Kiedyś musiałam mieć dużo ludzi wokół siebie, aby czuć się dobrze. Dzisiaj wystarczy mi jedna osoba – ktoś naprawdę bliski, przy kim mogę milczeć lub po prostu ja sama. Nie tak dawno miałam potrzebę podróżowania, bo tylko poza domem umiałam prawdziwie odpocząć. Dzisiaj nie przeszkadza mi leżący kurz, cała lista rzeczy do zrobienia, bo gdy potrzebuje czasu dla siebie, to go mam, bo sobie go daję. Przestałam myśleć tylko o innych, zaczęłam zwracać uwagę także na siebie. W końcu zrozumiałam, ze wypalona, sfrustrowana i zmęczona niczego cennego nie dam światu, to ode mnie wszystko się zaczyna, a cisza wcale nie przygnębia, ona ładuje akumulatory, napędza do działania i pozwala wrócić do równowagi – tej, której tak bardzo nam dzisiaj brakuje.

Już nie dramatyzuję
Mam w sobie spokój. Już nie dramatyzuję i nie odganiam chwil, kiedy jestem sama. Karmię się nimi, a choćby na nie czekam. Dzięki nim wracam bowiem do siebie, do tego, co lubię, ale i tego, nad czym powinnam pracować i czego się boję… Są one mi potrzebne niczym tlen. Wcześniej jednak nie chciałam tego zrozumieć, bo musiałabym dopuścić do siebie wiele niewygodnych pytań. Wolałam je zagłuszać hałasem, pośpiechem, wypowiedziami, które nie mają dla mnie w gruncie rzeczy żadnego większego znaczenia.
Po latach w końcu wróciłam do spokoju i ciszy. Już nie walczę z tym, co za ciszą się kryje. Akceptuję trudne myśli, poczucie przemijania oraz świadomość, iż niestety nie wszystko zależy od nas. Od ciszy już nie uciekam, rozumiem ją, bo ona rozumie też mnie.
Akceptuję
Droga do dobrych zmian wiedzie od akceptacji. Od momentu, kiedy zdajemy sobie sprawę, w którym miejscu jesteśmy i godzimy się z sytuacją. Już nie walczymy bez sensu, nie uderzamy na ślepo, jesteśmy gotowe, by rozpocząć dobrą podróż w przyszłość, jednak bez nadmiernego stresu, strachu i obciążeń, ale z poczuciem, iż jest dobrze i może być jeszcze lepiej.
Akceptacja zmniejsza opór, zmienia nasz sposób patrzenia na świat. Dzięki temu przestajemy walczyć z rzeczywistością, dzięki temu mamy siłę na zmianę, która co do zasady jest trudna i sprawia dyskomfort… Akceptacja wycisza i leczy, dzięki niej mamy pod kontrolą emocje i nie dajemy się im obezwładnić.
Samotność- wybór czy przymus?
Dzisiaj samotność na dłużej jest czymś innymi niż samotność, żeby się zregenerować, nie zawsze jest tym, na co skazuje nas los. Nierzadko jest decyzją, którą podejmujemy bardziej lub mniej świadomie.
Jest wynikiem naszego rozczarowania światem i ludźmi, poczuciem, iż nikt nie jest wystarczający dobry lub po prostu odpowiedni dla nas. Jest również formą przekonania, która mówi, iż bycie z kimś wcale nie jest lepsze od funkcjonowania w pojedynkę.
Taka samotność jest formą odpuszczenia, zaprzestania szukania na siłę. To akceptacja tego, co przynosi nam życie, bez desperacji i przekonania, iż potrzebujemy kogoś jeszcze. Odrzucenie idei połówki pomarańczy czy też poczucia, iż ktoś musi nas określić. Wymaga to odwagi i wysokiej świadomości.
Niestety coraz częściej się mówi też o tej ciemnej stronie samotności, która wciąga niczym otchłań. O tym, iż bycie samą bywa pozbawione wiedzy o pełnych konsekwencjach takiej decyzji.
Może być różnie
To, co bowiem jest w porządku i bywa dobrą opcją na czas młodości może wcale takie nie być, gdy się starzejemy, przechodzimy na emeryturę, zmieniamy całkowicie sposób życia. Gdy dopada nas czas, zaczyna się robić wokół nas cicho niekiedy mogą dopaść nas niezbyt pozytywne wnioski.
Wtedy niczym starsza pani w fotelu bujanym istnieje ryzyko, iż skwaśniejemy, staniemy się drażliwe i zdenerwowane. Nie będzie wokół nas rodziny, nie będzie choćby zdjęć, którymi można byłoby się pocieszyć w samotnych chwilach…Pragnienie bliskości i głód dotyku może być wtedy nie do wytrzymania. Oczywiście, iż rodzina nie jest gwarancją szczęśliwej starości, ale daje szansę na to, iż w ostatnich dniach będziemy miały kogo trzymać za rękę…
Samotność, wbrew temu co się dzisiaj mówi, nie jest zawsze opcją dobrą. Często jest pułapką, w którą wpadamy z poczuciem, iż tak jest lepiej. Jest kryjówką, w której jest milo, ale która jednak ma wadę w postaci ukrywania się – z czasem przestajemy w niej bowiem prawdziwie żyć…Przyzwyczajamy się do niej, zapominając, iż ona nie jest tylko dobrą przystanią, ale może być rozwiązaniem, które coraz bardziej będzie nas izolować od ludzi. Samotność ma bowiem to do siebie, iż trudno z niej wyjść. Raz posmakowana uzależnia.
Samotność jest uzależniająca. Uważaj na nią!
Potrzebujemy ludzi, dla emocji, poczucia bycia ważnym człowiekiem, żeby się rozwijać, inspirować, nadawać życiu sens. I o ile do tego celu nie jest konieczny partner, mąż czy dzieci, to na pewno rodzina się sprawdza, pozwala nam bowiem zaspokoić te potrzeby. Inni ludzie również mogą nam dać to wszystko, ale to w perspektywie wielu lat życia dużo trudniejsza droga…