W małym miasteczku na południu Polski, wśród starych kamienic, które pamiętają czasy minione, mój czterdziesty rok życia miał być wyjątkowy. Stał się jednak gorzkim rozczarowaniem. Ja, Krystyna, całe życie poświęciłam mężowi i synom, ale ich obojętność tego dnia złamała mi serce. A wieczorne zdarzenie stało się ciosem, od którego do dziś nie mogę się podnieść.
Mój jubileusz – czterdzieści wiosen – wyobrażałam sobie jako święto pełne miłości i uwagi. Nie oczekiwałam drogich prezentów, ale marzyłam, iż mój mąż, Grzegorz, oraz synowie, szesnastoletni Marek i czternastoletni Tomek, otoczą mnie troską. Przez cały rok przygotowywałam się: schudłam, odświeżyłam garderobę, zapisałam się choćby na kurs malarstwa, by poczuć się znów żywą. Chciałam, by ten dzień stał się dla naszej rodziny symbolem nowego początku.
Lecz ranek rozpoczął się ciszą. Grzegorz wyszedł do pracy, mrucząc tylko: „Do wieczora”. Chłopcy, jak zwykle, wbili nosy w telefony, nie wspominając ani słowem o moich urodzinach. Pocieszałam się: może szykują niespodziankę? Cały dzień krzątałam się po domu, upiekłam tort, nakryłam do stołu, wierząc, iż wieczorem zasiądziemy razem. ale w sercu narastał niepokój. Czyżby zapomnieli? Moim mężczyznom, dla których poświęciłam wszystko, nie wolno było tak postąpić.
W południe nie wytrzymałam i napomknęłam Markowi: „Dziś wyjątkowy dzień, prawda?” Skinął roztargnioną głową i zniknął w swoim pokoju. Tomek choćby nie zareagował. Grzegorz zadzwonił, ale mówił tylko o pracy, ani słowa o jubileuszu. Serce ścisnęło się z żalu, ale trzymałam się nadziei: wieczorem przypomną sobie, przytulą, powiedzą, jak bardzo mnie kochają. Udekorowałam salon balonami, włożyłam nową sukienkę, czekałam z drżeniem.
Gdy Grzegorz wrócił, przywitałam go uśmiechem. Spojrzał na stół i spytał: „Goście będą?” Zamarłam. „Grzegorzu, dziś moje urodziny… Czterdzieści lat” – odparłam, powstrzymując łzy. Klepnął się w czoło: „Och, Krysia, przepraszam, w pracy tyle spraw!” Jego wymówki brzmiały pusto. Synowie, usłyszawszy rozmowę, mruknęli: „Mamo, sto lat”, ale natychmiast wrócili do telefonów. Ani kwiatka, ani prezentu, ani ciepłych słów. Moja rodzina o mnie zapomniała.
Siedziałam przy stole, patrząc na stygnący tort, i czułam, jak we mnie wszystko się rozpada. Oddałam im najlepsze lata, rezygnowałam z marzeń, by byli szczęśliwi, a w mój dzień choćby o mnie nie pamiętali. Łzy spływały po policzkach, ale nie chciałam, by widzieli mój ból. Wyszłam do sypialni, zamknęłam drzwi i dałam upust uczuciom. Dlaczego jestem tak samotna we własnym domu?
Lecz wieczór przyniósł jeszcze większy cios. Zadzwonił dzwonek. Myślałam, iż to przyjaciółka lub sąsiadka, ale w progu stała nieznajoma. „Krystyna? – spytała. – Jestem Agnieszka, współpracowniczka Grzegorza. Zapomniał dokumentów, poprosił, żeby przekazać.” Podawała teczkę, ale w jej oczach była litość. Zaprosiłam ją do środka, a ona, zawstydzona, dodała: „Sto lat, swoją drogą. Grzegorz wspominał, iż masz jubileusz, ale mówił, iż nie świętujecie…”
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Grzegorz nie tylko zapomniał – świadomie uznał, iż moje urodziny nie są ważne. Rozmawiał o tym z innymi, ale nie raczył powiedzieć mi ani słowa. Agnieszka wyszła, a ja zostałam z tą prawdą, która paliła bardziej niż obojętność. Mój mąż nie tylko zapomniał – odsunął mnie jak niepotrzebny przedmiot.
Wróciłam do salonu, gdzie Grzegorz oglądał telewizję, a chłopcy grali w konsolę. „Dlaczego powiedziałeś w pracy, iż nie świętujemy?” – spytałam, drżąc z gniewu. Wzruszył ramionami: „Krysia, nie miałem głowy do tego. Czego dramatyzujesz?” Jego słowa dobiły mnie. Krzyknęłam: „To mój jubileusz! Czekałam, iż będziecie przy mnie, a wy choćby nie zauważyliście!” Synowie spuścili wzrok, ale milczeli. Grzegorz mruknął: „No dobrze, jutro uczcimy”, i wrócił do telewizora.
Poszłam do sypialni i płakałam do rana. Moja rodzina, dla której żyłam, pokazała, jak mało dla nich znaczę. Sąsiadka, dowiedziawszy się, co się stało, próbowała pocieszyć: „Krysia, urządź sobie święto sama, zasługujesz na to”. ale jej słowa nie uśmierzyły bólu. Czuję się niewidzialna we własnym domu. Mój czterdziesty rok życia, który miał być początkiem czegoś nowego, stał się dniem, w którym zrozumiałam: jestem sama.
Teraz nie wiem, jak żyć dalej. Czy wybaczyć im tę obojętność? Udawać, iż nic się nie stało? A może zebrać siły i zacząć doceniać samą siebie, choćby jeżeli moja rodzina tego nie robi? Dusza rozpada się z żalu i samotności. Marzyłam o miłości i cieple, a dostałam chłód i pustkę. Te urodziny nie były świętem, ale lekcją: choćby najbliżsi mogą się odwrócić, a ja muszę nauczyć się być silna – dla siebie samej.