Rozwód z mężem możliwy, dzieci na zawsze.

newsempire24.com 4 dni temu

— Wchodź szybciej! Siostra przyjechała! — zawołała Nadzieja do swojej sąsiadki Wiery, gdy tylko ta pojawiła się w progu ich domu w Katowicach.

— Larysa? Nie może być! Ile lat się nie widziałyśmy! — wykrzyknęła Wiera, wchodząc do przytulnej kuchni.

Na krześle siedziała postawna kobieta ze zmęczonym, ale ciepłym uśmiechem. Gdy zobaczyła Wierę, Larysa zerwała się i rzuciła się w jej objęcia. Przyjaźniły się od dzieciństwa, dzieliły euforii i łzy, a teraz, po latach, ich spotkanie było jak powrót do tych beztroskich dni.

— Trzeba to uczcić! Dwa lata minęły! — zaproponowała Wiera, i kobiety, usiadłszy przy stole, zagłębiły się w rozmowie. Każda miała swoją historię, przesiąkniętą szczęściem i bólem, który życie hojnie rozdawało.

Larysa została wdową sześć lat temu. Jej mąż, Artur, zginął w wypadku samochodowym razem ze swoją kochanką. Cały rok wiódł podwójne życie, a Larysa niczego nie zauważyła. Czuła, iż coś jest nie tak, ale dla dobra dzieci — syna i córki — starała się za wszelką cenę utrzymać małżeństwo. Dzieci uwielbiały ojca, a Larysa nie chciała burzyć ich świata.

Ale wypadek wszystko zmienił. Dzieci, wstrząśnięte stratą, długo nie mogły dojść do siebie. Larysa, sama złamana żałobą, próbowała być dla nich podporą, ale ból powoli niszczył ich rodzinę od środka.

— A mój Paweł to prawdziwy tyran! — westchnęła Wiera, popijając herbatę. — Przeczytałam w internecie o toksycznych związkach — to właśnie o nim. Dobrze, iż go wyrzuciłam, zanim całkiem przesadził.

— Mężowie to jedno — gorzko się uśmiechnęła Larysa. — Z nimi można się rozwieść. Ale dzieci… Od dzieci nie uciekniesz. Po śmierci Artura moje całkiem się rozpuściły. Wszyscy przeżywaliśmy żałobę, ale syn… Zaczął obwiniać mnie za wszystko. Powiedział, iż przez nasze kłótnie ojciec znalazł sobie kochankę. Że nerwy mu puściły i dlatego się rozbił. Teraz mnie nienawidzi. Oświadczył, iż lepiej by było, gdybym to ja zginęła zamiast niego. Wyobrażasz sobie, Wiero? Lepiej, żebym ja…

Zamilkła, głos jej zadrżał, a oczy wypełniły się łzami. Wiera i Nadzieja siedziały, nie znajdując słów. Larysa, westchnąwszy, mówiła dalej:
— Stał się prawdziwym despotą. Ma dopiero 19 lat, a ja się go boję. Nie tylko obraża — ręce już podnosi. Cierpię, bo… co mam robić? Składać donos na własnego syna? On i moją siostrę gnębi, bo ta staje w mojej obronie. Kilka dni temu tak się wściekł, iż uderzył ją głową w kant stołu — tylko za to, iż razem wyszłyśmy na spacer. Potem, oczywiście, przeprosił, ale następnego dnia znów to samo. Mam nadzieję, iż wojsko go ukształtuje. Uciekłam tu z córką, żeby choć trochę odpocząć od jego tyranii.

Wiera patrzyła na przyjaciółkę, a serce ściskało jej się z bólu. Wiedziała, jak ciężko Larysie, ale nie potrafiła znaleźć słów pociechy. Nadzieja, siostra Larysy, siedziała w milczeniu, gniotąc w rękach serwetkę. Jej oczy też błyszczały od łez.

— Wiesz — ciągnęła Larysa — cały czas myślę: gdzie popełniłam błąd? Chciałam być dobrą matką, a syn widzi we mnie wroga. Obwinia mnie za wszystko, co poszło nie tak w jego życiu. A ja… ja po prostu nie wiem, jak dalej żyć.

— To nie do zniesienia — szepnęła Wiera. — Jak można tak traktować własną matkę? Powinien zrozumieć, iż to nie twoja wina!

— On nie chce zrozumieć — pokręciła głową Larysa. — Łatwiej mu nienawidzić. A ja boję się, iż zniszczy nie tylko moje życie, ale i siostry. Ona przecież znosi jego wybryki tylko przez wzgląd na mnie.

Nadzieja w końcu podniosła wzrok:
— Larys, nie żałuję, iż cię bronię. To twój syn, ale tak nie można. Musimy coś zrobić. Może porozmawiać z nim? Albo zabrać go do psychologa?

— Psycholog? — gorzko się uśmiechnęła Larysa. — choćby nie będzie słuchał. Mówi, iż to moja wina, i koniec.

Cisza w kuchni stała się ciężka jak burzowa chmura. Każda z kobiet czuła ból drugiej, ale nikt nie wiedział, jak go złagodzić. Wiera, próbując rozładować napięcie, uniosła filiżankę:
— Dziewczyny, wypijmy… za nas. Za to, byśmy znalazły siłę, by żyć, mimo mężów i dzieci, które łamią nam serca.

Larysa i Nadzieja słabo się uśmiechnęły, ale w ich oczach stały łzy. Wzniosły toast, ale nie było w nim radości. Larysa patrzyła przez okno, gdzie zapadał zmrok, i myślała o synu. Wciąż go kochała, mimo bólu, który jej zadawał. Ale głęboko w sercu bała się, iż ta miłość stanie się jej przekleństwem.

Idź do oryginalnego materiału