Rozbity laptop, winą obarczeni teściowie

newsempire24.com 4 dni temu

Dawno temu w Krakowie żyli sobie Damian i Bogna. Postanowili świętować rocznicę spotkania w przytulnej kawiarni przy Rynku Głównym. Wrócili do domu późno w nocy.

— Nareszcie się zjawili! — przywitała ich w progu matka Damiana, Krystyna, z założonymi ramionami. — Gdzie was nogi nosiły? Ja tu sama z wnukami się męczę!

— Mamo, co się stało? — zdziwił się Damian. — Przecież uwielbiasz dzieci Justyny.

— Ciężko było z nimi posiedzieć? — dodała Bogna, zdejmując płaszcz.

— Wy się bawicie, a ja haruję! — odcięła teściowa. — A gdzie matka tych wnuków?

— Jest zajęta, a wy sobie odpoczywacie! — Krystyna wskazała na kuchnię. — Zmywajcie naczynia! Nabawiliście się, teraz do roboty!

Damian, marszcząc brwi, otworzył laptop. Nagle zastygł, a dłonie zacisnęły się na obudowie. Ujrzał coś, od czego krew ścięła mu się w żyłach.

Po ślubie Damian i Bogna wynajmowali mieszkanie. niedługo jednak musieli się wprowadzić do teściowej — brakowało pieniędzy. Rodzice Bogny mieszkali w kawalerce z jej młodszym bratem, więc dla młodych nie było tam miejsca. Damian zmienił pracę: zarabiał mniej, ale obiecywano mu awans.

— Bognuś, to tymczasowe — przekonywał. — U mamy pomieszkamy, jeszcze zaoszczędzimy. Jest sama, siostra tylko wpadnie w gości, czasem wnuki zostawi. Damy radę.

— Mogłabym dorobić, ty też — zaproponowała Bogna.

— Co, harować dzień i noc? — wybuchnął Damian. — Cały dzień w biurze, potem gdzieś biegać? Do domu tylko spać? A kiedy żyć?

— A z twoją matą pod jednym dachem to życie? — westchnęła.

— Rozumiesz, nie ma forsy! jeżeli spodoba się mamie, szybciej uzbieramy na swoje.

Bogna zamilkła. Nie chciało jej się mieszkać z teściową. Widziała siostrzeńców Damiana, dzieci Justyny, tylko raz na weselu. Hałaśliwe, rozpieszczone — nie zrobiły dobrego wrażenia. Ale wyboru nie było.

— No i co w tym złego? — przywitała ich Krystyna. — Lepiej niż obcym czynsz płacić. Dzielimy rachunki na troje: wy dwie części, ja jedną. Na jedzenie tak samo. Ja robię zakupy, gotuję. Wy sprzątacie.

— Dobrze, mamo — zgodził się Damian. — Bognuś, w porządku?

— Tak… — wypaliła.

Z początku szło gładko. Młodzi wracali na gotową kolację, rano czekało śniadanie. Bogna po pracy dorabiała w internecie, ale weekendy psuły wizyty siostrzeńców. Justyna prawie się nie pojawiała, zostawiając dzieci od piątku do niedzieli.

Sprzątanie przy nich było niemożliwe: maluchy siały chaos, właziły we wszystkie kąty, potrafiły wtargnąć do sypialni, gdy Damian z Bogną spali.

— Damian, niech mama zabierze dzieci — prosiła Bogna. — Jeszcze śpimy!

— Toż to dzieci — machnął ręką. — Moje siostrzeńce, więc i twoje. Wytrzymaj.

— Pracowałam pół nocy!

— Nikt cię nie zmuszał. Dobra, wstaję. Mam spotkanie z kumplami, jedziemy na ryby. Wrócę wieczorem.

— A ja? Znowu sama?

— Mama jest w domu. Chcesz spokoju? Daj im swojego laptopa, niech się bawią.

— Świetny pomysł! Daj swój — warknęła Bogna.

— Mam tam dokumenty — odciął się Damian. — A u ciebie co, ważniejsze?

— Mam projekt, dziś deadline! — zawołała. — Idź, sama się zajmę.

Tak było nie raz. Damian wychodził z kolegami: raz na ryby, raz na grilla, raz na spacery. Tego dnia znowu wy— Wrócił Damian blady jak ściana, trzymając w dłoniach roztrzaskany laptop, a w jego oczach widniała już tylko zimna decyzja.

Idź do oryginalnego materiału