Przemijająca marzenia: dorosłe dzieci zapomniały, iż szczęście to rodzina

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj znów przyszły mi na myśl te wszystkie chwile, które już nigdy nie nadejdą. Mam sześćdziesiąt jeden lat. Razem z mężem przeszliśmy przez całe życie – przez biedę i dostatek, przez łzy i śmiech. Wszystko było. A teraz, u schyłku naszych dni, pozostało tylko jedno pragnienie – przytulić wnuki. Usłyszeć ich drobne kroczki, zobaczyć w nich odbicie naszego syna czy córki, oddać to ciepło, które wciąż buzuje w moim matczynym sercu. Ale obawiam się, iż to marzenie pozostanie niespełnione…

Nasz syn Krzysztof ma już trzydzieści pięć lat. To mądry chłopak, główny programista w międzynarodowej korporacji. Zarabia dobrze, kupił eleganckie mieszkanie w centrum Warszawy, teraz zbiera na wymarzone auto. Pomaga nam – i finansowo, i wsparciem. Jesteśmy z niego dumni. Ale za każdym razem, gdy poruszam temat rodziny, odgania mnie jak natrętną muchę.

— Mamo, żyję dla siebie. Nie zamierzam się żenić ani mieć dzieci — powiedział ostatnio w urodziny, gdy znów zaczęłam marzyć na głos o wnukach.

Wtedy ledwo powstrzymałam łzy. W oczach mi pociemniało, coś się we mnie urwało. Mąż próbował pocieszać – mówił, iż wszystko może się jeszcze zmienić. Ale ja czuję, iż nie zmieni. Krzysiek zbyt mocno wczepił się w swoją wolność i wygodę.

I nie byłoby tak ciężko, gdyby nie nasza córka, Ania. Choć od dziecka była taka domowa, troskliwa… Kiedy miała piętnaście lat i oznajmiła, iż nie wyjdzie za mąż i dzieci mieć nie będzie, nie wzięliśmy tego na poważnie. Myśleliśmy – nastolatka, okres buntu. Kto wtedy słucha?

Teraz Ania ma dwadzieścia dziewięć lat. Piękna, bystra, spełniona zawodowo. Od czterech lat jest z chłopakiem, ale o ślubie ani słychu. Pytałam ją, a choćby jego, czy nie pora zalegalizować związku. Tylko się roześmiali.

— Mamo, w jakim ty wieku żyjesz? Dziś pieczątka w dowodzie nikomu nie jest potrzebna. I tak jesteśmy szczęśliwi.

A gdy delikatnie zaczęłam wspominać o dzieciach, odcięła się:

— Mamo, mam teraz pracę. Projekty, spotkania, wyjazdy. Nie mam głowy do pieluch i kolek.

Próbowałam tłumaczyć, iż młodość mija. Że natura tak stworzyła kobietę, iż po trzydziestce jest już trudniej. Że to cięższe dla niej i dla dziecka. Ale nie chciała słuchać. Powiedziała, iż nie musi spełniać czyichś oczekiwań. Że szczęście to nie rodzina, tylko samorealizacja.

A we mnie – jakby ktoś nożem przewrócił. Przecież ja nie jestem „kimś”. Jestem matką. Nie wymagam wiele. Chcę tylko pobawić się z wnukami. Opowiedzieć im te same bajki, które czytałam swoim dzieciom. Upiec placek z jabłkami. Ale choćby na to nie mają litości. Oni nie tylko nie chcą dzieci – nie chcą rodziny, małżeństwa, tego, czego uczyliśmy ich z ojcem przez całe życie.

Ostatnio pokłóciłyśmy się z Anią na dobre. Przyszła na herbatę, a właśnie dzwoniła przyjaciółka, chwaląc się, iż została babcią po raz drugi – jej córka ma ledwie dwadzieścia sześć lat. A moja… milczy, jakbym była obca.

Nie wytrzymałam. Powiedziałam jej, iż w jej wieku już miałam dwoje dzieci, iż woziłam je w wózku po podwórku i śpiewałam kołysanki, iż to właśnie jest szczęście. A ona odrzuciła się na oparcie krzesła i rzuciła zimno:

— Mamo, nie waż się mnie z sobą porównywać. Ty miałaś swoje życie, ja mam swoje. I nie muszę rodzić, żebyś ty poczuła się potrzebna.

Wypłakałam się. Wyszła bez pożegnania. Zostałam sama z zimną herbatą i drżącymi dłońmi. Zastanawiam się – gdzie popełniłam błąd? Byłam zbyt pobłażliwa? A może za bardzo naciskałam? Gdzie ich, moje dzieci, zgubiłam?

Tymczasem koleżanki noszą wnuki na rękach, a ja przychodzę, uśmiecham się przez łzy i udaję, iż mi dobrze. Wracam do pustego domu. Bez śmiechu, bez zabawek rozrzuconych po podłodze, bez malutkich rączek wyciągniętych w moją stronę: „Babciu!”.

Syn zamknął się w swoim świecie technologii i harmonogramów. Córka chowa się za ekranem laptopa, udając, iż wszystko kontroluje. A ja? Złamane serce i iskra nadziei. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Może pewnego dnia zrozumieją… Że kariera, pieniądze, status – to wszystko marność. A wnuczek, który obejmie cię za szyję i szepcze „kocham cię” – to zostaje na zawsze. choćby gdy wszystko inne przeminie.

Ale czas ucieka. I zaczynam się bać, iż mój pociąg z napisem „babcia” nigdy nie dotrze na stację…

Idź do oryginalnego materiału