Rodzony syn zdradził własną matkę – bolesna historia rodzinnej niewdzięczności

newsempire24.com 1 tydzień temu

Rodzony syn zdradził swoją matkę

Na studniówce wszystkie dziewczęta pragnęły uwiecznić się z nim na fotografii. Wybrał jednak Kasię… Nie wyróżniała się ani urodą, ani rozumem, ani wiedzą. Ale jej ojciec był miejscowym dygnitarzem. I suknia Kasi na balu była najwspanialsza… I na studia też się dostała. Tak, jakby złapała go za rękę tamtego wieczoru i nie wypuściła przez lata, aż doprowadziła do ołtarza.

ŻYCIE JAKIE JEST. Synalek

Małym zachwycano się jak obrazkiem. Nie dość, iż urodziwy, to jeszcze umiał się przypodobać. Weźmie go ktoś na ręce – a on tuli się jak do rodzica. choćby obcy wręczali mu cukierki. Marianna bała się, by nie urokli jej dziecka. Gdy poszedł do szkoły, bywało, iż dziewczynki kłóciły się między sobą – każda chciała się z nim przyjaźnić, a potem spotykać. Piotruś – prymus i sportowiec. Tylko bardzo biedny. Miejskie elegantki nie zwracały uwagi, iż ich idol nosił jedne spodnie, aż te się przecierały do kolan. Z innego może by się naśmiewały, ale z niego – nigdy! Na studniówce wszystkie chciały z nim zrobić zdjęcie. Wybrał Kasię… Ani piękna, ani mądra. Ale jej ojciec miał władzę. I ta suknia na balu… I studia też jej się udały. Tak, jakby złapała go tamtego wieczoru i nie wypuściła, aż do ślubu doprowadziła.

Marianna przed ślubem sprzedała prosiaka, dała synowi pieniądze – i tyle! Wziął Piotr te kilka tysięcy i poszedł…

* * *

Do wsi Marianna przyjechała z małym chłopcem na rękach. Czy ludzie wymyślili, czy naprawdę tak było – kto wie. Podobno ojciec dziecka kupił jej dom, by nie miała do niego pretensji, bo był żonaty. Nikt ze wsi nigdy nie widział jej rodziny. Żyła skromnie. Pracowała w sklepie, trzymała małe gospodarstwo. Bywało, iż zalotnicy się naprzykrzali, ale gdzie tam! Nikogo nie dopuszczała, mówiąc: „Mam już… męża!” Śmiech! Kiedy przyjaciółki zaczynały tę rozmowę, mówiąc, jak ciężko samej… Gniewała się.

Gdy zaprowadziła Piotrusia do pierwszej klasy, pierwszego dnia ujrzała go – Wiktora, nauczyciela wuefu, który dopiero co po studiach przyjechał do wiejskiej szkoły. Spotkali się wzrokiem niby przypadkiem. Potem oczy same szukały drugiej pary… Nie wiadomo nawet, kiedy zaczęli się spotykać. Uczył Piotrusia jeździć na rowerze i naprawiać koła, zimą chodzili razem do lasu, wiosną sadzili warzywa. Marianna bała się powiedzieć synowi prawdę, bo zauważyła, iż gdy przytulała Wiktora lub kładła na nim rękę przy chłopcu, ten się jeżył i milknął.

— Dlaczego, synku? On jest dobry! Będzie twoim tatą… — szeptała, odprowadzając ukochanego.

— Nie chcę, żebyś go kochała! Chcę, żebyś kochała tylko mnie! — burczał chłopiec.

Pewnego ranka Piotruś zobaczył matkę w łóżku z Wiktorem.

— od dzisiaj tak będzie, chłopcze! — objął go mężczyzna, który naprawdę całym sercem go pokochał.

— Nie będzie! Nie chcę, żebyś z nami mieszkał! — wrzeszczał na cały dom. Nie zjadł z nimi śniadania i uciekł. Dopiero wieczorem znalazła go matka i przyprowadziła do domu.

— On jest w domu? — zapytał przez łzy, patrząc na drzwi.

— Jest…

— Niech idzie. Bo ja nie wejdę!

— Synku! On cię choćby słowem nie uraził! Będziemy żyć jak rodzina, jak wszyscy… — błagała.

— Nie chcę jak wszyscy! Chcę tylko z tobą! On nie jest moim ojcem!

— Będzie twoim ojcem, zobaczysz…

Wiktor wyszedł z domu z walizką, tak jak przyszedł. Objął Mariannę, przytulił i pocałował w czoło.

— Pomyśl, Piotrusiu. Nie jestem waszym wrogiem — powiedział, jakby zawstydzony. — Zastanów się?

— Nie! — chłopiec pokręcił głową i odwrócił się.

— jeżeli go przyjmiesz, ucieknę! — powiedział matce, gdy za Wiktorem zamknęła się furtka.

Marianna wybrała syna. Wiktor wyjechał ze wsi, pewnie daleko, bo nikt go już nigdy nie widział. A Marianna na Nowy Rok urodziła jeszcze jednego syna – Jasia. Bała się, iż starszy nie zaakceptuje brata, ale Piotruś, interesujący świata, choćby nie spytał, skąd wziął się malec. Kochał go, opiekował się nim. A Marianna wciąż czuła wobec niego winę, bała się powiedzieć mu choćby słowo krzywo.

— Mój Piotruś taki dorosły — chwaliła się przyjaciółkom. — Złote dziecko, choćby ja jego rady słucham.

Tamte tylko prychały, bo wiedziały, iż przez tę „radę” Marianna została samotna…

Cieszyła się, iż Piotruś ze szkoły przyjaźni się z Kasią. Z bogatej rodziny, gdy się pobiorą, pomogą mu stanąć na nogi — myślała pełna nadziei.

Jak zawsze, czekała w sobotę na syna-student

Idź do oryginalnego materiału