Sekretne smaki kotletów

twojacena.pl 4 godzin temu

**O KOTLETACH**

Nie wiem, jak u innych samotnych kobiet, ale do mnie ciągnie najróżniejsza dziwota. Wczoraj późnym wieczorem leżałam na łóżku, wzdychając. Nachodziłam się wiadomościami, nakładałam kotletów i cierpiałam ile wlezie.

Nagle zza szafy dobiegło ciche wycie. Cienki, żałosny głosik.

Pluszwy? pomyślałam. W Warszawie piszą, iż plaga tych robaków. Czyżby dotarły aż do Łodzi? Zmęczone pewnie.

Po dziesięciu minutach pluszwy przestały wyć i zaczęły drapać coś po podłodze.

Zaraz wstanę i walnę po łbie skłamałam.

Nie sposób wstać po talerzu kotletów. Jakby jeszcze w nocy przycisnęło to już tylko turlać się do łazienki.

Nie wal po łbie uprzejmie poprosiły pluszwy.

Gadające przemknęło mi przez myśl przez mgłę kotletową. Czyli nie pluszwy. Sąsiad zwarzył? Ale kto teraz nie zwariował? No dobra, ja. Mnie choćby nie z czego, a inni się męczą.

Pluszwy przestały drapać, a w półmroku ku mnie zaczął skradać się coś kudłatego i wysokiego. Wzrok mam kiepski, więc mrużyłam oczy, starając się ogarnąć trzy rzeczy: czy kotlet nie okazał się idealnym środkiem nasennym i dawno śpię? To trzy uszy czy rogi? Skąd taki wysoki, nieznany sąsiad w klatce? Wszystkich wysokich od razu zapisuję w notesie mam kolekcję.

Wiesław Stanisławowicz? spróbowałam zidentyfikować intruza.

Zimno odparł dryblas i natychmiast walnął czołem w żyrandol. Ałaa!

No to kto?

Dziad Mróz zarechotał długi, wyciągnął ku mnie czarne, chudeżkie łapy i zawył: Uuuuuu!

Na Halloween też maluję paznokcie na czarno. To u ciebie hybryda czy naturalne?

Naturalne obraził się długi.

Niewygodnie pewnie z takimi drapakami w nosie dłubać.

Nie rozumiem! Nie boisz się?

Przysunął swoją straszną mordę tuż do mnie i okazało się, iż ma trzy uszy. Dwa normalne, a trzecie ogromną narośl na skroni.

Muszę oddać książkę w tym tygodniu, a mam tylko trzy strony. Do tego kredyt i rozwód. Jestem dorosła, wybacz. Strasz mnie tam fałdami czy czymś.

U nas mówią, iż choćby w dzieciaku nie wrzeszczałaś. Garnia walnęłaś jednego do dziś ma głowę na bakier.

To po co przyszedłeś?

U ciebie przytulnie.

To przez kotolet. Chcesz?

Chcę.

To sobie sam nakładaj, ja nie wstanę.

Strasznomordy gość pomknął czarnym cieniem do kuchni, wrócił z herbatą (nalał do mojego ulubionego kubka!), kotletami i kanapkami. W pysku trzymał jabłko. Zupełnie jak ja, tylko włosy gęstsze.

Weźmiesz? podał mi talerz.

Co?

Pytałem, czy chcesz. Bierz, nabrałem dużo.

Chętnie, ale już nie wejdzie.

A wyglądasz na pojemną kobietę, jak pyton w okularach.

Dzięki za komplement. Kładź się obok.

Przesunęłam się i trochę poleżeliśmy razem. Było dobrze. Noc, mlaskanie, zapach kotletów. Czego więcej trzeba dla spokoju ciała i duszy?

Może zejdziesz do sąsiadki na trzecie? Stara jest, kilka jej trzeba.

Byłem u niej wczoraj. Rzuciła we mnie stołkiem.

A, stąd ta narośl.

Ta.

Poleżeliśmy jeszcze pół godziny, każdy wzdychając o swoim.

Chyba się do nich przylączę. Fajnie tak włóczyć się po cudzych mieszkaniach i pałaszować darmowe kotlety. Tylko na głowę trzeba coś solidnego garnek na przykład.

**Dzisiaj zrozumiałem, iż czasem najlepszym schronieniem przed życiem jest talerz kotletów i dziwaczny gość z trzema uszami.**

Idź do oryginalnego materiału