W regionie Sinaloa w Meksyku czerwiec był najtragiczniejszym miesiącem od początku konfliktu gangów Los Mayitos i Los Chapitos – doszło do ponad 200 zabójstw, a 80 osób uznano za zaginione.
Jest poniedziałek, koniec miesiąca. Juan Ignacio budzi się wcześnie i niemal odruchowo sięga po telefon. Pierwsze, co robi, to sprawdza wiadomości w trzech grupach na WhatsAppie, które informują o bieżących ruchach rywalizujących gangów. To nie jest zwykła ciekawość – to sposób na ocenę, czy może dziś wyjść z domu bez narażania życia. Zastanawia się też, czy bezpiecznie będzie zawieźć dzieci do babci lub ciotki, które często się nimi opiekują.
W jednej z grup oznaczonej grafiką pizzy, Juan rozpoznaje powiązania z Los Chapitos. Inna, oznaczona symbolem sombrero, wydaje się być związana z Los Mayitos. pozostało trzecia, której afiliacje są dla niego niejasne.
Napięcie nie opuszcza go ani na chwilę, zwłaszcza gdy przypomina sobie groźby, jakie otrzymał jego brat.
Kobieta, powołując się na domniemany dług, zażądała od niego horrendalnej kwoty pieniędzy.
Po dotarciu do pracy, gdzie zajmuje się dostarczaniem przesyłek, Juan otrzymuje nieoczekiwany telefon z działu kadr. Dowiaduje się, iż z powodu spadku sprzedaży jego wynagrodzenie zostaje obniżone.
Wstrząśnięty wraca z dziećmi do domu. Jego żona jest zaniepokojona. W aucie włącza radio, gdzie przemawia Martha Reyes, przewodnicząca meksykańskiego stowarzyszenia pracodawców Coparmex. Wspomina o skali zwolnień – Juan dowiaduje się, iż znalazł się w gronie ponad 15 tysięcy osób, które właśnie straciły pracę.
Mimo to mówi: „Przemoc stała się codziennością, ale nie można się zatrzymać – trzeba żyć dalej.”
To już drugi raz, gdy wojna gangów dotknęła jego najbliższych. Tym razem to jego brat stracił grunt pod nogami, tak jak wcześniej przyjaciel Itzela – Joseph. Kiedyś to Itzel drżał o los Josepha. Teraz Juan Ignacio zna ten sam strach. I wie, iż – tak jak oni – musi iść naprzód, niezależnie od wszystkiego.