, zasięgi ogłoszenia były bardzo podobne - opowiada. - Odradzam więc wszystkim tę opcję - zaznacza.
Agnieszka zdradza, iż chciałaby, by do żadnej z przesyłek nie musiała drukować etykiet, gdyż jest to dodatkowy wydatek. - Ostatnio w większości przypadków wystarczy numer na paczce, co jest bardzo wygodne. Zwłaszcza w przypadku osób takich jak ja, które nie mają w domu drukarek. przez cały czas jednak zdarza się, iż etykiety trzeba drukować. Gdy sprzedaję rzecz za 10 złotych, a jej wydruk kosztuje 2 złote, to uważam, iż staje się to bardzo mało opłacalne - mówi.
Obsługa klienta i marki premium
Dorotę irytuje z kolei obsługa klienta. - Wszystko jest dobrze, dopóki nie zdarzy się coś niestandardowego. Wtedy mam wrażenie, iż cały system się sypie. Otrzymałam niedawno koszulę, którą kupiłam od sprzedawczyni z Norwegii. Niestety wysypał się cały system śledzenia z zagranicy i nie mogę potwierdzić, iż otrzymałam przesyłkę. Oczywiście zgłosiłam już problem, ale nikt nie jest w stanie mi pomóc w tej sytuacji - opowiada.
Inny problem może pojawić się, gdy próbujemy sprzedać produkt marki premium. - Osoba, która to kupi, może potem zgłosić, iż to podróbka. Wówczas udowodnienie autentyczności jest po stronie sprzedającego. jeżeli nie mamy paragonu, to pojawia się poważny problem - zdradza Dorota. Czy korzystacie z Vinted? Zachęcamy do udziału w sondzie i komentowania artykułu.