**Siedem lat pod jednym dachem z teściową: dlaczego moja siostra uważa, iż świat jest jej coś winny**
Moja młodszą siostrę nazywają Zosia. Odkąd pamiętam, zawsze potrafiła przedstawić siebie jako ofiarę. U niej wszystko jest nie tak, wszystko trudne, wszyscy winni – tylko nie ona. Nie przywlażała się do rozwiązywania problemów – wolała czekać, aż ktoś inny wszystko załatwi, porzucając własne sprawy i pędząc na ratunek. Delikatnie mówiąc, żyła w przeświadczeniu: „świat mi należy”.
Tuż po studiach Zosia wyszła za mąż. I nie powiem, iż miała pecha – wręcz przeciwnie, trafiła jej się szansa, o której wielu marzy. Jej teściowa, Krystyna Nowak, okazała się kobietą o dobrym sercu i rozsądku. Miała kawalerkę, odziedziczoną po ciotecznej babce. Zamiast ją wynajmować, zgodziła się, by młoda para mieszkała tam za darmo. Sama została w swoim mieszkaniu – dwupokojowym, na obrzeżach Wrocławia. Wszystko po to, by młodzi mogli oszczędzić i uzbierać na własne. Niestety, tak hojne gesty często kończą się brakiem wdzięczności.
Zosia nie przepadała za pracą. Chętnie wylegiwała się na kanapie, popijając kawę i przeglądając media społecznościowe. Wyjść do pracy po studiach? Po co, skoro można gwałtownie zajść w ciążę i iść na macierzyński? Tak też zrobiła – po roku woziła już wózek, a kolejny rok później mężczyzna podał ją do rozwodu i zniknął. Została sama. I kto ją przygarnął? Oczywiście teściowa.
Krystyna znów okazała współczucie – pozwoliła Zosi zostać w mieszkaniu, dopóki ta nie „staną na nogi”. W jej rozumieniu oznaczało to: znaleźć pracę, odłożyć choćby na wkład własny do kredytu, powoli uczyć się samodzielności. Ale Zosia rozumiała to inaczej: odpoczywać, dopóki ktoś nie wyrzuci.
Teściowa pomagała, jak mogła: opiekowała się wnuczkiem, kupowała zabawki, donosiła zakupy. A Zosia zamiast oszczędzać, jeździła na zagraniczne wakacje, kupowała markowe ciuchy, wrzucała w sieci zdjęcia nowych torebek i makijaży. A mieszkanie wciąż zajmowała za darmo. Jej były mąż, nawiasem mówiąc, nie marnował czasu – wziął kredyt, ożenił się ponownie, ułożył sobie życie. A moja siostra uznała, iż jej wolno nic nie robić – wszyscy powinni za nią.
Minęło siedem lat. Wtedy Krystyna, która od dawna jest już na emeryturze, przypomniała, iż kiedyś planowała wynająć to mieszkanie, by mieć choć niewielki dochód. Grzecznie poprosiła Zosię, by pomyślała o wyprowadzce. I co się stało? Siostra urządzała przedstawienie, iż pozazdrościłby każdy teatr. Z krzykiem i łzami oskarżała, iż wyrzuca się ją z dzieckiem na ulicę. Oczywiście, robiła to przy synku i w obecności byłego męża.
Nikt jej nie wyrzucał na bruk. Nasi rodzice mieszkają pod Poznaniem, w dużym domu, gdzie dla Zosi i dziecka jest osobny pokój. Ale ona tam nie chce jechać. Dlaczego? Bo w rodzinnym domu trzeba czasem pomóc w obowiązkach, sprzątać po sobie, wstawać wcześnie – a ona przywykła do wygodnego życia. Więc postanowiła zrzucić problem na mnie.
Z mężem dopiero co spłaciliśmy pierwsze raty kredytu, zrobiliśmy remont i zaczęliśmy wynajmować mieszkanie. Czynsz w całości pokrywa naszą miesięczną opłatę. Na razie mieszkamy w jego dawnym lokum. Gdy Zosia się o tym dowiedziała, bez zmrużenia oka zaproponował, byśmy „przyjęli ją na pół roku”. Oczywiście, za darmo. I zapewniał, iż pół roku wystarczy, by wszystko poukładać.
Ale ja znam Zosię. Te pół roku łatwo zamieniłoby się w osiem lat. A remont w naszym nowym mieszkaniu zostałby zrujnowany w kilka miesięcy. Potem miałabym pretensje, iż jestem „sknerą” i nie chcę pomóc rodzonej siostrze. Dlatego od razu stanowczo odmówiłam. I to była najlepsza decyzja. Zosia wpadła w furię, zaczęła rozsyłać wiadomości – narzekać przed rodziną, przedstawiać nas jako bezdusznych, podburzać synka przeciw wszystkim.
Ale już nie daję się manipulować. Z mężem pracujemy, budujemy przyszłość. Nie odpoczywaliśmy na zagranicznych plażach, nie kupowaliśmy drogich ubrań – oszczędzaliśmy. Nie jesteśmy zobowiązani płacić za czyjeś lenistwo i lekkomyślność.
Do dziś nie rozumiem – jak można przez siedem lat nie pomyśleć o przyszłości? Sądzię, iż będzie mieszkać u teściowej wiecznie? A może czekała, iż ktoś z rodziny podrzuci jej kolejne mieszkanie? Najgorsze jest to przekonanie, iż wszystko jej się należy. choćby własny syn stał się kartą przetargową w spektaklu pt. „Jestem biedna, nieszczęśliwa, wyrzucają mnie”.
Co zrobić z taką siostrą? Kontynuować kontakt, czy postawić kropkę? Jestem zmęczona byciem „zobowiązaną”.