Skrzydlate marzenia wznoszą się ku niebu…

newskey24.com 3 tygodni temu

Żurawie-łodzie płyną po niebie…
Jagoda obudziła się i przeciągnęła z rozkoszą. Zastanawiała się, jaki dziś dzień. Obróciła głowę, by spojrzeć na zegarek. Jej wzrok zatrzymał się na białej chmurze sukni ślubnej, wiszącej na drzwiach szafy. Zbyt długa, powiesiła ją na zewnątrz, by się nie pogniotła. Wspomnienia runęły na nią lawiną, przygniatając tak, iż zabrakło powietrza.

Gdy przymierzała tę suknię w salonie, przez chwilę wydawało się, iż robi dobrze. Nie ma już Igora. A Filip jest przy niej – żywy, troskliwy, zamożny i przystojny. Nic się już nie zmieni. Za kilka godzin włoży tę suknię i pojedzie w ślubnym korowodzie do urzędu stanu cywilnego.

Jagodę przeszedł dreszcz na tę myśl. Odwróciła się od sukni – symbolu jej zdrady.

Wczoraj powiedziała to mamie. Blada, wykończona chemią i operacjami, matka patrzyła na córkę zapadniętymi oczami.

— Rozumiem, córeczko. Ale Igora nie ma…

— Zaginął, ale nie zginął — odparła Jagoda ostro. — Może jest w niewoli? Wymieniają jeńców.

— Jagódko, a jaki on wróci z niewoli? Oglądasz wiadomości? choćby jeżeli fizycznie będzie cały, to psychika… Po co ci to? Masz dopiero dwadzieścia cztery lata. Życie dopiero się zaczyna. I nie byliście razem tak długo.

— Mamo, obiecałam na niego czekać. jeżeli wyjdę za Filipa, zdradzę go. A jeżeli wróci? Jak spojrzę mu w oczy? — Jagoda już krzyczała, dławiąc się łzami.

— Cicho, nie krzycz. On też obiecał wrócić. Wojna. Łatwo obiecywać, trudno dotrzymać. Gdyby żył, dałby znać, prawda? — Matka objęła córkę.

Jagoda położyła głowę na ramieniu matki i usłyszała, jak ciężko oddycha. W płucach szeleściło jak papier.

„Mama ma rację. Filip tyle dla nas zrobił. Załatwił mamie najlepszą klinikę w Warszawie, dał pieniądze na leczenie. Wyciągnął ją dosłownie zza grobu. Wciąż przechodzi chemię. Jest nadzieja. A jeżeli znowu zachoruje? Pieniędzy nie ma, jedyna szansa to Filip. Nie mogę odmówić… To przecież mama, marzy o wnukach… A ja myślę tylko o sobie…”

Jagoda otarła łzy.

— Wszystko będzie dobrze, mamo. Nie martw się.

Matka wzdychała, zerkała ukradkiem na córkę, raz po raz żegnając ją w myślach, sądząc, iż nie widzi.

— Nie bądź głupia. Za takiego Filipa trzeba się trzymać obiema rękami — gderała przyjaciółka Małgosia, nie kryjąc zazdrości.

— No to się za niego złap. Jesteś ładniejsza ode mnie. — Małgosia pokręciła głową i pokazała palcem koło skroni.

— Jestem mu winna, rozumiesz? — Jagoda mówiła gorączkowo. — I zawsze będę. To jak dobrowolne więzienie. On może robić, co chce, a ja choćby pisnąć nie śmiem. Bo jestem z-ob-o-wią-zana. To nie życie, tylko klatka.

— Głupia jesteś. Pożyjesz trochę, jak się nie przyzwyczaisz, rozwiedziesz się. Nic wielkiego. — Małgosia machnęła ręką.

I te słowa wszystko przesądziły. ale im bliżej ślubu, tym ciężej było Jagodzie na sercu. „Tak, na pewno mnie puści. Tyle pieniędzy w nas włoŻycie potoczyło się dalej, a wiatr rozwiał resztki wspomnień jak jesienne liście.

Idź do oryginalnego materiału